niedziela, 26 czerwca 2011

25.06.2011 - Chińszczyzna i koncert Budki Suflera w Pobiedziskach

 Sobota, 25 czerwca 2011

To była sobota z gatunku tych szybkich, a przecież mój nie najmłodszy organizm nie pozwala sobą nad przesadnie rządzić. Po dwóch kiepsko przespanych nocach, musiałem wykrzesać z siebie jakąś moc, aby nie zawieść tego dnia nikogo, a także siebie. Rano na krótko do pracy, później obiad, wanna, próba popołudniowej drzemki, niestety nieudana, aż tu nagle żona mówi: "no dalej, wychodzimy, nie możemy się spóźnić". Znajomi obchodzili dziesiątą rocznicę ślubu (młodziaki!)  i zaprosili nas (i kilkanaście innych osób) do Chińskiej Restauracji. Nie wiedziałem, że będzie tak obfita wyżerka, więc dwie godziny wcześniej wsunąłem trzy gołąbki na obiad, nie szczędząc sobie talerza młodych ziemniaków. Ledwo się przywitaliśmy i zajęliśmy wyznaczone miejsca (na szczęście obok jubilatów), a tu już rozkładają talerze i serwują zupę, a właściwie to trzy zupy (dałem radę tylko dwóm), chwila odpoczynku i wjeżdżają półmiski z tuzinem potraw. Obłędnie pięknych i smakowitych. Powiedziałem sobie: co tam, wcinaj, nie żałuj sobie, najwyżej pękniesz, ale przynajmniej z rozkoszy. Nic nie dał półgodzinny odpoczynek, bo na stole pojawił się jeszcze tort. Poprosiłem o kawałek bez przekonania. Niestety, ku memu zdziwieniu tort okazał się przepyszny, zatem na talerzu pozostawił po sobie tylko cienkie paseczki kremu, których nie udało mi się wyskrobać łyżeczką. Byłem wykończony. W pewnej chwili poczułem się jak nażarty krokodyl, który wyleguje się nad brzegiem Nilu z otwartym pyskiem, by ochłodzić swe ciało. Po trzech godzinach bardzo przyjemnej nasiadówy, podczas której kolega opowiedział mi o swoich łowieckich sukcesach i przestrzegał przed szarżującym dzikiem, trzeba było energicznie podnieść dupska z krzeseł i szybko udać się do domu. Ledwo dojechaliśmy na miejsce, nie zdążyłem się nawet porządnie przebrać i z lekka ochłonąć na kanapie, by ten ołów w brzuchu się uleżał, a tu już Tomek Ziółkowski podsyła sms-a, że będzie u mnie za 5 minut i zabiera mnie do Pobiedzisk na koncert Budki Suflera !!! Kurcze, jak się cieszę - pomyślałem (choć przecież wiedziałem o tym od kilku dni). Zajeżdżamy do Pobiedzisk, chmur jakby mniej, ładne słońce, żadnego wiatru, a to tylko 25 km od Poznania. Myśleliśmy, że koncert Budki ma się odbyć na Rynku, a więc udajemy się tam ambitnie Tomka Fordem, ale widzimy, że wszyscy ludzie idą w przeciwnym kierunku. Tomek przystanął, ja otworzyłem szybkę, rzuciłem pytanko w kierunku tubylców i już wiedzieliśmy, że będzie pięknie. Okazało się, że cała impreza odbywa się za stadionem Huraganu Pobiedziska, nad samym brzegiem przeuroczego i malowniczo położonego jeziora. Gmina Pobiedziska zorganizowała Jarmark Piastowski, który trwał ponoć przez cały dzień. Z całą masą atrakcji dla młodziaków i dorosłych, a więc pełno budek z jedzeniem, karuzela, zjeżdżalnie dla łobuzerki, występy różnych artystów, itd...My z Tomkiem przyjechaliśmy prawie na styk. Koncert Budki zaplanowano na 21-szą, a my byliśmy ze dwadzieścia minut przed czasem. Auto zaparkowaliśmy jakieś sto metrów od centrum wydarzeń, a kiedy doszliśmy na miejsce, okazało się, że bez najmniejszych problemów możemy podejść niemal pod samą scenę. Ludzi było już kilka tysięcy, ale stali oni od siebie w sporych odległościach, także przypominało to głowę łysiejącego faceta. Zrobiło mi się głupio, pomyślałem: jak to?, za chwilę tutaj wystąpi legenda polskiego rocka, jeden z najpopularniejszych zespołów, a tu tak kiepsko? Moje obawy szybko zostały rozwiane. Kiedy grupa weszła punktualnie na scenę, odwróciłem się za siebie i zobaczyłem morze ludzi !!! Gdyby komuś zachciało się w tym momencie siku, to jego pech. Na scenie pierwszy pojawił się Romuald Lipko, a po nim sprawnie weszli pozostali muzycy, Tomek Zeliszewski za bębny, drugi bębniarz, drugi klawiszowiec, gitarzysta, basista, dwie atrakcyjne chórzystki i na końcu mistrzunio Cugowski. Światła huknęły,  Maestro Krzysztof Cugowski rzucił: "znowu w życiu mi nie wyszło...." ,dołączyły po chwili wszystkie instrumenty, no i zaczęło się !!! Ciarki mi przeszły po plecach, bo jak lubię Budkę, tak nigdy dotąd nie byłem na ich koncercie. Podczas, gdy Tomek Ziółkowski zaliczył ich kilkanaście, no ale Tomek to za bycie "takim" fanem, powinien mieć już za życia postawiony pomnik. Ależ ten Cugowski ma głos! - pomyślałem. Ilu to moich idoli mogłoby mu buty czyścić. Po obowiązkowym wstępie jakim jest zawsze "Sen o Dolinie", nastąpiło "Twoje Radio", a po chwili przepiękna wersja "To nie tak miało być" , która rozwaliła nas z Tomkiem doszczętnie. Kiedy po tym utworze Budka zaintonowała mega hit "Bal Wszystkich Świętych", a tłum oszalał, ja jeszcze nuciłem utwór wcześniejszy. Dodam, że co chwila spoglądałem na Tomka, a ten śpiewał wszystkie teksty piosenek. I ku memu zdziwieniu podobnie zachowywała się spora część sąsiadującej publiki. Milutko. Właściwi ludzie, we właściwym miejscu, o właściwym czasie. Skończył się "Bal...", a tu na scenę wchodzi Felicjan Andrzejczak i zaczyna "Noc Komety". Szał!! Ale wiem , że on się za chwilę skończy. I tak się w moim przypadku dzieje, gdyż po nim obowiązkowa "Jolka, Jolka Pamiętasz". Nie cierpię tego nagrania od zawsze!!! Szczerze. I nie wiem dlaczego? Ale na koncercie dało się to jakoś przełknąć. Najważniejsze, że ludzie byli wniebowzięci. Felicjan machnął te dwa hity i zszedł ze sceny. Aż tu nagle szok !!! - na scenę wchodzi Iza Trojanowska !!! Pięknie przyozdobiona czerwonym kostiumem, blond bujnymi włosami, ściętymi na filmową Amelię, szczuplutka, zgrabniutka i roztańczona, słowem: bomba ! Zaśpiewała także tylko dwie piosenki. Ale zabiła nimi wszystko co było dotychczas. "Tyle samo prawd ile kłamstw" oraz "Wszystko czego dziś chcę" rozgrzały widownię do czerwoności. Przed nami kilkunastoosobowa grupa dwudziestolatków zaczęła tańczyć pogo, a z ich ust klarowała się znajomość wszystkich tekstów, zarówno zwrotek i refrenów. Poczułem się nieswojo, bo ja już zapomniałem wielu z nich, a ci młodzi ludzie pokazali mi wręcz środkowego palca. Kiedy K.Cugowski powrócił przed mikrofon, zaatakował kapitalną wersją "Młode Lwy", by po chwili znowu połechtać spragnione dusze Budkowych szlagierów, serwując m.in "Takie Tango" czy "Cisza Jak Ta". Było jeszcze kilka piosenek, o których nie wspomniałem, a wypadły świetnie. Na koniec Budka zagrała "Jest taki samotny dom". Serce zaczęło mi walić. Ale nie tylko mnie. Zrobiło się majestatycznie. Nie ma lepszego utworu na koniec. Coś przepięknego! Ależ to wykonali. Wierzyć się nie chce, że czynią tak zawsze, na każdym koncercie, bo zagrali to tak, jakby to była najspecjalniejsza wersja tylko dla tej publiczności, zgromadzonej w przeuroczych Pobiedziskach. I koniec. Zeszli ze sceny. Ale ludziom udało się ubłagać zespół, by ten coś jeszcze zagrał. A ten nie mógł odmówić. Weszli jeszcze na chwilę wszyscy na scenę, włącznie z gośćmi F.Andrzejczakiem i I.Trojanowską. Ładnie się ukłonili, pozostając na niej w komplecie, jedynie poza Izą Trojanowską, która zniknęła. I zaczął się dwu-utworowy bis. Na początek "Piąty Bieg", gdzie w duecie zaśpiewali Cugowski i Andrzejczak, a później jeszcze raz tego wieczora "Bal Wszystkich Świętych", po czym weszło na scenę trzech przedstawicieli gminy Pobiedziska i wręczyli wielki bukiet kwiatów Krzysztofowi Cugowskiemu. To już był koniec tego pięknego wieczoru i cudowne zwieńczenie dnia. Pan konferansjer zachęcał jeszcze do pozostania, gdyż miał za chwilę wystąpić jakiś didżej, ale 80 procent ludu ruszyło w stronę głównej części miasta lub parkingów. Długo nie mogliśmy wyjechać z tych niewielkich Pobiedzisk, ale dzięki temu przeanalizowaliśmy z Tomkiem cały koncert i pogadaliśmy jeszcze o innych sprawach. Do domu zajechałem na chwilę przed północą. A jeszcze z żonką poszliśmy sobie na króciutki spacerek. Później przysłowiowo padłem na pysk. Nie byłem w stanie włączyć komputera i napisać linijki tekstu o tym intensywnym dniu. Za który, tymże wszystkim osobom składam wielkie dzięki!

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl