sobota, 31 grudnia 2011

Kilka życzeń na Nowy Rok

Dużo ciepła, miłości oraz jak najwięcej radosnych chwil, to przyda się nam wszystkim w nadchodzącym Nowym Roku, czego najmocniej życzę !!!   I tego jeszcze, abyśmy o sobie tylko dobrze myśleli, życzliwością obdarowywali, pomagali i szanowali wzajemnie, a życie stanie się piękniejsze i bardziej wartościowe. A dla tych, dla których muzyka w życiu, ma jeszcze mniejsze , bądź wręcz marginalne znaczenie, życzę aby jej piękno wreszcie zaczęło być dostrzegalne. Bo, gdyby wszyscy ludzie potrafili usłyszeć wartości w niej ukryte, nie byłoby wojen i nienawiści.
Wszystkiego dobrego !
A.M.


P.S. Audycja jutro normalnie o 22-giej. Zapraszam Serdecznie. Już w nowym 2012 roku.

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

piątek, 30 grudnia 2011

Wczorajsza nocna radio/telewizja z Romkiem Rogowieckim

Nie mając radioodbiornika , posłuchałem wczoraj radiowej "jedynki" w moim telewizorze, bo okazało się, że ją tam mam. Prezent od mojego Taty, w postaci telewizji HD, otworzył moje nie tylko oczy na świat, ale także i uszy. Doceniam jakość obrazu. Będzie frajda na Euro i jeszcze na kilka innych rzeczy. Okazało się, że w pakiecie tym, znalazło się dodatkowo kilka stacji radiowych. Chyba z pięć czy sześć. I w zasadzie wszystkie takie same, czyli nie do słuchania. Ale, ale, ale! Jedna to mi sprawiła frajdę. "Jedynka", czyli Pierwszy Program Polskiego Radia. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem przyjemność posłuchać w radio, poprawnej i ładnej polszczyzny. Słuchanie radia w TV, posiada jedna wadę, otóż co rusz po ekranie kursuje symulowany głośnik, z którego widać płynące fale eteru. Także, najlepiej odwrócić się od telewizora, gdyż można dostać od tego bzika.
Była mniej więcej pierwsza w nocy, gdy wyłączyłem Jethro Tull z odtwarzacza CD, zrobiłem sobie posłanie, i postanowiłem pobawić się telewizorem, rozpoznać owe kanały HD, jak i troszkę dodatkowych, które wleciały przy okazji w prezencie. No i kiedy doszedłem do tych stacji radiowych, raptem usłyszałem w "Jedynce" głos Romana Rogowieckiego, który podsumowywał muzycznie mijający rok, czytał sms/y od słuchaczy, opowiadał o prezentowanych wykonawcach, itd...Tak mnie facet wciągnął do tej swojej muzycznej wirówki, ze słuchałem go do końca, czyli do trzeciej w nocy. Zresztą, jakiej tam nocy. Dla mnie noc to dzień. Zawsze wolałem blask księżyca od jasności. Wówczas dzieją się rzeczy najciekawsze.
Roman Rogowiecki słucha innej muzyki, niż ja, ale fajnie ją czuje, a poza tym posiada umiejętność trafnego doboru utworów. Pamiętam, że w latach osiemdziesiątych, też taki był. Radośnie go słuchałem zatem. Facet cokolwiek zagrał, a wiele z tego niby nie było z mojej bajki, to wszystko mi się podobało, że ach.. A czasem nawet i bardziej, niż tylko podobało. Zamiast zasypiać przy radio/telewizorze, to ja z pisakiem klęczałem i zapisywałem. Fajne były te dwa utwory z nowego Toma Waitsa (w którego twórczości nigdy przecież nie gustowałem), jeden dobry numer Foo Fighters, choć drugi już słabszy. Zarąbisty zespół The Black Keys, którego płytę na pewno sobie kupię! I to niebawem. Bardzo ciekawy utwór Lykke Li. I tutaj zaskoczenie, bowiem miałem tę płytę już kiedyś pożyczoną , lecz wtedy nie zrobiła na mnie wrażenia, ale widać zbyt szybko ją oddałem, a trzeba była jeszcze posłuchać. Pan Romek Rogowiecki zagrał jeszcze takiego białego debiutanta, o nieco czarnym głosie, pan się nazywa Mayer Hawthorne. Bardzo fajna rzecz, na pograniczu retro stylowości i nowego brzmienia, trochę tanecznie, ale raczej do przyjemnego wysłuchania. Nie wiem jak cała płyta, ale te dwa numery no no no! Nie powiem, aż chciałoby się posłuchać całego dziełka. Poza tym, był jeszcze Maleńczuk śpiewający Okudżawę, grupa Mech w hołdzie Tomkowi Beksińskiemu, i wielu innych mniej lub bardziej znanych. Ogólny klimat audycji, bardzo, ale to bardzo bardzo...!  Pana Romka już całe wieki w radio nie słyszałem, tym bardziej było przyjemnie po latach. Pamiętam jego "Metalowe Tortury" , tak ze dwie i pół dekady wstecz. Pomimo rzadko spędzanego czasu przy radioodbiorniku w swoim życiu, tego akurat bardzo lubiłem posłuchać. Dzisiaj Pan Romek nie gra już tak ciężko na antenie, ale jego gust pozostał smakowity. Także, Brawo!
Przy okazji, w ramach chwalipięctwa, dodam, iż w roku 1993 lub 94 , miałem okazję osobiście Go poznać.  A nawet i chwilkę pogadać o muzyce. Pracując w tamtym czasie, w jednym z komercyjnych sklepów płytowych Poznania, dostałem cynk od przedstawiciela firmy BMG na Wielkopolskę , Tomka Kananowicza, że będzie pewnego dnia robić obchód po poznańskich sklepach, jego szef na Polskę, a był nim wówczas Pan Romek Rogowiecki. Spięty byłem i podekscytowany zarazem, jakby miała mnie odwiedzić głowa państwa, a skończyło się na bardzo przyjemnym spotkaniu. Pamiętam, że ucięliśmy sobie kilka zdań na temat Dan Reed Network, Aerosmith i rapera Tone'a Loca, którego Pan Romek zdaje się, lubił.
A tak na dokładkę jeszcze dodam, ze pod koniec PRL, nasz poznański Zamek (vide Cesarski), organizował projekcje koncertów z VHS, na dużym ekranie, i przyjeżdżali na nie, znani dziennikarze z kraju, głównie radiowi. Między innymi, Tomek Beksiński, na którego nie udało mi się wówczas załapać, ale też i Wojciech Mann, na którym byłem i pogadałem sobie przez chwilę o Meat Loafie (facet wszystko wiedział!!!, a do tego palił Marlboro, jednego za drugim), no i  podczas jednej  z takich koncertowych projekcji, pojawił się także Roman Rogowiecki. Zaprezentował on, kasetę "Historia", z teledyskami (wszystkimi wówczas) grupy Def Leppard, po projekcji cała sala zadawała pytania, na które mistrzunio grzecznie odpowiadał. Było milutko, ale i r'n'rollowo.
Tylem, com zapamiętał.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

wtorek, 27 grudnia 2011

Takie tam po Świętach, a i przed Sylwestrem.

Święta, Święta, i po Świętach. Brutalna poranna pobudka. Koniec dobrego. Do roboty. Trzeba powrócić do codzienności. Przed wyjściem z domu spoglądam jeszcze na zaokienny termometr, i zauważam na nim 9 stopni powyżej zera. Cholerka, gdyby tak zza tych chmur wyłoniło się przygrzewające słoneczko, to mogłoby dojść do plus piętnastu, a to by była już prawdziwa wiosna. Ale i tak nie jest źle. Nie pamiętam , kiedy o tej porze roku, było tak ciepło. Dzięki temu zapłaciłem za ostatnie dwa miesiące o połowę mniej za prąd, w mojej robocie, w stosunku do roku ubiegłego. I nie tylko z uwagi na grzejniczek olejowy, ale do tej pory nie zrobiłem jeszcze ani jednej kawy czy herbaty. Cały czas tylko zimne napoje. Choć z tym to uważać należy. Podczas ostatniej niedzielnej audycji, popijaliśmy z Agnieszką tylko zimne napoje, a po drugiej w nocy przyszło nam poczekać na dworze za taksówką, tak z dziesięć minut, i kiedy wróciłem do domu, zaczęło mnie w gardziołku podszczypywać. Na szczęście moja żoncia dobrze zaopatrzyła domową apteczkę, i dwa neoanginy zaaplikowane po trzeciej w nocy, plus dwa kolejne od samego rana, doprowadziły mnie do pełni sprawności. Bo szkoda byłoby się przed Sylwestrem rozłożyć. Chyba, że po raz pierwszy od niepamiętnych lat, spędzę go poza szaleńczym parkietem? Oby nie. Wiem, że są różne formy jego spędzania. Jedni idą na jakieś okrutne bale, przyodziani w paralityczne garnitury (hańba! dla prawdziwego rockmana), drudzy tego dnia celowo przykładają głowy do poduch przed północą, jeszcze inni wybierają na przykład marznięcie na Starym Rynku ,z szampańskimi kwasidłami w dłoniach i wymalowanym uśmiechem skierowanym do kamer telewizyjnych,..., i tak dalej, i tak dalej. Ja to najbardziej lubię grono przyjaciół. Gwar, śmiech, pijaństwo, obżarstwo i kolekcję takich hitów, że portki opadają. I oby tak też było w tym roku. Czego wszystkim życzę , przy tejże okazji. Ale z tego co mi dzisiaj pewien dobry znajomy doniósł, to w Poznaniu, do kotleta ma przygrywać Perfect. Ojojoj! Za friko i do tańca. Cóż, znak czasów. Podobno wystąpi także Gazebo. Tak, tak, ten od "I Like Chopin" czy "Lunatic". Jako młodzieniec, uwielbiałem te piosenki, i ze starej płyty wciąż sobie chętnie ich nawet i dzisiaj posłucham. Ciekawe, co facet potrafi jeszcze na żywo? Chętnie zobaczę w telewizorni, ale na Plac Wolności nie pobiegnę w tę zimnicę. Że o oparach z wydychanego wińska i szampana już nie wspomnę, bo na samą myśl... Ale to nie Gazebo ma być gwiazdą No.1. Tak samo jak i nie London Beat, którzy mają także wystąpić, a jakaś tajemnicza niespodzianka. Nie wiem kim ona się okaże, ale kilka miesięcy temu z przecieków wynikało , że będą to OMD. Czyli Orchestral Manoeuvres in The Dark. Gdyby to oni  mieli stać się tą niespodzianką, to... nie powiem, byłoby coś.
Ale abstrahując od Sylwestra, do którego mamy jeszcze cztery dni, dziś kolejna porcja zdjęć, uchwycona podczas jazdy tramwajem. Co nietrudno będzie zauważyć. Te zamazy i zarysowania na szybie pojazdu, widoczne są aż nadto. Z tymi zdjęciami to nieco wyhamuję na jakiś czas, by nie było zbyt nudno, ale pomyślałem sobie, że utrwalę dzisiejszy poranek w Centrum Miasta, w atmosferze tuż poświątecznej.

/opustoszały przystanek na Moście Teatralnym/ - Studenci i licealiści mają wolne od zajęć, i miaste od razu jakieś takie wymarłe


/w "dziewiątce" także puścizna/


/Rondo Kaponiera/


/także Kaponiera, kilka sekund później/


/dzisiaj 93-rocznica Powstania Wielkopolskiego (zwycięskiego!!!), o czym także przypominano Poznaniakom, jak choćby i tu, czyli na Kaponierze, na wysokości torów kolejowych/


/Wydział Prawa i Administracji UAM/


/wszystko razem - fragment Auli UAM, w głębi Teatr Wielki, pomnik Adama Mickiewicza oraz Krzyże Bohaterów Czerwca 56 (i nie tylko)/


/Zamek Cesarski/


Zdjęcia powyższe, to głównie dla tych z dala od Poznania. By im się milej zrobiło.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

BEGGARS & THIEVES - "We Are The Brokenhearted" - (2011) -

BEGGARS & THIEVES - "We Are The Brokenhearted" - (FRONTIERS RECORDS) -  ***1/2



Beggars & Thieves, czyli Żebracy i Złodzieje. Ta amerykańska grupa, miała tych ponad dwadzieścia lat temu, gdy zadebiutowała, ambicję tworzyć muzykę bliską rock'n'rolla , heavy metalu ,a także i bluesa. Mieli stać się taką nieco grzeczniejszą wersją Motley Crue, Guns N'Roses, i tego typu podobnych zespołów. Pierwsza płyta, wydana w 1990 roku, dobrze zapowiadała karierę zespołu. Album miał poparcie dużej wytwórni , jaką była Atlantic Records, a i sama początkowa sprzedaż albumu była nie najgorsza. Niestety za rogiem czyhał wróg, który pod nazwą "grunge" doszedł w następnym roku do głosu i całkowicie pozabierał mikrofony takim zespołom jak Beggars & Thieves. W 1991 roku, żadnej wytwórni płytowej, nie interesowało już takie granie. Wszystkie szukały dookoła złotodajnych żył, w rodzaju Soundgarden, Pearl Jam, Nirvana czy Alice In Chains. Lider Żebraków ,Louie Merlino, dał sobie zatem spokój, zamykając drzwi przed niechcianym światem kraciastych koszul, szortów do kolan i obowiązkowym do kompletu trampek, zamykających dolną część ciała. Wraz z tą  grupą, pozaszywało się na długie lata w norach, tuziny podobnych bandów. Kiedy w drugiej połowie lat 90-tych, nadeszła grunge'owa odwilż ,nieśmiało co niektórzy zaczęli wypatrywać czystości terenu, do ponownego tworzenia dzieł.  Beggars & Thieves byli jednymi z nich. W 1997 oraz 1999 roku, wydali pod rząd, dwie bardzo udane płyty, z repertuarem blues-heavy rockowym, które to płyty kompletnie przepadły na rynku melodyjnego rocka. Kto wie, może dlatego, że obie płyty wydała (nieistniejąca już dzisiaj) wytwórnia MTM Music, której ambicje były ogromne, lecz możliwości niewielkie. Firmę tę prowadziło trzech panów, których imiona złożyły się na skrót owej firmy. Pod literką "T' ukrywał się znany niemiecki piłkarz Thomas Hassler, który jako miłośnik muzyki, całe życie marzył, by samemu kiedyś wydawać płyty zespołów, grających muzykę bliską jego największych fascynacji. Marzenia się spełniły, a i sam katalog napełnił się efektownymi tytułami. Niestety, sama piękna idea nie wystarczyła. Firma kilka lat temu splajtowała, a i o samym Thomasie Hasslerze, także słuch zaginął.
Wracając do Beggars & Thieves, szkoda, że z owych dwóch MTM-owskich płyt, mało komu dane było usłyszeć tak wspaniałe utwory, jak: "Soul Confession", "Piece Of My Heart" czy "The Closer".
Teraz, gdy od ostatniej płyty, minęło 12 lat, grupa dała sobie kolejną szansę, by zaatakować w zupełnie nowych czasach. Jakże bardziej przychylnym takiemu graniu, lecz wciąż dalekim do doskonałości. Z dawnego składu pozostali dwaj muzycy, za to ci najważniejsi, którzy od początku stanowili o trzonie repertuarowym. Mianowicie, Louie Merlino - wokalista i gitarzysta , oraz Ronnie Mancuso - gitarzysta, który pełni tutaj także rolę okazjonalnego klawiszowca i basisty, pomimo iż grupa posiada obecnie w swoich szeregach etatowego basistę, jak i perkusistę.
Nagrany przez nich nowy i czwarty zarazem album (w skromnej dyskografii) "We Are The Brokenhearted", przynosi niewiele ponad 43 minuty muzyki. Muzyki zaskakującej, jednak nawiązującej do dawnych poczynań zespołu, ale bez wątpienia muzyki ślicznej. O ile do rocka przystaje takie określenie. Na pewno jest to najłagodniejszy album w ich dorobku. Ale najłagodniejszy, niech nie oznacza, że nierockowy. Żebracy i Złodzieje, postanowili odnaleźć się w takiej nieco emocjonalno-balladowo-rockowej formule. I nagrali płytę tak niezwykle wciągającą i piękną zarazem, że obojętnie wobec jej uroku, może przejść tylko jakiś brookliński raper, któremu właśnie jakiś coolturalny gang podpieprzył brykę, z jego różową landrynką u boku.
Oprócz delikatnej zmiany profilu muzycznego, nastąpiła jeszcze jedna znacząca przemiana, i to na plus. Otóż, nie wiem czy to przypadek, czy może akurat grupa jest pod silnym wrażeniem dokonań Larry'ego Greene'a, ale cały ten nowy album, pachnie twórczością grupy Harlan Cage. Genialnej grupy notabene, która u nas pozostaje wręcz kompletnie nieznana. Jako nie pierwsza zresztą, i nie ostatnia. Co w tym przypadku zakrawać powinno o kryminał. Inną kwestią pozostaje fakt, iż Harlan Cage, strasznie się lenią, tak więc nowa płyta Żebraków idealnie wypełnia lukę oczekiwań wśród jej fanów. Tak przy okazji, trudno jeszcze nie zauważyć podobieństwa w śpiewie Louie Merlino do L.A.Greene'a. Z kolei w muzyce, panuje to samo budowanie napięcia, podobne akcenty w melancholijnych zwrotkach i wybuchowych refrenach. Momentami ulegałem wrażeniu, że to nowi Harlan Cage. Być może to wszystko jednak jest kwestią przypadku. A zatem, być może zupełnie przypadkowo powstały, kto wie, czy nie najcudowniejsze ballady tego roku, jak: "Oil & Water" czy "Never Gonna See You Again". Lub także tylko niewiele im ustępująca "Wash Away". A i pozostałych jeszcze siedem uroczych i efektownych rockowo-balladowych piosenek, wypełniających tę czarującą płytę. O której, ten okrutny świat, niestety szybko zapomni.


1. WE COME UNDONE
2. OIL & WATER
3. INNOCENCE
4. NEVER GONNA SEE YOU AGAIN
5. BEAUTIFUL LOSERS
6. SEVEN SECONDS
7. STRANDED
8. WASH AWAY
9. MIDNIGHT BLUE
10. WE ARE THE BROKENHEARTED


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

poniedziałek, 26 grudnia 2011

ROYAL HUNT - "Show Me How To Live" - (2011) -

ROYAL HUNT - "Show Me How To Live" - (FRONTIERS RECORDS) - ****1/2

Dodaj napis


Miałem to szczęście, że poznając Royal Hunt w 1997 roku, grupa ta była tuż po wydaniu genialnej płyty "Paradox". Od razu stałem się jej wielkim fanem. I choć wszystkie wcześniejsze albumy grupy, także mnie urzekły, to jednak żaden nie posiadał już tej mocy. Niestety, zaraz po wydaniu tego niezwykłego dzieła, z grupą rozstał się charyzmatyczny wokalista D.C.Cooper, który postanowił pójść własną ścieżką kariery, nie zdobywając nigdy sławy , zarówno solo, jak i z różnymi współtworzonymi projektami. Na jego miejscu chwilę później pojawił się John West, także amerykański wokalista, który na początku dzielnie sobie poczynał,, lecz później już niestety ... O jeszcze późniejszych losach grupy, nie da się już powiedzieć niczego szczególnego. No, może z wyjątkiem kilku niezłych kompozycji, które gdyby pozbierać z ostatnich 10 lat, to może starczyłoby na jedną przyzwoitą płytę. Najgorzej grupa się miała ostatnimi czasy. Mark Boals, kompletnie nie pasował jako wokalista, do komponowanej muzyki przez Andre Andersena, a i przede wszystkim samym kompozycjom brakowało niemal wszystkiego. Zespół zatracał pomału cechy swojego oryginalnego stylu, brakowało zapamiętywalnych melodii, ciekawych partii instrumentalnych, klarownego brzmienia,... Słowem - wszystkiego!  Wściekłość ogarniała mnie z płyty na płytę, że nie mogłem powiedzieć dobrego słowa o zespole, który jeszcze do nie tak dawna, był mi tak bliski. Po ub.rocznej płycie "X", byłem dosłownie załamany, choć dawałem tej płycie kilkadziesiąt szans na zmianę moich tzw. pierwszych złych odczuć podczas przepraw przez nią.
Na wieść o tym, że do zespołu powraca D.C.Cooper, wcale nie popadałem w euforię. Byłem nawet przekonany, że to już i tak koniec zespołu, i że genialność kompozytorsko-producencka A.Andersena, dawno się wyczerpała. Tak było do pierwszego nastawienia tej płyty. Płyty, od której teraz wręcz nie mogę się uwolnić. Drodzy Państwo, oznajmiam, że Royal Hunt właśnie powracają w iście królewskim stylu, na który zasługuje ten zespół, i to nie tylko dzięki swojej nazwie (Królewskie Polowanie).
Muzycy chyba się tak za sobą stęsknili , że obecnie wspólne muzykowanie (po 14 latach !!!)  przyniosło efekt podobny do spotkania po latach swojej pierwszej miłości. Kompozytorska butla Andersena, w której wszystko przez lata wyschło, ponownie napełniła się płynem ze złotodajnych nut. Wszyscy muzycy oszaleli i wpadli w trans. Wszystko jak w pięknej baśni, zaczęło się układać, począwszy od wybornego albumowego wstępu "One More Day", po finałowy "Angel's Gone". Powstała płyta, na której klawiszowe królestwo Andersena wygrywa ponownie cudowne melodie, nie spuszczając ze swej mocy nawet na krok. Muzyk ten przypomniał sobie jak niegdyś grali: Bach, Chopin czy Liszt. I jak dawno już on sam, nie posiłkował się ich mocą. D.C.Cooper, z kolei zaśpiewał, jakby w ogóle nie było tych 14 wyrwanych lat. W ten sam sposób pragnę także zaznaczyć wszędobylskie soczyste gitarowe akcenty, z kilkoma melodiami do tego stopnia ekscytującymi, ze mogą stać się niebezpieczne dla słabszych serc. Na tej płycie jest 7 utworów. Po wysłuchaniu całości, z żalem chce się wykrzyknąć, dlaczego tylko siedem? A to wszystko trwa 42 minuty. Może to i dobrze, że muzycy nie próbowali uszczęśliwiać nas jakimiś wypełniaczami, lecz poczęstowali głównym ekstraktem możliwości kompozytorskich Anno Domini 2011. Dodam, szaleńczo pięknych. Posłuchajcie proszę choćby "Hard Rain's Coming" lub "Half Past Loneliness". To dosłownie utwory roku !!! Albo mini suity "Show Me How To Live". To jest prog metal najwyższej próby, czy jak kto woli symfoniczny metal. Nieważne, jakby tego nie nazwać , i z pełnym szacunkiem dla konkurencji, ale ta płyta pozamiatała wszystkie tegoroczne dzieła długowłosych ambicjuszy. Bo przy całej wszech panującej konkurencji, Royal Hunt stali się bezkonkurencyjni.


1. ONE MORE DAY
2. ANOTHER MAN DOWN
3. AN EMPTY SHELL
4. HARD RAIN'S COMING
5. HALF PAST LONELINESS
6. SHOW ME HOW TO LIVE
7. ANGEL'S GONE


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

26.12.2011 - Kościół Św.Stanisława Kostki, Winiary, Poznań

/na zdjęciu Winiarski Kościół pw. Św.Stanisława Kostki./
fotka została wykonana w dniu 26.12.2011 /poniedziałek/ ,w porze wieczornej, przed godziną 19-tą, podczas wspólnego spaceru z moją żoncią, w ramach wyprostowania kości i zrzucenia nieco kalorii. Akurat trwała msza. Mnie jednak bardziej zależało na utrwaleniu skromnej , aczkolwiek oświetlonej choinki, widocznej po prawej stronie obok wieży. Jako, że nie jestem z zamiłowania fotografem, nie posiadam należytego sprzętu, fotkę machnąłem z telefonu komórkowego.
Dzisiaj to zdjęcie nie posiada może zbyt wielkiej wartości, lecz za ileś tam lat?.... , kto wie?....   :-)


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

Polowanie na królewskie płyty ROYAL HUNT





moje ROYAL HUNT'owe królestwo.
od góry, od lewej:
- "Royal Hunt 2006" (podwójne koncertowe CD - wersja PROMO)
- "Message To God" (japoński 3-utworowy maxi singiel)
- "Last Goodbye" (3-utworowy maxi singiel PROMO - oryginalnie bez okładki)
- "Far Away" (6-utworowy mini album, wydany w Japonii)
- "Clown In The Mirror" (drugi album w dyskografii, wersja USA)


rząd poniżej:
- "Land Of Broken Hearts" (pierwszy album grupy, wydanie japońskie)
- "Royal Hunt 1996" (dwupłytowy album koncertowy, wydany w Japonii - od niedawna osiągalny na DVD)
- "On The Mission 2002" (japońska kompilacja, z dwoma niespodziankami)
- "The Best Live" (japoński 13-utworowy składak z nagraniami koncertowymi)
- "The Mission" (6 album studyjny)


jeszcze rząd poniżej:
- "Paradox - Closing The Chapter" (album koncertowy, będący toćka w toćkę odtworzeniem albumu "Paradox" - od niedawna dostępny takze na DVD)
- "Paradox" (4 album studyjny)
- "Moving Targets" (3 album studyjny, wersja japońska)
- "The Watchers" (bardzo ciekawa płyta, zawierająca inne wersje znanych utworów, tj. koncertowe, nowe wersje, singlowe czy pełne)
- "Intervention" (5-utworowy mini album wydany w Japonii, choć na zdjęciu nie widać OBI przy pudełku, bo po prostu zapomniałem do zdjęcia je wyciągnąć z książeczki, gdzie często zdarza mi się je przechowywać)


no i na samym dole, także od lewej leżą sobie grzecznie:
- "Fear" (pierwsze wydanie 5 studyjnego albumu)
- "Eye Witness" (7 album studyjny)
- "Paper Blood" (8 album studyjny)
- "Collision Course" (9 album studyjny, będący kontynuacją albumu "Paradox", często zwany po prostu jako "Paradox 2")
- "Show Me How To Live" (11-ty, najnowszy album grupy)

no, i w tym momencie zorientowałem się, że zapomniałem dołożyć dziesiątej dyskograficznej studyjnej płyty.
A zatem, na osobnym zdjęciu poniżej bonusowa fotka z okładką tej pominiętej przeze mnie płyty. Może dlatego, że w sumie niespecjalnie lubianej?...

 na powyższym zdjęciu widnieje 10-ty studyjny album "X"


Ten królewski w nazwie zespół, poznałem w 1997 roku. Był on wówczas w naszym kraju tworem wręcz zupełnie nieznanym. I do dnia dzisiejszego niewiele się niestety zmieniło. Uważam to za jedną z największych niesprawiedliwości , że po dziś dzień, tak niewielu Polaków zachwyca muzyka tej grupy.  Jest szansa na nadrobienie tej zaległości, i to najlepiej właśnie teraz, bowiem do grupy powrócił legendarny (i najlepszy moim zdaniem) wokalista D.C.Cooper, który to opuścił swych kolegów po wybitnej płycie "Paradox" (1997). Niech to nie oznacza, że John West czy wcześniejszy jeszcze Henrik Brockman, byli jacyś gorsi. Absolutnie nie. Po prostu uważam, że D.C.Cooper, poza świetnym głosem, ma jeszcze to coś, co szczególnie go wyróżnia na plus, a poza tym działają we mnie względy sentymentalne, czyli poznanie grupy od najbardziej znanego ich dzieła, które gdy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z jego popularności, tak mnie zachwyciło, że przez dłuższy czas po jego wysłuchaniu, chodziłem z wrażenia do tyłu. Próbowałem zarazić wielu znajomych czy kumpli ich twórczością, jednak nie było to łatwe. Bez obrazy, ale jeśli coś bywa nieznane, częstokroć budzi nieufność. Uważam, że bez utworów typu: "River Of Pain", "Long Way Home" czy "It's Over" nie ma Royal Hunt. Wszystko inne ,choć bywa świetne, wspaniałe, itd..., nie bywa już doskonałe. Tak samo jak kapitalnym płytom "Fear" (1999) czy "Clown In The Mirror" (1993), po prostu daleko do fenomenu "Paradox", arcydzieła pierwszej wielkości. Moim zdaniem, rzecz jasna. Znam wszak kilku miłośników kompozycji Andre Andersena i spółki, którzy zupełnie inaczej by zestawili swoje Top 5 czy Top 3 albumów Royal Hunt, w stosunku do moich faworytów. I w ich przekonaniu, to oni by mieli rację. Co jak najbardziej szanuję.
Powrót Royal Hunt cieszy nie tylko z uwagi na osobę D.C.Coopera, ale przede wszystkim dlatego, iż Royal Hunci właśnie przed chwilą wydali kapitalną płytę "Show Me How To Live", która z uniesionym czołem ku górze, może w równym rzędzie stanąć obok najwybitniejszych dzieł tej duńsko-amerykańskiej maszyny, z korzeniami rosyjskimi, jakie przecież posiada liderujący Andre Andersen. Którego, tak przy okazji, uważam za jednego z najzdolniejszych , a wręcz nawet wybitnych, w przełomie wieków, w muzyce rozrywkowej. Jakkolwiek to nie zabrzmi, bowiem heavy metal, rock progresywny czy symphonic metal, to przecież dziedziny muzyki  rozrywkowej. Tak samo jak niegdyś dzieła mistrzów Vivaldiego, Dvoraka czy Liszta, także dostarczały  ludowi rozrywki. A przecież na bazie ich (między innymi) dokonań, Andre Andersen cudownie operuje klawiszowymi pasażami czy akordami, ciesząc serca swoich fanów. O samej nowej płycie Royal Hunt'ów napiszę już wkrótce. Zresztą, żywię nadzieję, iż nasłuchujecie muzyki z "Show Me How To Live" w cotygodniowych naszych wieczoro-nocach, w "Nawiedzonym Studio". Właśnie wczoraj przekroczyliśmy półmetek tego albumu. Tak więc, z siedmiu kompozycji, już cztery za nami, a trzy stanowią wciąż nie odkryte złoża.
W ramach tradycyjnego chwalipięctwa, postanowiłem strzelić powyższe fotki z moimi Royal Huntami, pomijając solowe dzieła D.C.Coopera, Johna Westa czy Andre Andersena, którym uczciwie rzecz przedstawiając, daleko do zespołowej siły. Pewni ludzie znakomicie czują się razem, a rozdzieleni wiją się na obrzeżach nijakości. Co może nie do końca jest sprawiedliwe wobec "jedynki" D..C.Coopera czy także "jedynki" Andre Andersena.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 25 grudnia 2011 - Radio "Afera" Poznań 98,6 FM

"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 25 grudnia 2011
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl




THE MAMAS AND THE PAPAS - "The Best Of" - (1995) -
- California Dreamin' /1965/


ENYA - "And Winter Came..." - (2008) -
- White Is In The Winter Night


CHRIS DE BURGH - "The Storyman" - (2006) -
- Leningrad
- The Mirror Of The Soul


COLIN BASS - "An Outcast Of The Islands" - (1998) -
- Denpasar Moon


GREG LAKE - "The Greg Lake Retrospective - From The Beginning" - (1997) -
- I Don't Know Why I Still Love You -  /z II solowego LP "Manoeuvres" z 1983 r./


MOYA BRENNAN - "Heart Strings" - Live with the Royal Liverpool Philharmonic Orchestra - (2009) -
- I Will Find You


PENDRAGON - "Passion" - (2011) -
- Skara Brae


ROYAL HUNT - "Show Me How To Live" - (2011) -
- Another Man Down


MEAT LOAF - "Hell In A Handbasket" - (2011) -
- Party Of One 
- Live Or Die
- California Dreamin'


MEAT LOAF - "Bat Out Of Hell" - (1977) -
- Paradise By The Dashboard Light


WISHBONE ASH - "Elegant Stealth" - (2011) -
- Man With No Name
- Can't Go It Alone


BEGGARS & THIEVES - "We Are The Brokenhearted" - (2011) -
- Never Gonna See You Again


LOREENA McKENNITT - "A Midwinter Night's Dream" - (2008) -
- The Holly & The Ivy
- God Rest Ye Merry Gentlemen


JETHRO TULL - "Aqualung" - (1971 / 2011) - 40th Anniversary Special Edition
- Aqualung
- Cross-Eyed Mary
- Up To Me
- My God


BETTE MIDLER - "The Divine Miss M" - (1972) -
- Do You Want To Dance?
- Chapel Of Love
- Superstar
- Hello In There
- Leader Of The Pack


BLONDE ON BLONDE - "Contrasts" - (1969) -
- Ride With Captain Max
- No Sleep Blues
- Goodbye
- I Need My Friend
- Eleanor Rigby


REPUBLIKA - "Siódma Pieczęć" - (1993) -
- Nostradamus
- Prośba Do Następcy
- Reinkarnacje


BIG COUNTRY - "No Place Like Home" - (1991) -
- Republican Party Reptile




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

sobota, 24 grudnia 2011

NAWIEDZONE STUDIO, 25 grudnia 2011, zagra na żywo. Zapraszam !!!

Pomimo Świąt, "Nawiedzone Studio" zagra jutro na żywo. Bardzo się cieszę, że jutrzejszy program zrealizuje Agnieszka Krzyżaniak, która aby tradycji stało się zadość, zawsze jeden program w roku, stara się wspólnie ze mną zrealizować.
Większość płyt na jutro mam już zapakowanych (do nawiedzonej torby), a i w moim zeszycie zapisałem najlepsze z nich nagrania. Mam nadzieję, że żadni nieproszeni goście, nie zachwieją przebiegu audycji, jak to czasem bywało w przeszłości. Choć i z tym sobie radzę, po prostu wypraszając owych natrętów.
A zatem, ZAPRASZAM SERDECZNIE na jutro !!!

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

WESOŁYCH ŚWIĄT !!!

Szanownym Nawiedzonym (i nie tylko) pragnę życzyć na Święta Bożego Narodzenia, duuużo zdrowia, wesołości i piękna nastroju chwili.
Poniżej zacytuję wierszyk, jaki dostałem dzisiaj od 11-letniej Zuzi z Baranowa, córeczki mojego genialnego kumpla, a leci on tak:
"Dużo szczęścia, pomyślności, nie połykaj z karpia kości. Nie jedz bombek, nie pal siana, jedz pierogi, lep bałwana. A w Sylwestra siedź do rana". Właśnie tak to widzą dzieci, a świat dzieci jest najpiękniejszy, o czym każdy z nas (tych starszych ramoli rzecz jasna) wie. Dzięki takim wierszykom można myślami się do niego cofnąć.
Dziękuję przy okazji za życzenia, które przed dokonaniem tego wpisu, już od Was otrzymałem !!!

P.S. Wczoraj z moją żoncią i paczką znajomych, wyskoczyliśmy na kolację, złożoną z 12-tu "grzesznych" potraw, jak to u nas bywa coroczną tradycją. Przed tą kolacją dostałem, od mojego przyjacielka Psemcia, 1-kilogramowy prezencik, który memu brzuszkowi sprawił tak ogromną radość , że słowami nie potrafię tego opisać. Ów obiekt radości prezentuję na poniższym zdjęciu, a raczej zdjęciach:

Kilogramowa paczka szczęścia na Święta. :-)  , które to Święta już tylko dzięki tym 1000 gramom nabrały najpiękniejszych barw.

No to raz jeszcze , WESOŁYCH ŚWIĄT !!!

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

piątek, 23 grudnia 2011

Wizyta w papierniczym

Zebrało się. W jednej chwili zabrakło wszystkiego. Długopis ledwo zipie, bo stale przerywa. Taśmy klejącej zostało na trzy zwoje. W zeszycie ostatnich pięć kartek. Nie ma co, trzeba chwycić za portfel, pójść do papierniczego i kupić co trza. Poszedłem więc. Dwie panie ekspedientki uwijały się zwinnie. Jedna przyjmowała towar na sklep, a druga obsługiwała. Szybko poszło, dwie klientki przede mną, raz dwa towar dostały, zapłaciły, podziękowały i wyszły. No i przyszła kolej na mnie. "Poproszę to, poproszę tamto i jeszcze owamto..." Pani Ekspedientka wszystko sumuje i pakuje do siatki, a w tym czasie za mną pojawia się pewna przedemerytalna miła Pani. Widać, że żadna z niej arystokratka czy burżujka. Ot, zwykła kobitka, normalnie ubrana i także normalnie się wysławiająca. Bez żadnych gę, ę, ą, itp... Ponieważ podliczanie mojego wciąż trwa, przysłuchuję się owej starszej Pani. Bezwładnie rzecz jasna. Czyli tak jak słynny kelner z Kutna w "Zmiennikach" S.Bareji, który w odcinku z Temidą, na sali rozpraw stwierdził, że on to usłyszał to i tamto, "ale generalnie to ja nie podsłuchuję, bo ja mam dosyć własnych spraw na głowie...". Powróćmy do owej kupującej Damy. Ta w pewnej chwili rzuciła zapytanie: "ma Pani zeszyty w ...jakieś tam linie, ...i coś tam jeszcze?" A Pani Ekspedientka na to: "tak, a mają być takie czy owakie?" I tu mnie w serce dźgnęło, bo Dama kupująca odpowiedziała: "wszystko jedno, niech Pani da tych pięć, tamtych także pięć, bo wie pani, ja to biorę dla mojej sąsiadki, która jest samotną matką, z trójką dzieci, a ona nie ma na nic, to chociaż tym dzieciakom położę to pod choinką". Po czym dodała jeszcze coś mniej więcej takiego, że takie ładne zeszyty sprawią tym dzieciakom radochę, bo nie wiadomo czy cokolwiek dostaną od Gwiazdora". I kiedy wydawało mi się, że zakupy już ta Pani zakończyła, ta słowotokiem dołożyła: "i poproszę do tego jeszcze tak, trzy plasteliny, trzy komplety tych mazaków, ......" , i reszty to już nie pamiętam. Ścięło mnie i zatkało zarazem. To było piękne. Pierwszy raz zobaczyłem coś takiego na własne oczy.  Nie w telewizji. Nie z opowieści, że ktoś tam komuś, kiedyś... Tylko obok mnie stała kobieta , której los kilku ludzi nie był obcy. Na tym właśnie polega wiara, na tym polega dobro, na tym polega człowieczeństwo. A nie na tym, że idziemy pochlać z imprezową paczką do pubu za kilkadziesiąt ostrych złotych, a następnego dnia wrzucamy do puszki Wielkiej Orkiestry 2 złote i przyklejamy sobie serduszko na pierś kurtki, żeby kurwa mać wszyscy widzieli jakim to ja jestem "dobrym człowiekiem".
UWAGA! - wpis nie zawierał lokowania produktu.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

środa, 21 grudnia 2011

Sypnęło śniegiem

Kiedy wstałem rano i podszedłem do okna, oczom nie wierzyłem. Biało wszędzie, a nikt mnie wczoraj nie ostrzegł. Ale co tam moje zaskoczenie, grunt żeby tradycyjnie drogowców nie ścięło z nóg. Na razie mogą  spokojnie popijać gorącą kawkę w swoich kantorkach i ugrzewać się przy kaloryferku, bo wszystko co opada w wodę się zamienia. Ładnie przez chwilę się zrobiło. I kto to pisze? Ten co nie znosi zimy. Fakt, nie znoszę, ale akurat w tych dniach przymykam oko. Na Święta, na Sylwestra, niech sobie śnieżek poleży. Ale od razu po pierwszym stycznia won!
Rano wybrałem się po zakup kilku drobiazgów na prezenty i utrwaliłem na kilku fotkach śnieżny obraz rzeczywistości, który to poniżej:

moje ukochane Winiary, opustoszałe niczym po alarmie bombowym, a to przecież tylko śnieżek

a to z tego samego miejsca, tylko rzut nieco bardziej na lewo. Też ładnie, prawda? Widać jak akurat tramwaj podjeżdża do świateł przed przystankiem w kierunku na Piątkowo.

Przy okazji kupowania prezentów podskoczyłem na górę do Saturna, po płytę Republiki "Siódma Pieczęć", a konkretnie po jej najnowszą edycję, bo tej jeszcze nie miałem. Szkoda, że nie mogłem kupić sobie którejś z moich ukochanych Republiki, jak "Nowe Sytuacje" czy "Nieustanne Tango". No, ale tamte już mam od dawna. Co prawda w brzydszych wersjach, jednak zamiast kupować je ponownie, wolałem coś czego nie miałem. W Saturnie świetnie się mają z płytami Republiki. Nie widziałem tylko "Bez Prądu", ale reszta jest. Kilka dni temu półki ugniatały się pod płytami Republiki, teraz już mocno wykupione, ale jeszcze są. Nie po pięć egzemplarzy, a po jednym czy dwa , jak najbardziej.

Niech nikogo nie zdziwi brak ludzi, zdjęcie zostało zrobione dosłownie chwilę po otwarciu bram.
Po lewej stronie rzucają się na pierwszym froncie okładki grupy Queen.

Przystanek Pestki przy. al.Solidarności, czyli przy Galerii "Pestka"

druga fotka, z tego samego miejsca, lecz w stronę Galerii.
Wszędzie wyludniło. Co znaczy pierwszy śnieg. Wszystkich zaskoczył i przestraszył. Tylko nie mnie.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

poniedziałek, 19 grudnia 2011

MEAT LOAF, najnowsza płyta dotarła do mnie z Berlina, dzięki Przemkowi L.

We wczorajszej audycji pochwaliłem się , że mój dobry kumpel Przemek L. przywiózł mi z Berlina najnowszą płytę Meat Loafa. Jednak z braku przedświątecznego czasu, dostarczył mi ją dzisiaj. Kim jest dla mnie Meat Loaf, to wiecie od dawna, dlatego postanowiłem pochwalić się tą płytą na nawiedzonym blogu. Bo w końcu, gdzie mam się pochwalić jak nie tutaj.
Za chwilę zedrę z niej folię i zabiorę się za słuchanie, ale póki co, postanowiłem zrobić historyczne zdjęcia, na których można zobaczyć jeszcze płytę w oryginalnej folii, a także metkę z berlińskiego Media Markt, jak i również siateczkę z tegoż sklepu, w której Przemko przywiózł mi ten kompakt. Płyta od września jest już osiągalna w Australii, w Niemczech od 2 grudnia, natomiast w pozostałych krajach Europy (w tym w Polsce) ma się pojawić dopiero w lutym 2012 roku. Jak tu tyle wytrzymać? Zdziwiłem się natomiast, że nie było w berlińskich sklepach najnowszego Jane, zespołu bądź co bądź niemieckiego, który ogłosił już oficjalną premierę swojej płyty kilkanaście dni temu. Cóż, przyjdzie cierpliwie poczekać, choć nie ukrywam, iż nie jestem jakoś specjalnie podniecony wyczekiwaniem nowego dzieła Jane, biorąc pod uwagę bardzo przeciętne ostatnie ich poczynania. W zasadzie, ostatnia bardzo dobra płyta tego zespołu "Shine On", ukazała się w 2003 roku, czyli już osiem lat temu. A za chwilę to już nawet będzie dziewięć lat. Zresztą po śmierci Petera Panki, muzycy nie potrafią coś zapanować nad poczuciem dobrego smaku, którego życzę im z całą mocą.
A wracając do Meat Loafa, to żywię nadzieję, że "Klopsik" nie zgłupiał i nie zaskoczy mnie jakimiś raperskimi męczarniami, jak to jeden z naszych Słuchaczy, który nie wytrzymał i przesłuchał płytę w sieci, przestrzegł mnie przed beznadziejnością  nowego dzieła "Nietoperza rodem z Piekła" (vide "Bat Out Of Hell").  Z racji tego, iż pojawię się w pierwszy Dzień Świąt w "Nawiedzonym Studio", naszym wspólnym prezentem podchoinkowym niech będzie właśnie posłuchanie tej płyty. Oczywiście, między innymi tej płyty, albowiem przygotuję jeszcze całą masę innych niespodzianek i atrakcji. W końcu, niech tegoroczny Gwiazdor będzie obfity i pokaże ogólnoświatowemu kryzysowi środkowy palec.


na siateczce widnieje napis: "ich bin doch nicht blöd", czyli "nie jestem głupi", co jest naszym odpowiednikiem "nie dla idiotów".


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

NAWIEDZONE STUDIO IS THE BEST, a KIM DZONG IL'owi mówimy auf wiedersehen in HELL !!!

Dzisiaj w "Aferze" odbyła się tradycyjna coroczna Wigilia Radiowa, na której tradycyjnie, jak co roku, nie byłem. Ale był na niej Andrzej Bukała, nasz nadworny coniedzielny realizator. Podczas jej trwania, przysłał mi Andrzej ogromnie radosnego sms'a. Mianowicie, przekazał wiadomość, która nie tylko mnie raduje, ale mam nadzieję, że i Was, Moi Drodzy Słuchacze. Otóż, "Nawiedzone Studio" znalazło się na pierwszym miejscu słuchalności w internecie, spośród wszystkich audycji Radia Afera. Jeśli to prawda, to jest to dla mnie najpiękniejsza wiadomość tego roku !!! Za co, przy okazji, pragnę Wam gorąco podziękować !!!
Oczywiście świadom jestem, ze informacją dnia, jeszcze bardziej radosną od tej dotykającej bezpośrednio mnie samego, jest śmierć wodza Kim Dzong Ila. Niemniej Drogi Panie, zbaw proszę duszę tego łotra. Lecz najpierw wystaw paskuda na Sądzie Ostatecznym, na zasłużony lincz.




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 18 grudnia 2011 - Radio "Afera" Poznań 98,6 FM

"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 18 grudnia 2011
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl



WISHBONE ASH - "Argus" - 35th Anniversary Edition - (1972 / 2007) -
- The King Will Come - /BBC Radio One "In Concert", recorded at the BBC, Paris Theatre, London on 25th May 1972

ALL ABOUT EVE - "Scarlet And Other Stories" - (1989) -
- December

LOU REED - "Transformer" - (1972) -
- Perfect Day

V/A  - "Melodie Z Ulubionych Seriali 1964-1989" - (2004) -
- 07 Zgłoś Się (muzyka Włodzimierz Korcz, wokaliza Grzegorz Markowski)
- Przygody Psa Cywila (muzyka Jerzy Matuszkiewicz)

CESARIA EVORA - "Voz D'Amor" - (2003) -
- Velocidade

LEGENDARY PINK DOTS - "Any Day Now" - (1987) -
- Neon Mariners

REPUBLIKA - "Nowe Sytuacje" - (1983) -
-My Lunatycy

ANNIE LENNOX - "A Christmas Cornucopia" - (2010) -
- Angels From The Realms Of Glory

DORO - "Force Majeure" - (1989) -
- A Whiter Shade Of Pale
- Save My Soul
- World Gone Wild

PROCOL HARUM - "Procol Harum" - (1967) -
- A Christmas Camel

WISHBONE ASH - "Elegant Stealth" - (2011) -
- Reason To Believe
- Warm Tears
- Mud-Stick - /special guest DON AIREY/

ROYAL HUNT - "Show Me How To Live" - (2011) -
- Hard Rain's Coming


BEGGARS & THIEVES - "The Grey Album" - (1999) -
- The Closer

BEGGARS & THIEVES - "We Are The Brokenhearted" - (2011) -
- Oil & Water
- Innocence

JETHRO TULL - "Living In The Past" - (1972) -
- Christmas Song

JETHRO TULL - "Rock Island" - (1989) -
- Another Christmas Song

THE MOODY BLUES - "December" - (2003) -
- December Snow
- A Winter's Tale

STONE FURY - "Let Them Talk" - (1986) -
- Too Late
- Let Them Talk
- Babe

MAGNUM - "Vigilante" - (1986) -
- Need A Lot Of Love
- When The World Comes Down
- Vigilante

QUEEN - "A Kind Of Magic" - (1986) -
- One Year Of Love

KING CRIMSON - "In The Wake Of Poseidon" - (1970) -
- Cadence And Cascade
- In The Wake Of Poseidon
including: Libra's Theme

HUSSEY - REGAN - "Curios" - (2011) -
- Enjoy The Silence

CRESSIDA - "Cressida" - (1970) -
- Tomorrow Is A Whole New Day

EMERSON, LAKE & PALMER - "Works Volume 2" - (1977) -
- I Believe In Father Christmas


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

wtorek, 13 grudnia 2011

SEAL - "Seal 2" - (2011) -

SEAL - "Seal 2" - (REPRISE RECORDS) -  ***1/4



Niedawno upłynęła 20-rocznica od debiutu płytowego Seala. Wspaniałego notabene. Artysta (a raczej wytwórnia) powinien mrugnąć okiem do fanów i wydać go ponownie w jakimś specjalnym luksusowym pudle, co zresztą jest wszech panującą modą w dogorywającym dzisiaj szołbiznesie.A tu zamiast tego, na rynek właśnie trafiła całkiem nowa płyta, z premierowym studyjnym materiałem, choć w całości obcego autorstwa. Będąca kontynuacją wydanej przed trzema laty świetnej płyty "Soul". Ta najnowsza została opatrzona takim samym tytułem, lecz z dołączonym obowiązkowym numerkiem "2". Zawiera także interpretacje klasyków tegoż gatunku, których trzydzieści parę lub czterdzieści lat temu, słuchało się w klubach czy na dyskotekach. Piosenki te odegrały w życiu Seala niemałą rolę, przez co ten postanowił wlać w nie dużo z siebie, i wykonać je z pełnią pasji. Przy okazji warto zaznaczyć, że repertuar obu tych Sealowskich płyt, "Soul" i "Soul 2", dobitnie pokazuje jak kapitalna była ta stara murzyńska muzyka. Warto sobie skonfrontować właśnie te nowe wersje z pierwowzorami, by przekonać się, że Seal pięknie zaśpiewał zazwyczaj genialne kompozycje w historii muzyki pop. Bez względu na to czy nazwiemy je soulowymi czy jakkolwiek inaczej. Powstawały one w czasach, w których nie było pomocnych tandetnych komputerów czy innych plastików. Muzycy musieli i potrafili grać na gitarach, bębnach, trąbkach i wielu innych prawdziwych instrumentach. Przez co muzyka żyła i brnęła do przodu w swym pięknie i autentyczności. Fajnie, że Seal także zdecydował się na jak największą ilość prawdziwych instrumentów, w niewielkim stopniu aranżując do złudzenia symfoniczność przy pomocy współczesnych dobrodziejstw techniki. Inna sprawa, że Trevor Horn, jako producent, zawsze uwielbiał efekciarstwo, choć tym razem obyło się bez tandety. Mimo wszystko, bardzo szanuję tego człowieka i uważam za jednego z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych producentów (pomimo, iż także bywa przecież muzykiem). Na tej płycie gra on główne skrzypce konsoleciarskie, przy okazjonalnej pomocy innego giganta, jakim jest David Foster, który to z kolei był głównym producentem pierwszej części "Soul", tej sprzed trzech lat. "Soul 2" zawiera 11 piosenek, m.in. z repertuaru Al Greena, O'Jays, Marvina Gaye, czy zapomnianej świetnej grupy Rose Royce, i wielu innych... Całości słucha się wspaniale, a jedyną wadą jest czas trwania tego albumu, tylko 44 minuty, które przelatują w trymiga. Zestawienie piosenek z obu części tych soulujących płytek, mogłoby stanowić o podstawie do stworzenia przyjemnego, a zarazem w dobrym tonie party, ale i także poddać edukacji wszelakim twórcom miksów, zgrzytów i innych sampli, że to co oni tak pięknie psują, to ktoś kiedyś z niewiarygodną klasą skomponował. Nie muszę chyba dodawać, że Seal zaśpiewał to pięknie, bo o ile zdarzały mu się płyty przeciętne repertuarowo, o tyle zawsze ten niesamowity głos i ta jego emocjonalność, podbijały słupki do najwyższej jakości.
Mnie najbardziej urzekły Sealowskie interpretacje piosenek: ""Wishing On A Star" (ROSE ROYSE), "What's Going On" (MARVIN GAYE), "Love Don't Live Here Anymore" (ROSE ROYCE), "I'll Be Around" (THE SPINNERS) oraz "Oh Girl" (THE CHI-LITES).
A tak poza tym, to w ogóle świetna płyta!

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

13 grudnia 1981 , zapamiętane przez Nawiedzonego. To już 30 lat !!!

Niedziela, trzynasty dzień grudnia, roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego. Wyglądam przez okno, widzę śnieg, surowy krajobraz, który wcale nie zachęca do wyjścia z domu. Zza ściany, z sąsiedniego pokoju, dochodzi do mnie głośno nastawiony telewizor i komentarze moich rodziców. Uchylam do niego drzwi, i widzę generała Wojciecha, który głosi orędzie do narodu. Jako młody 16-letni chłopak, nie bardzo jeszcze wiem o co mu chodzi. Ton przemówienia poważny, ale spokojny zarazem, coś mówi o stanie wyjątkowym,.... Pierwszy raz spotykam się w swoim życiu z czymś takim, ale moi rodzice uspokajają, że nieprzyjaciel nie wtargnie do naszych mieszkań i nas nie pozabija. Rozpoczynam poranną toaletę i jak co niedziela, planuję wyprawę na cotygodniową giełdę płyt do Wawrzynka. A, że dzień wcześniej poumawiałem się z kumplami, to tym bardziej nie ma odwrotu. Rodzice mówią, nie idź, na pewno będzie nieczynne. Mama ze strachem dodaje: " jeszcze cię aresztują, zostań w domu". A ja jak się uprę, to nie zmienię postanowień, i już! No i wyruszyliśmy we trójkę z kolegami , do upragnionego celu. Szliśmy w tę zimnicę na piechotę, tempem marszowym, szybkim i zdecydowanym co tchu, lecz nie ze strachu, a z zimna. Pamiętam, że jako twardzielowi, mróz nie robił na mnie żadnego wrażenia, więc szedłem z gołą głową. Na co bym się dzisiaj już nie odważył. Tak, tak, były takie czasy, że nie chodziłem opatulony w szalik, rękawiczki, podwójne skarpety - jak dzisiaj. Pamiętam, że na ulicach było kompletnie pusto. Nic nie jeździło, ani nie chodziło. Skłamałbym mówiąc, że slalomowałem pośród czołgów czy tłumnie zgromadzonego wojska. To zobaczyłem dopiero w telewizji po powrocie do domu. Szybszym powrocie, niż się spodziewałem. I wcale nie byłem rozczarowany jakimś tam wprowadzonym stanem wojennym, tylko wściekłość mnie ogarniała, że na cały tydzień nie mam niczego nowego do słuchania. Jako młody głuptak miałem to całe zamieszanie w nosie. Ale cofnijmy się jeszcze nieco, bowiem zanim uczucie wściekłości mnie dopadło, weszliśmy z kolegami do przeraźliwie pustego budynku Wawrzynka i ujrzeliśmy dosłownie kilku takich śmiałków jak my, którzy nieświadomi powagi chwili, wybrali się także tego dnia , by pogadać o muzyce, powymieniać się płytami, albo coś kupić czy sprzedać,... Do końca wszyscy (tzn. tych 7-8 osób) mieliśmy nadzieję, że giełda płyt się odbędzie, no i że zaraz zjawi się tłum ludzi, zrobi się ciasnota, dymówa, której towarzyszyć będzie zapach nowych okładek płyt, mieszający się ze stęchlizną tych starych i nie zawsze zadbanych. Po półgodzinnym wyczekiwaniu przy drzwiach wejściowych do głównej sali, które niepokojąco długo były zamknięte, a zza drugiej strony szyby przebijała się absolutna ciemność, usłyszeliśmy kroki schodzące po schodach z wnętrza tegoż akademika. Były to kroki jednego z zaspanych studentów, a konkretnie muskularnego bramkarza, którego twarz znał każdy, jednak nikt nie śmiałby poigrać mu na nosie. Gość ten, tubalnym i stanowczym głosem powiedział: "a wy co? giełdy nie ma. Nie słyszeliście, że jest stan wojenny? Giełdy nie będzie do odwołania". No i cóż, rozległo się gwarowe "uuuuu", miny posmutniały i pomału wszyscy z niedowierzaniem zaczęli udawać się we właściwym sobie kierunku powrotnym. W nagrodę nieco później dowiedziałem się, że z racji tego stanu wyjątkowego Jaruzel dał młodziakom dwa tygodnie wolnego ze szkoły, za co byłem mu wdzięczny, ponieważ do szkoły zawsze miałem bardzo daleko, ogromnie niechętnie, bo stale coś tam ode mnie chcieli, zawracali głowę rzeczami mało mnie wówczas interesującymi, a odwracali uwagę od tych naprawdę mnie wciągających. Dzisiejsze kujonki i ambicjusze, nie są w stanie zrozumieć co mam na myśli. Ale niech wiedzą, że choć to nie ich wina, to dużo tracą z życia, które dzisiaj jest takie pospieszne, nerwowe, podczas gdy wówczas było naprawdę intelektualne, i to wcale nie za sprawą podręczników, przymusowych korepetycji, potrójnych kierunków studiów, itd...
Tyle zapamiętałem z owego trzynastego grudnia. W mojej dalszej rodzinie internowano solidarnościowca Bogdana C. , któremu wkrótce rozwaliło się małżeństwo. Niestety zbyt młody byłem, by zrozumieć czy na pewno z tego powodu, czy może jednak nie. Z nasłuchiwanej Wolnej Europy, przez mojego Tatę, dowiadywałem się o późniejszych draństwach sowieckich, pośrednictwie naszych braci milicyjno-wojskowych, i o wielu różnych rzeczach, które wówczas bolały, wkurzały, jednak dzisiaj miałbym ochotę już o tym zapomnieć. Czego życzę corocznym napastnikom okupującym dom Generała, a także wodzowi Jarosławowi, który na dzisiaj zapowiedział kolejny marsz nienawiści, aby niewinnie za jedenaście dni , dobrotliwym opłatkiem podczas wieczerzy, dzielić się miłością z bliźnimi, którym jak Pan Bóg przykazał, należy wybaczać i mściwości w sobie nie trzymać. Niestety, Pan Bóg , gdy rozdzielał miłość, nie pomyślał o wszystkich. A może nie dla wszystkich miłości starczyło?



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Dobra rada od "kolegi" po fachu

Nie chciałem poruszać tego tematu, ale żem szczery chłopak do bólu, to postanowilem się podzielić z Wami sympatycznymi uwagami jakie czasem otrzymuję. Poniżej taki jeden mailik dzisiejszy. Otwieram pocztę, spoglądam do korespondencji, i widzę taki oto tekścik. Od człowieka, który jest "kolegą po fachu", choć którego nigdy na oczy nie widziałem. To, że kilku radiowych kolegów nasłuchuje "Nawiedzonego Studia", wiem od różnych ludzi od dawna, choć szkoda, że oni sami nie mają odwagi mi tego powiedzieć. Liczę, że moje programy nie dają im spać, bowiem muzyczna uczta jaką serwuję co niedzielę, wprawia ich gusta w osłupienie. Cały czas żyję nadzieją, że któryś z sympatycznych kolegów, napisze mi jeszcze kiedyś co nie daje mu spokoju w najciekawszej muzycznie audycji w mieście Poznaniu, o czym jestem od dawna przekonany, nawet kosztem wypier......lenia mnie po tych słowach na bruk. Jako sympatyczny wszakże słowiański naród ,lubimy bliźniego swego i zawsze sympatyczną radą podniesiemy go na duchu, w celu zazwyczaj dowartościowania swoich niedociągnięć z pewnej dziedziny, za to przykrywając to dziedziną własną wykształciuchową, która dumę nam rozpiera. A jako pokolenie wykształciuchowe lubimy pochwalić się przynajmniej czymś, w czym można przy okazji doradzić subtelnie bliźniemu.
Nazwisko autora wycinam, by kolejnych rad uniknąć. Szkoda tylko, że na moje zapytanie, a jak muzyka, podobała się? , nastąpiło milczenie. Młodemu pokoleniu gratuluję perfekcyjnej znajomości language'owej. Cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdyby z taką pasją chłonęli oni wiedzę o muzyce, a także czerpali przyjemność z obcowaniem jej piękna, a nie tych popierdółek, z jakimi bełkoczą na tych swoich słuchaweczkach. I dobrze by bylo, gdyby mi takich uwag udzielała osoba posiadająca przynajmniej jedną dziesiątą moich płyt, mojego serca w nie włożonego, moich lat z tym spędzonych, czy przeżytych. Przeczytanych i przesłuchanych, także.
Niemniej Chłopie Drogi, więcej skruchy i skromności, zanim lingwistycznie świat podbijesz.
Szkoda, że właśnie tacy ludzie tworzą dzisiaj radio. Nie pasjonaci i znawcy, tylko tacy, którym się coś wydaje. Dobrze, że ów dżentelmen nie podważył moich kompetencji, bowiem aż strach mnie ogarnął , jakby mógł mnie swoją wiedzą o muzyce zagiąć.
Teraz rozumiecie, dlaczego "Nawiedzone Studio" gra samemu sobie? Bo przy współudziale znawców i doradców, byłoby profesjonalnym gównem.

P.S. Jakie to niesamowite, że gościowi się chciało to napisać. Ile musiał o tym myśleć. Nie dawało mu to spokoju. Pomyślcie, gdyby tak wszyscy reagowali na piękno muzyki, i po każdej cudownej płycie zasłyszanej w radio czy gdzieś tam..., od razu następnego dnia biegli po nią do sklepu, to przemysł muzyczny miałby się doskonale. Gdyby także w taki sposób tajemniczy Słuchacze zachwalali Nawiedzone Studio, ile by mi to sił dało do tworzenia jeszcze lepszych wieczorów. Dlaczego tak błyskawicznie niektórzy reagują nie na główny temat?

A oto ten miły poranny mail:

Witaj Andrzeju,

Z tej strony aferzysta z wtorkowo-środowej nocy. Dziś w aucie wracając od
Ukochanej słuchałem Twojej audycji i jako zawodowy anglista poczułem
profesjonalny obowiązek napisać Ci, iż słówko "balance" w języku
Shakespeare'a akcentujemy na pierwszą sylabę, a nie na drugą (ostatnią),
jak to robiłeś przy wielokrotnym zapowiadaniu płyty zespołu Final
Conflict. Nie jest to żaden osobisty przytyk ani podważanie kompetencji -
ot drobna rada od kolegi po fachu.

Pozdrawiam serdecznie,
(w tym miejscu pojawiło się imię i nazwisko Wujka Dobra Rada)





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl
 

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 11 grudnia 2011 - Radio "Afera" Poznań 98,6 FM

"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 11 grudnia 2011
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl



AXEL RUDI PELL - "The Ballads IV" - (2011) -
- In The Air Tonight


SCORPIONS - "Live 2011 - Get Your Sting & Blackout" - (2011) -
- When The Smoke Is Going Down


HALFORD - "Winter Songs" - (2009) -
- Oh Holy Night


NIGHTWISH - "Imaginaerum" - (2011) -
- I Want My Tears Back
- Rest Calm


CANDICE NIGHT - "Reflections" - (2011) -
- Wind Is Calling (Hush The Wind)


SEAL - "Soul 2" - (2011) -
- Wishing On A Star
- Love Don't Live Here Anymore


EMERSON, LAKE & PALMER - "Black Moon" - (1992) -
- Better Days


YES - "90125" - (1983) -
- Changes


FINAL CONFLICT - "Redress The Balance" - (1991) -
- The Time Has Arrived
- Across The Room
- Rebellion
- Wind Of Change


XYMOX - "Phoenix" - (1991) -
- At The End Of The Day


BIG COUNTRY - "Come Up Screaming" - (2000) -
- Porroh Man
- Chance


MAGNUM - "The Eleventh Hour" - (1983) -
- One Night Of Passion
- The Word
- Road To Paradise
- The Prize
- Breakdown


KATE BUSH - "50 Words For Snow" - (2011) -
- Wild Man


YES - "In The Present - Live From Lyon" - (2011) -
- Onward


STEVE HACKETT - "Beyond The Shrouded Horizon" - (2011) -
- Prairie Angel
- A Place Called Freedom


FRUUPP - "The Prince Of Heaven's" - (1974) -
- It's All Up Now
- Knowing You
- Crystal Brook


STRAWBS - "Grave New World" - (1972) -
- Tomorrow


THE MAGNIFICENT - "The Magnificent" - (2011) -
- Angel




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

niedziela, 11 grudnia 2011

Słowo o Plebiscycie, o nadchodzących Świętach , a także na niedzielę

Zawsze musi być ten pierwszy raz. Jako, że od jakiegoś czasu zupełnie nie kręcą mnie wszelkie rankingi, czy podsumowania, postanowiłem pójść za głosem sumienia i zrezygnować z corocznego Plebiscytu, wybierającego płytę roku. W dobie wszech wiedzącego internetu, mój plebiscyt i tak nie ma żadnego znaczenia, i do niczego się nie nada. Poza tym, uważam, iż w czasach, w których niewielu ludzi kupuje płyty, nieuczciwe jest ich zestawianie, bowiem dokonuje się go zazwyczaj na podstawie plików , a nie płyt. Oczywiście, nie mam na myśli Słuchaczy NS, których to nie dotyczy. Tym bardziej, że moje całoroczne złośliwe przytyczki w stronę piractwa, już dawno wyeliminowały chwasty. Pragnąc również być szczerym, dodam, iż w czasach kryzysu nie jestem w stanie ufundować nagród, a na poszukiwanie sponsorów nie mam czasu, sił, ani ochoty. Poza tym, i tak wiem, że gdzie tam mojemu plebiscytowi do tych najważniejszych ogólnopolskich. Lubię zresztą ostatnio niszę, dobrze się w niej czuję, nie muszę się niczym wyróżniać, tylko robić swoje i już. Ostatnio na niewiele w ogóle mam ochotę. Patrząc na upadającą kulturę, prawdziwą sztukę, itp... , nie chce mi się już nikomu niczego udowadniać.
Poza nieszczęsnym Plebiscytem, mam prośbę do wszystkich Słuchaczy NS, aby nie podsuwali mi w tym roku jakichkolwiek złotych piosenek na Święta, których to koniecznie musimy posłuchać. W atmosferze pędu, gonitwy, jak i komercjalizacji tychże Świąt, zupełnie przestała mi się udzielać ich atmosfera. Nie chcę udawać, że jest inaczej, bo nie jest. Dzisiaj Święta, to gonitwa za napełnieniem lodówki, kupnem karpia, któremu większość Katolików i  tak łeb urżnie, by tradycji na stole stało się zadość. Ten cały niesympatyczny okres bieganiny za prezentami, zapieprzaniem co tchu, by zdążyć na czas, odbiera smaku tym Świętom, które ja jako mały chłopiec uwielbiałem. Może dlatego, że jako młody durak, niewiele rozumiejąc, dałem się wciągać do tego wyimaginowanego świata. Przejrzawszy przed kilkoma laty na oczy, uciekłem od obłudy i fałszu, i muszę wam powiedzieć, że w grzesznej sferze , z tzw. złymi ludźmi, jest mi dobrze.Bowiem niestety, ci z pozoru źli ludzie, mają w sobie więcej dobra. Wypływającego często z ludzkich odruchów, czego i tak nie zrozumie wszech ogarniające bractwo przymusowej dobroci.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

czwartek, 8 grudnia 2011

KATE BUSH - "50 Words For Snow" - (2011) -

KATE BUSH - "50 Words For Snow" - (FISH PEOPLE) - *1/4



To bardzo powolna, delikatna i nastrojowa muzyka. Pełna ciszy i refleksji zarazem. Niewiele się w niej dzieje. Żeby nie powiedzieć, nie dzieje się nic. Zapewne tak miało być. Spokojnie, bez przepychu i bogactwa aranżacyjnego. Bez zbyt wielu instrumentów i współczesnych dóbr techniki. Taka muzyka na zimę. Jak te 50 słów je określające. Przez kobietę, którą tak wielu z nas bardzo kocha. Dzięki której, każda nowa nuta, ton, fraza, słowo,.. mocno do serc niejednego, dryfuje. Dlatego od kilkunastu dni czynię wszystko, by przynajmniej polubić tę płytę. Ale coś nie potrafię. Ktoś miał dobry gust wybierając do jej promocji najładniejszą, ponad 7-minutową piosenkę "Wild Man". Umieszczoną w samym środku najnowszego dzieła Kate. Jednak nie łatwo do niej tutaj dotrzeć. Ileż to wichrowych wzgórz trzeba pokonać, by się przy niej znaleźć. Ale jakże ślicznie i lekko śpiewa tutaj Kaśka, a i melodia płynne koło zatacza. Tak niewiele trzeba było instrumentów, a jaką osiągnięto pełnię brzmienia. I tylko żal, że nie starczyło weny i sił do dokomponowania jeszcze kilku rzeczy, w takim duchu. Bowiem, zarówno w trzech poprzedzających kompozycjach, jak i trzech późniejszych, niestety wieje nudą niemiłosierną. Nie pomogli nawet tacy muzycy jak: Andy Fairweather Low czy Elton John. Bo nazwiska nie grają, i to jest stara prawda. Teoretycznie atrakcyjnym wydawać się może wokalny duet Kate Bush i Eltona Johna, dopóki się tej bezradnej dłużyzny nie nastawi. Z kolei, Andy Fairweather Low, w ogóle powinien sobie podarować śpiewanie. Wolę już podziwiać dziewczęco śpiewającego synka Kate, Alberta McIntosha, który czysto artykułuje tekst, niczym w kościelnym chórze. Jeśli już pozostać przy takich klimatach, to jeszcze dalej zabrnęli Stefan Roberts i Michael Wood, którzy w "Lake Tahoe", w swych sakralnych zaśpiewach, zbliżyli się do świątyń prawosławia. Miało być 50 słów o śniegu, o jego magii, ale magii zabrakło. Nie wiem, czy Kate Bush jest świadoma niebezpieczeństwa, w którym się znalazła, a które to zmierza do zamarłego i zastygniętego świata bliskiego ostatnim niezrozumiałym dziełom Davida Sylviana czy Marka Hollisa. Gdzie poczucie smaku już dawno straciło swój sens i zaczęło się tworzenie wyimaginowanego obrazu, niestety zrozumiałego już tylko przez samego (samą) siebie. Cenię niezależność Kate Bush, cenię ją jako artystkę, kocham jej głos i niemal wszystko co do tej pory stworzyła, ale nie pokocham bezkrytycznie tak nudnego dzieła jak to, tylko dlatego, że podpisała się pod nim "Kate Bush". Szkoda, bowiem wyobraźnia przed ukazaniem się tej płyty, sugerowała mi, że w śpiewaniu o urokach zimy, śniegu, nikt Kaśce nie będzie w stanie dorównać.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

DEEP PURPLE with ORCHESTRA - "Live At Montreux 2011" - (2011) -

DEEP PURPLE with ORCHESTRA - "Live At Montreux 2011" - (EAGLE RECORDS) -  ***1/2



Deep Purple w szwajcarskim Montreux, podczas organizowanych tam corocznie festiwali jazzowych, występowali sześciokrotnie. Z czego występy z 1996 oraz 2006 roku, udokumentowano oficjalnymi wydawnictwami CD oraz DVD. Do tego grona dołącza teraz najnowszy występ z 16 lipca 2011 roku, zarejestrowany w Auditorium Stravinski, podczas tegoż festiwalu, który odbywał się w dniach 1-16 lipca 2011r. A zatem nasi bohaterowie zagrali dnia ostatniego, niczym wykwintny deser, podawany zawsze jako istny specjał. "Purpurowi" wystąpili w towarzystwie orkiestry, pod batutą Stephena "BK" Bentleya-Kleina. Występ ten, poza podwójnym CD oraz DVD, ukazał się także w formie Blue-ray.
Dla zespołu była to nie pierwsza przygoda konfrontacji na linii szarpidruty - symfonicy. Czynili to już ponad 40 lat temu, a i przecież także w czasach nie tak odległych. Można do tego koncertu podejść jako do kolejnego purplowskiego przedstawienia, z odegranymi niemal wszystkimi najważniejszymi kompozycjami, których siłę rozwibrowanych gitar i organów, temperują kaskady smyczków. I trudno temu zaprotestować. Mimo to, świetnie się tego słucha. Muzycy są w doskonałym nastroju i wybornej formie. Bawią się wraz z publiką, niczym na kumpelskim party.  Bo choć wszystkie szlagiery wykonane są absolutnie serio, to atmosferę poluźniają wszelkiego rodzaju popisy gitarowe czy organowe, nawiązujące często do dzieł wykonawców klasycznych.
Jeśli ktoś podchodzi śmiertelnie poważnie do sprawy, i uważa, że z ich koncertówek liczy się tylko kultowy "Made in Japan", to niech nie chwyta za tę płytę, ale przy okazji uświadomi sobie, iż od tamtej chwili uplynęło z bliska 40 lat, a Gillan jako dziadzio, choć już z rzadka potrafi ryknąć niczym lew, to i tak świetnie śpiewa. Że już nie wspomnę, jak znakomicie gra pozostała część purpurowych. Ta orkiestra na scenie, to tylko smaczek i inny sos do sprawdzonej od lat potrawy, która smakuje i w tym kształcie bardzo wybornie.
Koncert rozpoczyna się 1,5-minutową uwerturą, po czym wskakuje rozpędzający się z każdą sekundą "Highway Star", za chwilę kolejne mocne uderzenie i "Hard Lovin' Man", a kiedy czekamy na oklaski, tak by nieco odetchnąć, błyskawicznie kosi nas "Maybe I'm Leo", ale na tym nie koniec, bowiem po nim torpeduje "Strange Kind Of Woman". I tutaj następuje minutowy oddech. Gillan dziękuje publiczności i się zarazem oficjalnie z nią wita, a także przedstawia orkiestrę. I zabawa rozpoczyna się na dobre. Robi się orientalnie i wchodzi "Rapture Of The Deep". A później muzycy ,jak w transie, dorzucają do pieca kolejne hity: "Strange Kind Of Woman", "When A Blind Man Cries", "Knocking At Your Back Door", "Lazy" czy "Perfect Strangers". A w międzyczasie jeszcze Steve Morse chwali się swoimi umiejętnościami, po kilku utworach czyni to samo Don Airey, po czym jeszcze kilka chwil z tą piękną muzyką, kilka znanych nut, i następuje finałowy "Smoke On The Water". Bo niby cóż innego na finał miałoby się pojawić? Burza oklasków, grupa schodzi ze sceny, po czym powraca, by wykonać jeszcze "Hush" oraz "Black Night". Zatykając usta tym , którzy zwyczajowo lubią ponarzekać, że nie było jeszcze tego czy tamtego. W przypadku takiego zespołu, to nietrudne, szczególnie jeśli grupa mogłaby za chwilę sypnąć z rękawa kolejnymi dwudziestoma przebojowymi killerami, z "Child In Time", "Burn", "Never Before", "Fireball", "Demon's Eye",....  na czele, a których to nie było podczas tego wieczoru, ale i być nie mogło, choć każdy z nas chętnie popatrzyłby na nich nawet i przez pięć czy sześć godzin.

Deep Purple zagrali w składzie: Ian Gillan, Ian Paice, Roger Glover, Steve Morse oraz Don Airey


CD 1
1. DEEP PURPLE OVERTURE
2. HIGHWAY STAR
3. HARD LOVIN' MAN
4. MAYBE I'M LEO
5. STRANGE KIND OF WOMAN
6. RAPTURE OF THE DEEP
7. WOMAN FROM TOKYO
8. CONTACT LOST
9. WHEN A BLIND MAN CRIES
10. THE WELL DRESSED GUITAR


CD 2
1. KNOCKING AT YOUR BACK DOOR
2. LAZY
3. NO ONE CAME
4. DON AIREY KEYBOARD SOLO
5. PERFECT STRANGERS
6. SPACE TRUCKIN'
7. SMOKE ON THE WATER
8. HUSH
9. BLACK NIGHT



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

środa, 7 grudnia 2011

MAGNUM - "The Eleventh Hour" - (1983) -

MAGNUM - "The Eleventh Hour" - (oryginalnie JET RECORDS / pierwsza reedycja BELLAPHON) -  *****



Ta płyta kończy pewien etap w twórczości Magnum. Grupa pomału zamyka drzwi art-rockowym brzmieniom, na rzecz bardziej metalowych, które zagoszczą dwa lata później na "On A Storyteller's Night". I przyniosą Magnum popularność międzynarodową, a na brytyjskiej liście najlepiej sprzedających się płyt, grupa dotrze do pozycji 24. Co wcale niech nie oznacza, iż do tego momentu Magnum to jakieś zółtodzioby. "The Eleventh Hour" to ich czwarta studyjna płyta , która ukazała się w maju 1983 roku i dotarła na brytyjskiej liście bestsellerów, do miejsca 38. Nie o lokatę się jednak cała sprawa rozbija, choć ta często pomaga dalszym losom.
Płyta, którą pragnę polecić Waszej pamięci, jest dla mnie szczególna, o czym zresztą już pisałem wczoraj, bowiem była pierwszą płytą kompaktową, którą sobie kupiłem. Ale to przecież wcale nie musi oznaczać od razu jakiegoś arcydzieła. I pewnie, dla większości ludzi zgromadzonych na naszym globie, niewiele ten tytuł znaczy. Ja jednak słuchałem niegdyś jej bez przerwy, tak więc stała mi się bliska jak mało co. Przyznam, że nie od samego początku podobała mi się. W latach 80-tych wolałem nieco inne brzmienie, a także prostsze kompozycje. A tutaj Magnum zaproponowali bardziej wyszukaną odmianę hard rocka, który umiejętnie wkomponowany został w progresywne ramy.  Dynamiczne, zadziorne, ale proste gitarowe szlify, ładnie współgrały z klawiszowymi barwami, a śpiewający Bob Catley, dostojnie śpiewał tym swoim z lekka zabrudzonym głosem, podczas gdy w tamtym czasie metalizujące zespoły zabiegały raczej o rozwrzeszczane gardła. Im silniej, brudniej i niewyraźniej, tym lepiej. Na tym tle Catley prezentował się staroświecko, bowiem śpiewał dostojnie, czytelnie i wyraźnie. Z iście angielsko-dworską elegancją. To o czym piszę, dobitnie pokazują utwory typu: "Vicious Companions" czy "Breakdown". Zresztą "Breakdown", to w ogóle piękna kompozycja. Taka trochę w klimacie starej Anglii, chwilami usymfoniczniona, z prowadzącym fortepianem, o wybuchowym rockowym refrenie, z rozwrzeszczanymi chórkami, które w tamtym czasie chętnie podchwytywały także zespoły metalowe (a raczej pudel metalowe). Z tym, że Magnum dbali dodatkowo o mnóstwo innych szczegółów, tzn. o bogactwo aranżacyjne, a także o wielowątkowość, choć przecież ich utwory nie były dłuższe niż 5 minut. Przepięknym fragmentem tej płyty jest kompozycja "The  Prize", która zaczyna się skromnym akompaniamentem gitary i prowadzącym śpiewem Catleya, a później efektownie dołączają gitary, klawisze, a także chórki. Równie wielkie wrażenie robi "Road To Paradise", która płynie niczym błoga ballada, z funkującą gitarką, a w refrenie uroczo zahacza o folkowo-symfoniczną starą angielskość. Do tego, instrumenty klawiszowe wygrywają swą partię niczym nieźle natężone skrzypce. Fanom starszego Genesis powinien przypaść do gustu instrumentalny podkład w "Young And Precious Souls". Nie jest to jednak subtelna medytacja Gabrielowska, a typowy hard rock, z kilkoma odskoczniami w świat wcześniejszej epoki. Polecam kapitalną partię klawiszy , która daje o sobie znać pod koniec tego wybornego utworu.. Mógłbym tak o każdym utworze, ale najlepiej przekonać się samemu, lecz nie wydając zbytnio pochopnego werdyktu po jednym , bądź drugim przesłuchaniu. Ta płyta broni się po dłuższym z nią obcowaniu. A wiem co piszę, bom na własnej skórze tego doświadczył. Tak więc, polecam także wspomnianą we wczorajszym tekście przepiękną balladę "The Word" (również z fortepianem i chórkami), czy obłędną wręcz na pół balladę "One Night Of Passion", z całą masą efektownych zagrywek, przejść i emocji. Polecam także i pozostałe utwory, o których poprzez zaniki w starych szarych komórkach mózgowych, nie wspomniałem.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepsza płyta Magnum, i nikomu tego nie wciskam. Sam zresztą mój magnumowski top ustawiłbym, co prawda z jej udziałem, ale na nieco niższej lokacie. A to, że kocham tę płytę, to już inna sprawa.
Producentem, a także głównym kompozytorem "The Eleventh Hour", był gitarzysta Tony Clarkin, który zawsze był mózgiem zespołu, i obok Catleya, najważniejszą jego postacią. Ten charakterystyczny wizerunkowo muzyk, zawsze nosił olbrzymi kapelusz , a do tego mięsistą brodę, i nie mniejsze wąsiska. Przez co stał się maskotką zespołową, a także rozpoznawalną postacią w świecie rocka. Przyszedł jednak czas, gdy na początku lat 90-tych, Clarkin zgolił owłosienie, a i kapelusz włożył do szafy. Oznajmił to na okładce do albumu nowo wówczas wydanej płyty "Sleepwalking" (1992), na której autor okładki , namalował pokój, z różnymi gadżetami nawiązującymi do historii grupy. Widać tam także przy lustrze, opuszczony zarost Clarkina, a tuż obok jego twarz w lustrze. Z kolei kapelusz powędrował do lalki na sprężynie, która (On) trzyma dodatkowo flagę amerykańską. Z kolei flaga ta nawiązywała do kompozycji "Only In America" ze wspomnianej "Sleepwalking".

P.S. Oryginalnie "The Eleventh Hour" posiadał inną kolejność nagrań, od tego opisywanego przeze mnie powyżej. A ten właśnie opisany, to mój ideał. Został on wydany w Niemczech , przez wytwórnię Bellaphon w 1988 roku, o numerze katalogowym 288-07-114, a poniżej podaję jego kolejność nagrań:
1. HIT AND RUN
2. ONE NIGHT OF PASSION
3. THE WORD
4. YOUNG AND PRECIOUS SOULS
5. ROAD TO PARADISE
6. THE PRIZE
7. BREAKDOWN
8. THE GREAT DISASTER
9. VICIOUS COMPANIONS
10. SO FAR AWAY

a oto jak być powinno:
1. THE PRIZE
2. BREAKDOWN
3. THE GREAT DISASTER
4. VICIOUS COMPANIONS
5. SO FAR AWAY
6. HIT AND RUN
7. ONE NIGHT OF PASSION
8. THE WORD
9. YOUNG AND PRECIOUS SOULS
10. ROAD TO PARADISE

TONY CLARKIN - gitara
BOB CATLEY - śpiew
WALLY LOWE - gitara basowa
MARK STANWAY - instrumenty klawiszowe
KEX GORIN - perkusja



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl