Niedziela, trzynasty dzień grudnia, roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego. Wyglądam przez okno, widzę śnieg, surowy krajobraz, który wcale nie zachęca do wyjścia z domu. Zza ściany, z sąsiedniego pokoju, dochodzi do mnie głośno nastawiony telewizor i komentarze moich rodziców. Uchylam do niego drzwi, i widzę generała Wojciecha, który głosi orędzie do narodu. Jako młody 16-letni chłopak, nie bardzo jeszcze wiem o co mu chodzi. Ton przemówienia poważny, ale spokojny zarazem, coś mówi o stanie wyjątkowym,.... Pierwszy raz spotykam się w swoim życiu z czymś takim, ale moi rodzice uspokajają, że nieprzyjaciel nie wtargnie do naszych mieszkań i nas nie pozabija. Rozpoczynam poranną toaletę i jak co niedziela, planuję wyprawę na cotygodniową giełdę płyt do Wawrzynka. A, że dzień wcześniej poumawiałem się z kumplami, to tym bardziej nie ma odwrotu. Rodzice mówią, nie idź, na pewno będzie nieczynne. Mama ze strachem dodaje: " jeszcze cię aresztują, zostań w domu". A ja jak się uprę, to nie zmienię postanowień, i już! No i wyruszyliśmy we trójkę z kolegami , do upragnionego celu. Szliśmy w tę zimnicę na piechotę, tempem marszowym, szybkim i zdecydowanym co tchu, lecz nie ze strachu, a z zimna. Pamiętam, że jako twardzielowi, mróz nie robił na mnie żadnego wrażenia, więc szedłem z gołą głową. Na co bym się dzisiaj już nie odważył. Tak, tak, były takie czasy, że nie chodziłem opatulony w szalik, rękawiczki, podwójne skarpety - jak dzisiaj. Pamiętam, że na ulicach było kompletnie pusto. Nic nie jeździło, ani nie chodziło. Skłamałbym mówiąc, że slalomowałem pośród czołgów czy tłumnie zgromadzonego wojska. To zobaczyłem dopiero w telewizji po powrocie do domu. Szybszym powrocie, niż się spodziewałem. I wcale nie byłem rozczarowany jakimś tam wprowadzonym stanem wojennym, tylko wściekłość mnie ogarniała, że na cały tydzień nie mam niczego nowego do słuchania. Jako młody głuptak miałem to całe zamieszanie w nosie. Ale cofnijmy się jeszcze nieco, bowiem zanim uczucie wściekłości mnie dopadło, weszliśmy z kolegami do przeraźliwie pustego budynku Wawrzynka i ujrzeliśmy dosłownie kilku takich śmiałków jak my, którzy nieświadomi powagi chwili, wybrali się także tego dnia , by pogadać o muzyce, powymieniać się płytami, albo coś kupić czy sprzedać,... Do końca wszyscy (tzn. tych 7-8 osób) mieliśmy nadzieję, że giełda płyt się odbędzie, no i że zaraz zjawi się tłum ludzi, zrobi się ciasnota, dymówa, której towarzyszyć będzie zapach nowych okładek płyt, mieszający się ze stęchlizną tych starych i nie zawsze zadbanych. Po półgodzinnym wyczekiwaniu przy drzwiach wejściowych do głównej sali, które niepokojąco długo były zamknięte, a zza drugiej strony szyby przebijała się absolutna ciemność, usłyszeliśmy kroki schodzące po schodach z wnętrza tegoż akademika. Były to kroki jednego z zaspanych studentów, a konkretnie muskularnego bramkarza, którego twarz znał każdy, jednak nikt nie śmiałby poigrać mu na nosie. Gość ten, tubalnym i stanowczym głosem powiedział: "a wy co? giełdy nie ma. Nie słyszeliście, że jest stan wojenny? Giełdy nie będzie do odwołania". No i cóż, rozległo się gwarowe "uuuuu", miny posmutniały i pomału wszyscy z niedowierzaniem zaczęli udawać się we właściwym sobie kierunku powrotnym. W nagrodę nieco później dowiedziałem się, że z racji tego stanu wyjątkowego Jaruzel dał młodziakom dwa tygodnie wolnego ze szkoły, za co byłem mu wdzięczny, ponieważ do szkoły zawsze miałem bardzo daleko, ogromnie niechętnie, bo stale coś tam ode mnie chcieli, zawracali głowę rzeczami mało mnie wówczas interesującymi, a odwracali uwagę od tych naprawdę mnie wciągających. Dzisiejsze kujonki i ambicjusze, nie są w stanie zrozumieć co mam na myśli. Ale niech wiedzą, że choć to nie ich wina, to dużo tracą z życia, które dzisiaj jest takie pospieszne, nerwowe, podczas gdy wówczas było naprawdę intelektualne, i to wcale nie za sprawą podręczników, przymusowych korepetycji, potrójnych kierunków studiów, itd...
Tyle zapamiętałem z owego trzynastego grudnia. W mojej dalszej rodzinie internowano solidarnościowca Bogdana C. , któremu wkrótce rozwaliło się małżeństwo. Niestety zbyt młody byłem, by zrozumieć czy na pewno z tego powodu, czy może jednak nie. Z nasłuchiwanej Wolnej Europy, przez mojego Tatę, dowiadywałem się o późniejszych draństwach sowieckich, pośrednictwie naszych braci milicyjno-wojskowych, i o wielu różnych rzeczach, które wówczas bolały, wkurzały, jednak dzisiaj miałbym ochotę już o tym zapomnieć. Czego życzę corocznym napastnikom okupującym dom Generała, a także wodzowi Jarosławowi, który na dzisiaj zapowiedział kolejny marsz nienawiści, aby niewinnie za jedenaście dni , dobrotliwym opłatkiem podczas wieczerzy, dzielić się miłością z bliźnimi, którym jak Pan Bóg przykazał, należy wybaczać i mściwości w sobie nie trzymać. Niestety, Pan Bóg , gdy rozdzielał miłość, nie pomyślał o wszystkich. A może nie dla wszystkich miłości starczyło?
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)
nawiedzonestudio.boo.pl