wtorek, 13 grudnia 2011

SEAL - "Seal 2" - (2011) -

SEAL - "Seal 2" - (REPRISE RECORDS) -  ***1/4



Niedawno upłynęła 20-rocznica od debiutu płytowego Seala. Wspaniałego notabene. Artysta (a raczej wytwórnia) powinien mrugnąć okiem do fanów i wydać go ponownie w jakimś specjalnym luksusowym pudle, co zresztą jest wszech panującą modą w dogorywającym dzisiaj szołbiznesie.A tu zamiast tego, na rynek właśnie trafiła całkiem nowa płyta, z premierowym studyjnym materiałem, choć w całości obcego autorstwa. Będąca kontynuacją wydanej przed trzema laty świetnej płyty "Soul". Ta najnowsza została opatrzona takim samym tytułem, lecz z dołączonym obowiązkowym numerkiem "2". Zawiera także interpretacje klasyków tegoż gatunku, których trzydzieści parę lub czterdzieści lat temu, słuchało się w klubach czy na dyskotekach. Piosenki te odegrały w życiu Seala niemałą rolę, przez co ten postanowił wlać w nie dużo z siebie, i wykonać je z pełnią pasji. Przy okazji warto zaznaczyć, że repertuar obu tych Sealowskich płyt, "Soul" i "Soul 2", dobitnie pokazuje jak kapitalna była ta stara murzyńska muzyka. Warto sobie skonfrontować właśnie te nowe wersje z pierwowzorami, by przekonać się, że Seal pięknie zaśpiewał zazwyczaj genialne kompozycje w historii muzyki pop. Bez względu na to czy nazwiemy je soulowymi czy jakkolwiek inaczej. Powstawały one w czasach, w których nie było pomocnych tandetnych komputerów czy innych plastików. Muzycy musieli i potrafili grać na gitarach, bębnach, trąbkach i wielu innych prawdziwych instrumentach. Przez co muzyka żyła i brnęła do przodu w swym pięknie i autentyczności. Fajnie, że Seal także zdecydował się na jak największą ilość prawdziwych instrumentów, w niewielkim stopniu aranżując do złudzenia symfoniczność przy pomocy współczesnych dobrodziejstw techniki. Inna sprawa, że Trevor Horn, jako producent, zawsze uwielbiał efekciarstwo, choć tym razem obyło się bez tandety. Mimo wszystko, bardzo szanuję tego człowieka i uważam za jednego z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych producentów (pomimo, iż także bywa przecież muzykiem). Na tej płycie gra on główne skrzypce konsoleciarskie, przy okazjonalnej pomocy innego giganta, jakim jest David Foster, który to z kolei był głównym producentem pierwszej części "Soul", tej sprzed trzech lat. "Soul 2" zawiera 11 piosenek, m.in. z repertuaru Al Greena, O'Jays, Marvina Gaye, czy zapomnianej świetnej grupy Rose Royce, i wielu innych... Całości słucha się wspaniale, a jedyną wadą jest czas trwania tego albumu, tylko 44 minuty, które przelatują w trymiga. Zestawienie piosenek z obu części tych soulujących płytek, mogłoby stanowić o podstawie do stworzenia przyjemnego, a zarazem w dobrym tonie party, ale i także poddać edukacji wszelakim twórcom miksów, zgrzytów i innych sampli, że to co oni tak pięknie psują, to ktoś kiedyś z niewiarygodną klasą skomponował. Nie muszę chyba dodawać, że Seal zaśpiewał to pięknie, bo o ile zdarzały mu się płyty przeciętne repertuarowo, o tyle zawsze ten niesamowity głos i ta jego emocjonalność, podbijały słupki do najwyższej jakości.
Mnie najbardziej urzekły Sealowskie interpretacje piosenek: ""Wishing On A Star" (ROSE ROYSE), "What's Going On" (MARVIN GAYE), "Love Don't Live Here Anymore" (ROSE ROYCE), "I'll Be Around" (THE SPINNERS) oraz "Oh Girl" (THE CHI-LITES).
A tak poza tym, to w ogóle świetna płyta!

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl