poniedziałek, 26 grudnia 2011

Polowanie na królewskie płyty ROYAL HUNT





moje ROYAL HUNT'owe królestwo.
od góry, od lewej:
- "Royal Hunt 2006" (podwójne koncertowe CD - wersja PROMO)
- "Message To God" (japoński 3-utworowy maxi singiel)
- "Last Goodbye" (3-utworowy maxi singiel PROMO - oryginalnie bez okładki)
- "Far Away" (6-utworowy mini album, wydany w Japonii)
- "Clown In The Mirror" (drugi album w dyskografii, wersja USA)


rząd poniżej:
- "Land Of Broken Hearts" (pierwszy album grupy, wydanie japońskie)
- "Royal Hunt 1996" (dwupłytowy album koncertowy, wydany w Japonii - od niedawna osiągalny na DVD)
- "On The Mission 2002" (japońska kompilacja, z dwoma niespodziankami)
- "The Best Live" (japoński 13-utworowy składak z nagraniami koncertowymi)
- "The Mission" (6 album studyjny)


jeszcze rząd poniżej:
- "Paradox - Closing The Chapter" (album koncertowy, będący toćka w toćkę odtworzeniem albumu "Paradox" - od niedawna dostępny takze na DVD)
- "Paradox" (4 album studyjny)
- "Moving Targets" (3 album studyjny, wersja japońska)
- "The Watchers" (bardzo ciekawa płyta, zawierająca inne wersje znanych utworów, tj. koncertowe, nowe wersje, singlowe czy pełne)
- "Intervention" (5-utworowy mini album wydany w Japonii, choć na zdjęciu nie widać OBI przy pudełku, bo po prostu zapomniałem do zdjęcia je wyciągnąć z książeczki, gdzie często zdarza mi się je przechowywać)


no i na samym dole, także od lewej leżą sobie grzecznie:
- "Fear" (pierwsze wydanie 5 studyjnego albumu)
- "Eye Witness" (7 album studyjny)
- "Paper Blood" (8 album studyjny)
- "Collision Course" (9 album studyjny, będący kontynuacją albumu "Paradox", często zwany po prostu jako "Paradox 2")
- "Show Me How To Live" (11-ty, najnowszy album grupy)

no, i w tym momencie zorientowałem się, że zapomniałem dołożyć dziesiątej dyskograficznej studyjnej płyty.
A zatem, na osobnym zdjęciu poniżej bonusowa fotka z okładką tej pominiętej przeze mnie płyty. Może dlatego, że w sumie niespecjalnie lubianej?...

 na powyższym zdjęciu widnieje 10-ty studyjny album "X"


Ten królewski w nazwie zespół, poznałem w 1997 roku. Był on wówczas w naszym kraju tworem wręcz zupełnie nieznanym. I do dnia dzisiejszego niewiele się niestety zmieniło. Uważam to za jedną z największych niesprawiedliwości , że po dziś dzień, tak niewielu Polaków zachwyca muzyka tej grupy.  Jest szansa na nadrobienie tej zaległości, i to najlepiej właśnie teraz, bowiem do grupy powrócił legendarny (i najlepszy moim zdaniem) wokalista D.C.Cooper, który to opuścił swych kolegów po wybitnej płycie "Paradox" (1997). Niech to nie oznacza, że John West czy wcześniejszy jeszcze Henrik Brockman, byli jacyś gorsi. Absolutnie nie. Po prostu uważam, że D.C.Cooper, poza świetnym głosem, ma jeszcze to coś, co szczególnie go wyróżnia na plus, a poza tym działają we mnie względy sentymentalne, czyli poznanie grupy od najbardziej znanego ich dzieła, które gdy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z jego popularności, tak mnie zachwyciło, że przez dłuższy czas po jego wysłuchaniu, chodziłem z wrażenia do tyłu. Próbowałem zarazić wielu znajomych czy kumpli ich twórczością, jednak nie było to łatwe. Bez obrazy, ale jeśli coś bywa nieznane, częstokroć budzi nieufność. Uważam, że bez utworów typu: "River Of Pain", "Long Way Home" czy "It's Over" nie ma Royal Hunt. Wszystko inne ,choć bywa świetne, wspaniałe, itd..., nie bywa już doskonałe. Tak samo jak kapitalnym płytom "Fear" (1999) czy "Clown In The Mirror" (1993), po prostu daleko do fenomenu "Paradox", arcydzieła pierwszej wielkości. Moim zdaniem, rzecz jasna. Znam wszak kilku miłośników kompozycji Andre Andersena i spółki, którzy zupełnie inaczej by zestawili swoje Top 5 czy Top 3 albumów Royal Hunt, w stosunku do moich faworytów. I w ich przekonaniu, to oni by mieli rację. Co jak najbardziej szanuję.
Powrót Royal Hunt cieszy nie tylko z uwagi na osobę D.C.Coopera, ale przede wszystkim dlatego, iż Royal Hunci właśnie przed chwilą wydali kapitalną płytę "Show Me How To Live", która z uniesionym czołem ku górze, może w równym rzędzie stanąć obok najwybitniejszych dzieł tej duńsko-amerykańskiej maszyny, z korzeniami rosyjskimi, jakie przecież posiada liderujący Andre Andersen. Którego, tak przy okazji, uważam za jednego z najzdolniejszych , a wręcz nawet wybitnych, w przełomie wieków, w muzyce rozrywkowej. Jakkolwiek to nie zabrzmi, bowiem heavy metal, rock progresywny czy symphonic metal, to przecież dziedziny muzyki  rozrywkowej. Tak samo jak niegdyś dzieła mistrzów Vivaldiego, Dvoraka czy Liszta, także dostarczały  ludowi rozrywki. A przecież na bazie ich (między innymi) dokonań, Andre Andersen cudownie operuje klawiszowymi pasażami czy akordami, ciesząc serca swoich fanów. O samej nowej płycie Royal Hunt'ów napiszę już wkrótce. Zresztą, żywię nadzieję, iż nasłuchujecie muzyki z "Show Me How To Live" w cotygodniowych naszych wieczoro-nocach, w "Nawiedzonym Studio". Właśnie wczoraj przekroczyliśmy półmetek tego albumu. Tak więc, z siedmiu kompozycji, już cztery za nami, a trzy stanowią wciąż nie odkryte złoża.
W ramach tradycyjnego chwalipięctwa, postanowiłem strzelić powyższe fotki z moimi Royal Huntami, pomijając solowe dzieła D.C.Coopera, Johna Westa czy Andre Andersena, którym uczciwie rzecz przedstawiając, daleko do zespołowej siły. Pewni ludzie znakomicie czują się razem, a rozdzieleni wiją się na obrzeżach nijakości. Co może nie do końca jest sprawiedliwe wobec "jedynki" D..C.Coopera czy także "jedynki" Andre Andersena.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl