czwartek, 1 grudnia 2011

Prezent na moje imieniny, czyli kumpelski wkręt na miarę reżyserskiej szkoły Juliusza Machulskiego

Przyszła pora podsumować wyjątkowy dzień. Miły, bo imieninowo-Andrzejkowy. Jestem z tego pokolenia, dla którego ważniejsze i fajniejsze są imieniny od urodzin. A święta Helloween czy Walentynki nie leżą w moim sercu, bo za moich młodych lat po prostu nie funkcjonowały. A że po upadku PRL przywędrowało do nas mnóstwo różnych takich, czy to z Ameryki czy to z innej ziemi, to niech już zostaną skoro muszą, ale swą rangą ważności mnie już nie dotkną. Dlatego, imieniny są dla mnie najmilsze i najpiękniejsze zarazem. Za szczenięcych lat było na domowych imprezach (dzisiejszych domówkach - Boże, co za obciachowa nazwa!!!) lanie wosku, szyszki robione z ryżu preparowanego w czekoladzie i dziesiątki innych atrakcji. Od lat już niemożliwych do powtórzenia, z racji zmian obyczajowych, pędu życia, itd... Ale tradycja imieninowa wśród moich rówieśników (i nie tylko) pozostała. Tak przy okazji, muszę się pochwalić, ku smutkowi zazdrośników, a uciesze mi przychylnych, otóż takiej ilości telefonów i sms-ów (a także troszkę maili) z życzeniami, nie dostałem chyba nigdy. I chciałem w tym miejscu Wam wszystkim Najmilsi podziękować !!! 
Poniżej jednak chciałbym opisać pewne zdarzenie jakie mnie dzisiaj spotkało ze strony moich genialnych kumpli. Ku przestrodze zbytniej pewności siebie. To zdarzenie to istny wkręt, który mógłby posłużyć jako ciekawy scenariusz dla jakiegoś autora, nieposiadającego akurat żadnej twórczej weny. Pomyślałem, że muszę to dzisiaj opisać, bowiem za kilka miesięcy sporo zatrze moja starzejąca się pamięć, no a za lat kilka, już w ogóle nie będę tego pamiętać.
No to lećmy po kolei, pisałem Wam już kilka razy o moich dwóch (i nie jedynych) grupach Super Kumpli. Jedna grupa, to Sebcia i Tomek (młodsi ode mnie o jakieś 15 lat), a druga grupa, to Peter i Przemko (starsi o 3 lata). Podałem celowo nasze różnice wieku, aby podkreślić, iż pomimo tychże, nie dzieli nas nic. Sebcia (częsty inicjator koncertów i tego typu zdarzeń) wraz z Tomkiem już mnie wielokrotnie zabierali na koncerty, choćby ostatnio na Heather Novą do Warszawy, czy na przykład kilka miesięcy wcześniej na Joe Cockera, a także na Smokie, Sweet, Slade,.... Przy czym na Heather Novą (co jest ważne dla całego tego tekstu) chłopaki zamówili bilety w Eventim, i nie mówiąc mi nic a nic, pewnego dnia zaskoczyli przybyłym kurierem, który poprosił o podpis przy ich doręczeniu, pozostawiając kopertę z trzema biletami. Zdarzenie to już wcześniej (kilka tygodni temu) opisywałem, także podarujmy sobie teraz wszelkie szczegóły. Z kolei druga grupa, Peter i Przemko, to także entuzjaści muzyki, którzy szczególnie w ostatnich 2-3 latach zupełnie zbzikowali na punkcie chodzenia (jeżdżenia także) ze mną na koncerty. Z pewnych dziwnych powodów, obie te grupy moich kumpli (a ja biedny w środku) coś nie mogą się ze sobą zgrać, abyśmy bywali wszędzie razem, tak więc (i tu sobie nie chcę wlewać) walczą o mnie, na zasadzie, która ekipa prędzej kupi bilety, ta ze mną pójdzie na koncert. Troszkę mi głupio, ale postanowiłem ich na siebie nie napuszczać, nie kłócić, nie godzić i nie zachwalać. Niech los sam wszystkim kieruje. Kiedy Peterowi i Przemkowi oznajmiłem , że pojadę z Sebcią i Tomkiem na Heather Novą, widziałem, że zrobiło im się przykro, bo też by chcieli, ale postanowili się nie narzucać i odpuścili sobie całą tę imprezę. Jednak niedawno temu podczas jakiegoś wspólnego spotkania, szepnąłem im o nadchodzącym w styczniu koncercie grupy The Australian Pink Floyd Show, która to grupa imituje stare koncerty Pink Floyd. Zresztą, nie o samej muzyce tym razem. Chłopaki przyjęli to co im powiedziałem, i tyle. I nastąpiła cisza. I oto dzisiaj moje imieniny, i co zatem nastąpiło?. Wywiązała się łamigłówka, niczym ze starych poczciwych filmów, w których mieszały się sploty dziwnych wydarzeń. Przychodzi do mnie do roboty Tomek. Pomyślałem sobie, no tak, Tomek zawsze pamięta o moich imieninach czy urodzinach, a ja o jego raczej nigdy.  Masłowski, ty cholerny egoisto!  Ale nic, Tomek stoi, gada sobie ze mną, trochę słucha muzyki, itd..., lecz życzeń nie składa. Po czym ogłasza, że już musi iść, bo strefa parkingowa mu się kończy. Cholerka, niesamowite, pierwszy raz zapomniał! Nie ma problemu, nic się przecież nie stało. Dzień brnie dalej, Sebcia też coś sms-a nie pisze, ale ok., przecież to nie pierwszy raz, a ja taki sam, nie lepszy. Aż przychodzi pomału wczesny wieczór, zaczynam szykować się do końca roboty i tylko czekam na Petera i Przemka, którzy wiem, że mają mnie porwać dziś wieczorem na imieninowego restauracyjnego Chińczyka przy ul. Fredry. W pewnej chwili wchodzi facet kurier, taki kurier rowerowy, który podsuwa mi pod nos i prosi o pokwitowanie odbioru koperty, zaadresowanej na moje nazwisko, lecz bez adresu firmy, a także i bez nazwiska nadawcy. Dziwne! Jeszcze gość nie wyszedł, rozdzieram kopertę, a w jej środku trzy bilety na Australian Pink Floyd Show.  Wow!!! Podskoczyłem do góry.  W środku do biletów załączona została jeszcze karteczka , z logo pewnej stacji radiowej, w której pracuje Sebcia, a na niej tekst: "oto trzy bilety na fajny koncert, myślimy, że będzie się podobał. Dlatego trzy, byś mógł zabrać ze sobą swoich koncertowych kolegów :-)  P.S. To jest twój prezent imieninowy od nas". Chwyciłem za komórkę i napisałem jeden tekst, który wysłałem zarówno do Sebci, jak i do Tomka: "dzięki piękne! Cieszę się, to wspaniały prezent. Oczywiście, że zabiorę Was na ten koncert!". Na co po chwili od obu dżentelmenów przychodzą słowa zdziwienia. "O co chodzi?" , i tym podobne... Pomyślałem, że chłopaki się zgrywają, więc podziękowałem raz jeszcze i zakończyłem sprawę. Sebcia jednak po niedługiej chwili napisał coś (nie pamiętam już dokładnie) , co utwierdziło mnie w przekonaniu, że zapewne on jednak załatwił te bilety, ale nie mówiąc nic Tomkowi, wysłał mi je, nie spodziewając się, że ja napiszę do Tomka szybciej podziękowanie, niż on sam mu o tych biletach powie. Chwilę później przyjeżdżają po mnie Peter i Przemko, aby zabrać do umówionego Chińczyka, dorzucając w takim pospieszku kilka słów: "no, masełek, zbieraj się , pakuj i jedziemy na żarełko". Po czym Peter jeszcze dodatkowo zapytuje: "a co dostałeś dzisiaj na imieniny?" No to pokazuję butelkę wina, płytę, po czym dodaję: "chłopaki, głupio mi, ale znowu idę na koncert bez was, jednak cholernie się cieszę, bo Sebcia z Tomkiem zrobili mi frajdę", i uzupełniam: "teraz wiem, dlaczego Tomek milczał, Seba się nie odzywał, bo chcieli mi zrobić niespodziankę jak zwykle, i zrobili !!!". Aby Peterowi i Przemkowi nie było smutno, powiedziałem po chwili: "kupcie sobie szybko bilety i chodźcie z nami. Bardzo bym chciał, abyście także tam byli". A oni nic , cisza. Zamurowani, jacyś tacy posmutniali. Urwali temat, po czy wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy do Chińczyka. Kiedy już stół się zastawił, a raczej pomału zaczął pustoszeć, powrócił temat koncertu. Chłopaki w pewnej chwili z pełną już powagą oznajmili mi, że to oni kupili te bilety. Zareagowałem śmiechem i niedowierzaniem, zapytując automatycznie: "a skąd mieliście papier firmowy tego radia?". No cóż, nie było to trudne, jako fachowcy od reklamy, akurat robili zlecenie do tego radia, a więc na potrzebę chwili pięknie wszystko wyreżyserowali. Po czym dodali: "widzisz masełku, nie zawsze jest tak, jak ci się wydaje, że być musi i czego jesteś tak bardzo pewien. Sam sobie wmówiłeś, że to muszą być oni, bo zmyliło cię tylko to znane logo, i nie wziąłeś już innej ewentualności pod uwagę". Zamurowało mnie. Odjęło mi mowę. Wkręcili mnie, ale i dali także do myślenia na przyszłość. Ciekawe czy mój ukochany Columbo wpadł by na to? Mnie widać do Mistrza daleko. Niemniej, pięknie mnie urządzili, za co ze wstydem składam mimo wszystko wielkie dzięki "obu parom darczyńców". I tym de facto, jak i tym, którym niewiele zabrakło, by nimi się stali.


P.S. Tylko dodam, że napisałem o tym, bowiem cała sytuacja jest zabawna. Nie chcę być źle odebranym, że podmawiam się o prezenty, ze w ten sposób wartościuję ludzi, czy coś w tym ohydnym stylu... Liczę, że tak nie pomyśleliście, a jeśli tak, to będę się mocno zastanawiać nad każdym słowem zapisanym w przyszłości.
Dopisałem tych kilka słów 2 grudnia, bo jeden z naszych czytelników zasugerował, że tak można by pomyśleć o tym co napisałem. Kurcze, a mnie to nawet do głowy nie przyszło. Ożesz ty Polska mentalności...Bliskich mi ludzi cenię sobie ponad wszelkie skarby materialne. I tyle! Acha, i niczego w moich oczach nie tracą jeśli zapomną o mnie w dniu imienin czy urodzin.

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl