środa, 3 sierpnia 2011

Złośliwości pogodowe

Polak Polakowi "serdeczności" nigdy nie szczędził. Zauważyłem to już dawno temu. Jednak im jestem starszy, tym bardziej mnie to kłuje po oczach. A rzecz rozbija się o banał - o pogodę. Już pomijam fakt, iż jeszcze w niedawnych latach, nikt sobie niczego nie robił z aury zaokiennej, a na prognozy wróżone przez meteorologów patrzono z przymrużeniem oka, ponieważ te były tak wiarygodne jak istnienie Marsjan. Technika poszła do przodu, co doprowadziło , iż to wróżenie z kart osiągać zaczęło coraz lepsze rezultaty. Oczywiście, mam na myśli przepowiednie na dzień następny, a nie długoterminowe wciskanie kitu, ciemnym i łatwowiernym masom. Z programów o pogodzie uczyniono swoiste show. Te niekończące się wywody prezenterów o masach powietrza, wilgotności, wiatrach i frontach , przechodzących przez Europę i Azję na skróty do Polski, potrafią wytrzymać najwytrwalsi. Krótko mówiąc, zanim dowiemy się jaka jutro będzie temperatura w najcieplejszej fazie dnia, i czy będzie lać czy nie, dowiemy się dopiero po wielu cierpiętniczych minutach, bowiem oprócz pogody musimy obowiązkowo podziwiać stroje prezenterek, ufundowane przez sponsorów. Wywnioskować także możemy, ze gdyby nie ci sponsorzy, to byśmy w ogóle tej pogody sobie nie obejrzeli. Dzięki!!! Aby przekonać się , albo co starsi niech sobie przypomną, jak wyglądała prognoza pogody w latach PRL-u, w naszej ubogiej TV, wystarczy obejrzeć codziennie na TVP Historia, jakiś archiwalny "Dziennik". Informacje w nim podawane prezenterzy czytają z kartek (a nie jak teraz z monitora przy kamerze), i choć wszystko toczy się w sielankowej atmosferze, na czasy dzisiejsze wręcz po amatorsku, raptem koniec podstawowych wiadomości przeskakuje do wiadomości sportowych, a prognoza pogody, która pojawia się zaraz po sporcie (rzecz jasna bez reklam - bo wtedy ich po prostu nie było) trwa po macoszemu góra minutę, a dowiadujemy się z niej wszystkiego! Jak będzie wiać, lać, ziębić czy grzać. Krótko i na temat. Dzisiaj, gdy mnie czasem na pogodę żonka zawoła, zdążę się wysikać i zaparzyć kawę, a jeszcze Kret wszystkiego nie wygęga z siebie. Chociaż, moze gdyby wszystkie prezenterki od pogody miały tyle wdzięku co Agnieszka Cegielska z TVN-u, to może i ja stałbym się fanem tego typu rozrywki.
Nie o tym jednak chciałem. Przed wyjazdem na wymarzony urlop, nad polskie morze, pogoda zdecydowanie nie służyła. U kresu załamania (głównie nerwowego) mocno rozważałem, czy w ogóle jechać, czy odpuścić sobie tegoroczne uroki uwielbianego Bałtyku. Ponieważ szło na lepsze, postanowiliśmy z żonką na wieczornym spacerze, że jednak jedziemy i już! Tak też się stało. Wyjechać, zapomnieć o wszystkim, a nawet o wszystkich, raz w roku jest to bardzo potrzebne. Ku memu zaskoczeniu przywitała nas w Pogorzelicy ładna aura, która pozwoliła już pierwszego wieczoru zasiąść przy stoliczku przed ośrodkowym domkiem. Na stole pojawiło się wszystko co być powinno, a do tego jeszcze znakomite nastroje u świeżo upieczonych wczasowiczów. W tym momencie film się urywa. Ale nie z uwagi na zbyt wielkie spożycie. Mój kabelek odłącza się od poznańskiej wtyczki i zaczynam chłonąć życie pozamiejskie. Nie mam telewizora, radia, nie kupuję gazet, słowem - nie wiem co się dzieje w tamtym świecie. Ach, jak dobrze! Na "szczęście" to moje cholerne "t-mobile" miało najgorszy zasięg w tym rejonie, a zatem wysłać sms-a , był to wyczyn a'la różdżkarz trafiający na żyłę. Podobnie zresztą i z jego odbiorem. Najbardziej załamujące, gdy w końcu udaje się po kilku godzinach złapać zasięg, odpisać na sms-a, ufff, ulga na sercu, a tu odbiorca błyskawicznie po odpowiedzi przesyła kolejne pytanie, a zasięg znowu ucieka. Trudno w takiej sytuacji cieszyć się z korespondowania. Dobrze, jeśli ta druga strona to zrozumie. Miało być jednak o pogodzie i o naszej "serdeczności". Nie będę nikogo oceniać, to pozostawię Wam, ale jak to jest, że większość sms-ów , które do mnie docierały, zawierały zawsze pytanie: "a jaką macie pogodę?" Ponieważ przez pierwsze prawie 4 dni było cieplutko, często pojawiało się słońce, a ja po dwa razy wskakiwałem do morza, zgodnie z prawdą odpisywałem, że dziękuję, pogoda jest bardzo fajna. W tym momencie następowało milczenie. Nikt już nie dopisał po chwili czegoś w rodzaju "super, to wspaniale, zatem życzę udanego wypoczynku" lub "bawcie się dobrze". Po przyjeździe do Poznania dowiedziałem się, że właśnie w nim był cały czas istny pogodowy syf. Co spowodowało niewiarę w moje słowa tychże "serdecznych pytków". Jakże mi przykro, że mieliśmy ładną pogodę i nie mogłem ich pocieszyć wieścią o ewentualnych nieudanych wakacjach. Wyobraziłem sobie, że każdy z nich , po otrzymaniu ode mnie tej "smutnej" wieści, iż wakacje miło mi jednak przelatują, powiedział sobie w duszy "kurwa, co za pech, a jednak skurczybyk dobrze trafił". Przykro mi, ale tak, nieźle trafiłem, bo tylko jeden dzień padało, ale i ten był piękny, gdyż cały spożytkowałem na słuchaniu muzyki i piciu szkockiej. Aby "serdeczności" nie było zbyt mało, przekonałem się o jej sile tuż po powrocie. Wszyscy się na mnie dziwnie gapili, niektórzy wręcz długo przyglądali, a tylko dwie osoby z uśmiechem rzuciły: "ale się ładnie na mordce opaliłeś". Reszta musiała przełknąć gorzką pigułkę własnej porażki. Byli i tacy, którzy ze swoistym dla siebie wdziękiem zapytali: "kiedy idziesz na urlop?" A pisze to człowiek, który ma totalnie w nosie opaleniznę i ewentualne późniejsze rozważania na jej temat. Na plaży głównie przesiaduję w koszulce, a nogi chronię ręcznikiem. Nie lubię cierpieć po zbyt długim wysiadywaniu na morskim piachu. Napisałem o tym , gdyż temat ten bawi mnie od lat. Lubię tę gimnastykę ludzkiej głupoty i próżności. Najbardziej jednak współczuję przykładającym do tego naprawdę dużą wagę. Bo jeśli, trafi im się rzeczywiscie brzydka pogoda i do roboty powrócą biali jak mąka, to dopiero strach. Te uradowane oczy ich biurowych koleżanek , to ich radosne szeptanie sobie do uszek, itp... Teraz rozumiem sens i ideę funkcjonowania solarium. Kiedyś myślałem, że ten wynalazek jest spełnieniem dla próżnych i słodkich idiotek, dzisiaj wiem, że bywa on często ratunkiem dla własnego świętego spokoju.

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl