TOBY HITCHCOCK - "Mercury's Down" - (FRONTIERS RECORDS) -
Toby Hitchcock, to 34 letni amerykański wokalista, którego świat poznał w 2003 roku, dzięki Jimowi Peterikowi, gitarzyście grupy Survivor. Tej grupy, od słynnego przeboju "Eye Of The Tiger" (vide "Rocky III"). Skomponowanego notabene właśnie przez Peterika. Peterik ostatnimi czasy ,nie miał ochoty uczestniczyć w nowym wcieleniu Survivor, a do tego, jego średnie warunki głosowe, nie pozwalały mu także nagrać jakiegoś kasowego albumu solowego, ponieważ dobre kompozycje kolidowały z przeciętnym wykonawstwem, a więc trzeba było coś zmienić. Przypadek zrządził, iż siostrzenica Jima Peterika przyprowadziła pewnego dnia Toby'ego Hitchcocka do studia nagraniowego, aby ten zaśpiewał dla niej chórki, do pewnej kompozycji autorstwa Peterika. Gdy Maestro usłyszał jego głos....., dalej się już można domyślić. Szybko się okazało, że ten młody, wówczas dwudziestoparoletni śpiewak, był dziedzicznie (muzycznie) obciążony, a i sam od najmłodszych lat śpiewał w różnych chórach, bądź szkolnych akademiach.
Charakterystyczną cechą Hitchcocka jest to, że facet w ogóle nie wygląda na rockmana, a mimo to świat rocka, szybko go zaakceptował. Jego wygląd bardziej kojarzyć się może z wizerunkiem przedstawiciela handlowego od ekskluzywnych kafelek łazienkowych, bądź na przykład doradcę prezesa banku podczas urlopu. Zawsze eleganckie krótko przystrzyżone włosy, z obowiązkowym lśniącym żelem, do tego wypucowane czarne buty i i pedantycznie skrojone spodnie, a także obowiązkowa biała koszula lub ewentualnie także śnieżno-biały t-shirt. Czasem dla luzu, Hitchcock przyodzieje czarną skórę, ale i ona błyszczy na nim, niczym marynarka. Pomijając te straszne fakty, należy podkreślić, iż Hitchcock dysponuje kapitalnym silnym głosem. Praktycznie wszystkie partie wokalne wydobywa z siebie na wielkim luzie. Aby się o tym przekonać, polecam obejrzenie DVD z koncertu Pride Of Lions z Belgii, wydanego przed około 5 laty. Polecam przy okazji tam, świetne wykonania Survivor'owskich klasyków, jak: "Eye Of The Tiger", "I Can't Hold Back" czy "The Search Is Over".
Gdyby jednak nie Jim Peterik, prawdopodobnie nigdy byśmy o Hitchcocku nie usłyszeli. Tymczasem, po trzech wspólnych albumach studyjnych i jednym koncertowym, Pride Of Lions zrobili sobie wolne, które niebezpiecznie ciągnie się od blisko czterech lat. O ile Jim Peterik raczej się leni, biorąc jedynie udział w mało istotnych imprezach lub po prostu wypoczywając, o tyle Hitchcocka roznosi energia, przez co, na okres przerwy w działalności Pride Of Lions, zebrał na tę chwilę, całkowicie nową ekipę, złożoną głównie z muzyków skandynawskich. Nie ma w niej żadnych znanych nazwisk. Wyjątkiem jedynie jest Erik Martensson, który na "Mercury's Down" obsługuje: gitarę, gitarę basową, instr.klawiszowe, a także perkusję. Martensson jest uznanym muzykiem sesyjnym, ale dał się także niedawno poznać jako sprawny instrumentalista w nowym projekcie, o nazwie W.E.T., w którym śpiewa niezmordowany Jeff Scott Soto. Martensson bywa także i producentem, jak choćby i na tej płycie.
Album "Mercury's Down" to kolekcja melodyjnych piosenek, oprawionych rockowymi ramami. Właściwie niespecjalnie różniących się od tego co tworzyła grupa Pride Of Lions. Szybkie i chóralne refreny, zgrabnie mieszają się z emocjonalnymi balladami. To bardzo śpiewny album, efektownie wyprodukowany, choć paradoksalnie bardzo skromnie. Najważniejsze są tutaj melodie, barwne, ale i pełne napięć czy namiętności. To, co jest tego efektem, raczej nie zadowoli młodego odbiorcy, gdyż są to piosenki dla tradycyjnego i starszego słuchacza. Czyli takiego, z czasów późnych lat 70-tych i całych 80-tych, a więc z epoki, w której muzyka popularna ,przy okazji, jawiła się najpiękniejszymi kolorami i najsmakowitszymi aranżacjami. Pomału czuję znużenie, zachwalając niemal większość dzieł z wytwórni Frontiers, ale cóż ja na to poradzę, że jest to jeden z nielicznych labeli, ocalający ładne, melodyjno-rockowe granie od zapomnienia. "Mercury's Down" zawiera 12 piosenek, a płytę otwiera "This Is The Moment", który przy okazji jest singlem, do którego także nakręcono teledysk. Dostępny zresztą na tej płycie jako bonus multimedia. Jednak, znowu muszę się przyczepić, uważam, że każda z czterech następnych kompozycji, jest od niej o stokroć lepsza. Ale cóż, to nie ode mnie zależy promocja albumów ze stajni pana Serafino Perugino, który obowiązkowo produkuje większość albumów przez siebie wydawanych. Aż dziw bierze, że tym razem zadowolił się tylko rolą pomocnika, względem E.Martenssona. Wracając do muzyki z "Mercury's Down", na pewno nie jest to żadne arcydzieło, ale też nie jest to muzyka, za którą stawia się popiersia z brązu lub kaligrafuje nazwiska ich twórców, w najokazalszych księgach. Ta muzyka ma dawać radość i wzmacniać pozytywnie siłą energii. Ale przede wszystkim, czyż to nie piękne, że słuchając tychże piosenek, zaledwie od kilku dni, każdą z nich, znam na pamięć i nie ma mowy, bym pozwolił sobie którąkolwiek z nich wyszarpnąć.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00
nawiedzonestudio.boo.pl