Przemysł muzyczny już dawno temu zdał sobie sprawę , że w czasach piractwa sieciowego, daleko nie ujedzie. Przestał zatem walczyć o niereformowalne młode pokolenie, dla którego kupowanie muzyki na jakichkolwiek nośnikach, jest śmiechu warte. Szefowie koncernów płytowych, sprzedając coraz mniej nowej muzyki na płytach CD, i na winylach zresztą także (pomimo rosnącej wciąż sprzedaży LP),, postawili na klienta z zasobnym portfelem. Może to być osobnik młody w rzeczy samej, ale wiadomo, że cała sprawa rozbijać się ma o wychowanków ze złotych czasów dla przemysłu fonograficznego. Najkrócej mówiąc, chodzi o ludzi od 35 roku życia wzwyż. Czyli o pokolenie gadżeciarzy. O zbieraczy, kolekcjonerów, itd... Jako, że dzisiejszych młodziaków interesuje tylko fizyczny pieniądz, a z uciech życia jedynie podróże, ładne auto w garażu , bądź luksusowo wyposażony domek z ogrodem, w jakiejś najeksluzywniejszej dzielnicy, wyeliminowano takowe umysły z istniejącego jeszcze kolekcjonerstwa. Dlatego w ostatnich kilku latach namnożyło się mnóstwo niesamowitych płytowych wydawnictw. Jednak to, co do tej pory ledwie kusiło i lekko nadwyrężało zbolały budżet przeciętnego fana i kolekcjonera, to teraz doprowadza każdego z nich do wręcz obłędu i czystego szaleństwa. Firmy tylko poprzez sprzedawanie sprawdzonych tytułów, w formach artystycznego przekraczania dobrego smaku, wyciskają szaleńcze pieniądze. O ile do niedawna, edycja limitowana jakiejkolwiek płyty, zawierała skromny dodatkowy dysk i ewentualnie ładniejszą szatę graficzną, a do tego kosztowała zaledwie sto procent drożej od wydania standardowego, o tyle dzisiaj taka edycja jest już tylko skromnym i ubogiej klasy limitem. Zaczęła się era boksów, wielkich pudeł, a czasem i skrzyń, w których napakowana ilość gadżetów, przerasta swoimi rozmiarami umysł odbiorcy. Okazuje się, że z jednej wybitnej płyty w historii muzyki, tworzy się wydawnictwa z dziesiątkami dodatków, o przy okazji wielkich cenach. Tak naprawdę, nie są to już wydawnictwa dla biednych i autentycznych fanów muzyki, a dla bogatych snobów, dla których często ta muzyka nie jest wcale dużo warta i emocjonalnie potrzebna. Jednak stać ich, mogą sobie to kupić, przez co biorą górę nad tymi w większości najbardziej oddanymi, do których i ja także się zaliczam. Przykłady? Bardzo proszę, oto jeden z nich. Nigdy nie ukrywałem swojej fascynacji Floydami, a także setki razy podkreślałem swoje uwielbienie dla albumu mojego życia, jakim jest "Dark Side Of The Moon" (1973). Bowiem to on otworzył mi oczy na wielką muzykę. To, że mam tę płytę na kilku kompaktach czy winylach, nie powinno nikogo dziwić, wspominałem o tym już niejednokrotnie. Firma EMI po raz kolejny zremasterowała dzieła Pink Floyd i właśnie od września ma zamiar sprzedawać je ponownie, oczywiście w nowych formach. Jako CD, jako LP, a także jako boksy. Każda płyta Pink Floyd będzie wydana jako ekskluzywny boks. A każdy z nich będzie zawierać poza podstawowym albumem, mnóstwo dodatków, zarówno na CD, DVD, a także efektowne gadżeciarskie świecidełka. Każdy z boksów, poświęconych konkretnemu tytułowi, będzie kosztować ponad czterysta złotych. Łatwo policzyć, ile by trza forsy, by kupić sobie wszystkie z nich. Kilka tysięcy złotych !!!. Oczywiście, firma litując się nad swoimi fanami, nie wyda tego wszystkiego na raz, a rozłoży na kilka miesięcy. A zatem, jesteś prawdziwym fanem Pink Floyd, kup to wszystko, bo jeśli tego nie zrobisz , to co to z ciebie za fan - powie za chwilę do Ciebie jeden czy drugi. To nieważne, że na Floydach się życie nie kończy, i że chcielibyśmy kupować w tym czasie jeszcze najzwyczajniej w świecie inne nowości, inne reedycje, chodzić na koncerty, itd... Zaczyna się robić mało sympatycznie. Uświadomiłem sobie, że przy moich dochodach, nie stać mnie na kupienie miesięcznie, choćby tylko jednego takiego boksu, bo musiałbym zrezygnować ze wszystkich innych płyt tego świata, po to, aby tylko kupić sobie na półkę pierwszego z nich, czyli "Dark Side Of The Moon". Czyli co ze mnie za fan, skoro nie kupię sobie swojej płyty życia w tak ekskluzywnej formie. A jakiś businessman lub poseł, którego miesięczne dochody wynoszą tyle co wartość samochodu mojej żony, kupi sobie każdą taką Floydowską zabawkę i nie zauważy nawet ubytku w portfelu. Ktoś powie, czym ty się przejmujesz? A właśnie, że się przejmuję!!! Bo całe życie zbieram płyty, całe życie poświęciłem muzyce, a teraz wytwórnie kpią sobie ze mnie, poniżając do roli zbieracza złomu, w tej całej zabawie. Dzisiaj dowiedziałem się o ekskluzywnej edycji albumu "Achtung Baby", grupy U2, która ma trafić na rynek pod koniec października tego roku. Najbardziej piękna edycja tejże płyty (mojej zresztą ulubionej, jeśli chodzi o U2) , będzie kosztować , uwaga! - prawie 1,5 tysiąca złotych. To są jakieś jaja!. Wiem, będzie tam kilka CD, kilka DVD, i milion różnych papierków, pierdół i błyskotek. Rzecz do nabycia tylko dla tych, dla których muzyka kończy się na U2 i niczego innego już (tacy maniacy jednego zespołu) nie kupią przez cały rok. Sprawa robi się bardzo serio, ponieważ zaczyna to coraz częściej dotyczyć niemal każdej reedycji ważnej płyty w historii muzyki, a także coraz większej ilości nowych dzieł. Rozpoczęła się gra, a raczej wojna, nie o fanów muzyki, a tylko o ludzi z przeładowanymi portfelami. W tej całej zabawie, która do niedawna była piękna, tworzy się dehumanizacja. Kiedyś, jak ktoś kupił limitowaną edycję płyty, to wiadomo było, że się poświęcił i zamiast 50 zł, wydał 100, bo zależało mu na kilku extra kawałkach i digipackowym wydaniu. Dzisiaj wytwórnie olewają takich biedaczków. Robi się dla nich te ich ubogie limity, ale przede wszystkim trzaska się super wypasy, i to nie dla nich, a dla burżujów, dla których muzyka z rzadka ma właściwe znaczenie. I choć świat zawsze był okrutny, szczególnie dla biedoty, to zapytuję, co na to sami artyści? No chyba, że oddając im nasze serca, nie zauważamy, że i oni są także częścią tej gry.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00
nawiedzonestudio.boo.pl