środa, 6 lipca 2011

SAXON - "Call To Arms" - (2011) -

 SAXON - "Call To Arms" - (UDR) -



Należę do pokolenia, które wychowało się na Iron Maiden, Def Leppard czy właśnie Saxon. Kiedy Saxon wypuścili płytę "Wheels Of Steel" (1980), rozpoczynałem edukację w średniej szkole i wszyscy moi kumple tak samo jak ja, słuchając "Motorcycle Man" czy "747 (Strangers In The Night)", tarzali się z linijkami lub kątomierzami (imitującymi gitary) po dywanie. Ta muzyka wiele dla mnie (nas) znaczyła i mało kto się zastanawiał nad tym czy wywodzi się z nurtu NWOBHM czy nie. Dopiero później zaczęto przyklejać takie stylistyczne łatki tym zespołom, a czynili to najczęściej ludzie, którzy w słownym bukiecie nie potrafili opisać muzyki.
Kochałem Saxon zawsze, choć najbardziej za cale lata 80-te. Podkreślam "całe"!, czyli także za płyty typu "Rock The Nations" czy "Destiny", na które to głusi pseudoznawcy lub krytycy muzyczni z uśmiechem na twarzy wylewali wiadra pomyj. Dziś owi znawcy pochowali się ze strachu po kanałach, bo Saxon nieprzerwanie istnieją i dają czadu. Często i mocniejszego niż wówczas. Dlatego choćby muzycy zasługują na szacunek. A także również za niezaprzedanie dawnych ideałów diabłu. Nawet jeśli już  nie komponują tak wykwintnych kompozycji jak przed laty. Zresztą nie da się całe życie nagrywać arcydzieł w rodzaju "Wheels Of Steel", "Strong Arm Of The Law" czy "Innocence Is No Excuse". Poza tym, tylko raz jest się młodym i łatwiej wtedy wykrzesać z siebie maksimum energii. Choć tej to akurat Saxonom nie brakuje, a nawet troszeczkę boję się o zdrowie Biffa i spółki, bo łoją po garach, że jak na ich wiek, to wręcz niewiarygodne. A co do nowych kompozycji, to szczególnie podobają mi się: "When Doomsday Comes" (do filmu Hybrid Theory)- która zajeżdża "Purpurą" spod znaku "Perfect Strangers" (no i te świetne klawisze na końcu!) , a także kapitalny utwór tytułowy, szczególnie w tej wersji zorkiestrowanej, kończącej płytę, choć i ten w wersji podstawowej, bardziej czadowej, jest także niczego sobie. Piękna jest także powiedzmy "ballada"- "Ballad Of The Working Man"-, która finalizuje całe dzieło. Poza tym, płyta świetnie się zaczyna, utwór "Hammer Of The Gods" trochę mroczny, ale i bardzo energiczny, należycie wbija słuchacza w fotel. A raczej z niego podrywa! Także fajne wrażenie robi następny po nim "Back in 79", choć ten jest wolniejszy i z lekka motoryczny. Niczego nie odbieram utworom pozostałym. Są mocne, zrytmizowane, solidnie biją po uszach, no może brakuje mi w nich tylko nieco barwniejszych melodii oraz jakiś niezwykłych motywów. W sumie jednak to dobra płyta, o której i po latach fani będą z szacunkiem się wypowiadać. Z tym, że o pobiciu np. takiej "Lionheart" (2004), biorąc czasy ostatnie - nie ma mowy.
Dodam jeszcze na koniec, że do digipackowej limitowanej wersji ,dołożono 7-utworowy dysk z materiałem koncertowym z 1980 roku z Donington. Te pół godziny grania jest naprawdę niezłej jakości, a muzycznie...- po prostu bomba!

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl