SAGA - "Heads Or Tales LIVE" - (EDEL) -
"Heads Or Tales" (1983) była i jest jedną z najbardziej znanych płyt Sagi. I na pewno jedną z tych najlepszych. Z tym że, tutaj jedno ale... Było to dzieło o ambicjach art-rockowych, jednak podane w sposób na tyle melodyjny, że aż bliskie popu. Z uwagi na swoją melodyjność i bogactwo w aranżacjach, było przy okazji bardzo nowoczesne ,jak na rok 1983. Nikt tak wówczas nie grał. Może troszkę poziomem dorównywali w tym okresie Sadze panowie ze STYX , którzy w tym samym 83 roku wydali świetną płytę "Killroy Was Here", za którą to otrzymali baty w Europie, a w Stanach pełną gloryfikację. Z Sagą było podobnie. Ta muzyka miała swoich odbiorców w USA i Kanadzie, a w Europie jedynie sporo w Niemczech oraz Skandynawii, i troszeczkę w krajach Beneluxu. Osobiście uważam, że najlepsze są pierwsze trzy płyty Sagi , ale i w czasach późniejszych grupa ta radziła sobie bardzo dobrze, czego przykładem jest także właśnie "Heads Or Tales", będąca w dyskografii Kanadyjczyków piątą płytą studyjną i środkową jeśli chodzi z kolei o najlepsze lata popularności zespołu. To właśnie wcześniejsza "Worlds Apart" (1981), "Heads Or Tales" (1983) oraz następna "Behaviour" (1985) sprzedały się najlepiej i w konsekwencji najwyżej były notowane na listach bestsellerów.
Trudno zatem się dziwić, że muzycy po latach zapragnęli wykonać na żywo jedną z owych płyt. Wybór padł na "Heads Or Tales" która tak przy okazji mówiąc, w rodzimej Kanadzie cieszy się największym uznaniem do dzisiaj.
Ktoś powie, no dobrze, ale po co powtarzać zatem coś, co i tak w doskonalszej formie powstało ponad ćwierć wieku temu w studio? W tym przypadku miało to sens, bowiem na tej trasie Saga grała z nowym wokalistą Robem Morattim (znanym ze świetnej grupy Final Frontier), który to zastąpił od zawsze śpiewającego Michaela Sadlera. Sadler zapragnął w tym czasie kariery solowej, choć skończyło się tylko nagraniem kilku utworów, notabene w kilku projektach i na tym koniec. Zresztą niedawno wrócił on do swoich kolegów, przez co Moratttiemu podziękowano za współpracę. Trochę szkoda, bo choć bardzo lubię Sadlera, to żałuję, że Moratti nie pośpiewał w Sadze nieco dłużej. Choćby dlatego, by móc np.posłuchać go w innych koncertowych klasykach Sagi , a może i także jakiś kompozycji Final Frontier, w towarzystwie muzyków Sagi. Płyta "The Human Condition" (2009) , jedyna jaką wspólnie stworzyli, była całkiem niezła i wcale nie odbiegała poziomem od ostatnich poczynań z M.Sadlerem. Natomiast to koncertowe wykonanie dzieła "Heads Or Tales" wypadło bardzo korzystnie. Moratti znakomicie zaśpiewał, absolutnie nie łamiąc sobie gardła, muzycy zagrali z dużą świeżością, a i publiczność słychać, że była rozentuzjazmowana. Cały koncert to po kolei,utwór po utworze, cała płyta, czyli począwszy od intro i przebojowych "The Flyer" oraz "Cat Walk", a skończywszy na "The Pitchman". Chociaż, moim najukochańszym fragmentem płyty zawsze pozostanie ciąg pięciu utworów, od "The Writing, aż po "Scratching The Surface". Ten koncert wcale nie jest jakimś beznamiętnym odegraniem "Heads Or Tales". Muzycy grają jak natchnieni, a i Moratti słychać, że świetnie się czuje w roli nowego frontmana oraz interpretatora tychże prog-rockowych piosenek. Ta płyta sprawiła, że w ostatnim krótkim czasie więcej razy posłuchałem tego albumu, zarówno w oryginalnej wersji, jak i w tej nowej, niż w ostatnich kilku ładnych latach. Bardzo się cieszę, że ta wspaniała płyta doczekała się tak niezwykłego koncertowego hołdu, złożonego przez jej twórców (z wyjątkiem rzecz jasna M.Sadlera). Szkoda tylko, iż nie wiadomo skąd jest ten koncert. Wydawca tego pięknego digipacka napisał wszystko, gdzie miksowano, kto był inżynierem i technikiem dźwięku, wypisano listę podziękowań bliską produkcji jakiegoś hollywoodzkiego filmu, a od adresów mailowych to aż głowa mnie rozbolała,...- za to skąd ten koncert? - diabli wiedzą.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00
nawiedzonestudio.boo.pl