OZZY OSBOURNE - "Diary Of A Madman" - (1981 / 2011 SONY MUSIC) - LEGACY EDITION
To moja ulubiona płyta Osbourne'a. Może dlatego, iż poznając ją miałem niespełna szesnaście lat? A w takim wieku chyba najlepiej grają na człowieku emocje. Ale co tam emocje, skoro fajna "jedynka" Ozzy'ego wydana rok wcześniej, aż tak mnie nie rozbroiła. Albo coś w człowieka kopnie, albo nie. W 1981 roku do życia budziła się nowa fala metalu (i nie tylko na Wyspach!), a obok niej stary muzyczny wyga mocno podniósł poprzeczkę młodzieniaszkom z Iron Maiden, Def Leppard czy Saxon. Osbourne w swoim zespole otoczył się, jak on zresztą sam, uznanymi sławami, z dobrze wypróbowanych zespołów, jak choćby Uriah Heep,czyli basista Bob Daisley oraz perkusista Lee Kerslake. Miał jednak Osbourne jeszcze jeden atut w rękawie - młodziutkiego gitarzystę Randy'ego Rhoadsa, który został przez Ozzy'ego zwabiony po jego braku spełnienia w Quiet Riot, które żeby było śmieszniej, zaczęło zdobywać sławę niebawem po jego odejściu. Widać Rhoadsowi tak było pisane. Szkoda tylko, że mało dowcipny scenarzysta jego życia, zaplanował jego pobyt na ziemi na ledwie 26 lat.
"Diary Of A Madman" to osiem kompozycji, na winylu układ jest po cztery na stronie. Kompozycji doskonałych. Nawet jeśli jakiś filozof oświeci mnie, że nie ma rzeczy doskonałych. W takim układzie nie znajduję innego określenia na tę płytę. Ozzy pokazał tutaj swoim dawnym Sabbathowym kolegom, dlaczego się dusił w ostatnich chwilach z nimi wspólnie spędzonymi. I vice versa zresztą, jeśli weźmiemy pod uwagę dwa pierwsze Sabbathy z Ronnie Jamesem Dio.
"Diary..." jak na 1981 rok było dziełem stricte metalowym, często szybkim i mocnym ("Over The Mountain" czy "S.A.T.O.") , ale i mroczno-sabbathowskim ("Believer" oraz "Diary Of A Madman"), posiadającym także piękną balladę "Tonight" ,o pozytywnym przesłaniu: "...musisz uwierzyć w siebie, inaczej nikt nie uwierzy w Ciebie. Wyobraźnia jest jak frunący ptak, więc wznieś się, skorzystaj z wolności..."
Jest także na tej płycie perła nad perłami, to "You Can't Kill Rock And Roll" ("...rock'n'roll jest moją religią, moim prawem i nic tego nie zmieni. Nie można zabić rock'n'rolla"). Artysta pokolorował tę kompozycję wieloma barwami, częścią akustyczną, w której zwrotka płynnie przechodzi w słodko-brzmiący refren, aby nieco później dołożyć kopa na ile to możliwe. I zmiażdżyć swego odbiorcę. To właśnie tutaj Randy Rhoads zagrał z największą pasją i wiarą w swoje nadprzeciętne umiejętności. W tych siedmiu minutach Ozzy, Randy, Bob i Lee ośmieszyli twórców przeintelektualizowanych tasiemców, zwierając formę suity w najszczuplejszą ramę. Nie zapominając o dramaturgii i wspaniałej melodii.
Na tej płycie było wszystko co potrzebne jest dziełu niezwykłemu. Paleta pomysłów rozlała się proporcjonalnymi strumieniami dla czadu, mroku i wytchnienia, spinając w klamrę idealne proporcje dla percepcji późniejszego odbiorcy.
Teraz ta wyśmienita płyta doczekała się kolejnej reedycji. Najbardziej rozszerzonej jak do tej pory i najpiękniej wydanej. Choć wiem, że zbyt często powtarzane gloryfikujące słowa, przestają robić wrażenie. Dlatego nie mam zamiaru nikogo przekonywać o wyższości tej płyty nad wszystkimi innymi solowymi poczynaniami Ozzy'ego Osbourne'a. Niech uparci nadal żyją w przekonaniu, że np.dzieła nagrane z nudnym Zakkiem Wylde'em są tymi najlepszymi. Na głuchotę nie ma rady.
Wracając do tegoż wydania "Diary.." pragnę poinformować, że na dodatkowej drugiej płycie, dołożono koncert właśnie z tego okresu, na którym kompozycje z pierwszych dwóch solówek Ozzy'ego, mieszają się z Black Sabbathowymi klasykami: "Iron Man", "Children Of The Grave" oraz "Paranoid". O naprawdę dobrej jakości technicznej, a także i wykonawczej. To wydawnictwo wydało Sony Music w ramach nowego cyklu "Legacy Edition", które praktycznie nie różni się od seryjnego brata bliźniaka "Deluxe Edition". Również z tej samej serii ukazała się jedynka Ozzy'ego "Blizzard Of Ozz", lecz tylko w skromniejszej wersji jedno-płytowej, a tej jeszcze sobie nie kupiłem, choć dwie wcześniejsze jej wersje rzecz jasna posiadam. Że o winylu ze skromności nie wspomnę.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00
nawiedzonestudio.boo.pl