sobota, 23 lipca 2011

AMORPHIS - "The Beginning Of Times" - (2011) -

 AMORPHIS - "The Beginning Of Times" - (NUCLEAR BLAST) -



Ma ten zespół coś w sobie, co go wyróżnia na plus od wielu mu podobnych. Jednak przez kilkanaście lat broniłem się przed jego muzyką. Może dlatego, że wszystkich ludzi , których napotkałem w tym czasie na swojej drodze, a ci podniecali się Amorphis, kompletnie nie wzbudzali mojej sympatii. Przez co nabrałem jakiegoś ogromnego dystansu do zanurzenia się w twórczość Finów. A ile straciłem i przychodzi mi teraz nadrabiać, pokazały dwa ostatnie lata. Pewien słuchacz mojego "Nawiedzonego Studia" usilnie namawiał mnie do kupna płyty "Skyforger" (2009), gdy ta była jeszcze nowością. Kiedy zauważył, że na nic to się zdaje, wściekł się i pewnego dnia przyniósł mi swój egzemplarz. Położył go na stole i powiedział, że mam tego posłuchać i już. Wychodząc zaznaczył, że nie ma pośpiechu, mogę się z tą płytą zaprzyjaźniać tak długo ile będzie mi trzeba. Oszalałem jeszcze tego samego wieczoru. A następnego dnia poleciałem do sklepu po taki sam egzemplarz dla siebie. Taki sam, czyli limitowany w digipacku, z jednym bonusem i dwoma technicznymi błędami, z których jeden nad wyraz zauważalny, do dzisiaj nie daje mi spokoju. Po prostu w tytułowym "Skyforger", w pewnym momencie ucieka na kilkanaście sekund jeden kanał. Z kolei błąd w "My Sun" jest niewielki i da się go przeboleć. Nie zważając na te uszczerbki płyta ta stała się jedną z moich najlepszych za rok 2009. Wracając do tych błędów, podobno w wersji standardowej (czyli tej w tradycyjnym pudelku) wszystko grało należycie.
Krótko mówiąc, zakochałem się w zbolałym śpiewie Tomiego Joutsena, a także i będącym dla kontrastu growlingiem, którego do tej pory nie cierpiałem. Podobał mi się w muzyce Amorphis ten lament, żal, smutek, romantyczność, a zarazem złość, ból i cierpienie. Wszystko to podlane staro-skandynawskimi akcentami folkowymi dawało efekt porażający. Trudno było stać obojętnie i z boku przyglądać się zespołowi, który grał to, co przecież i moje serce czuło. To był pierwszy przypadek od niepamiętnych czasów, gdzie polecono mi zespół, który mną zawładnął, a którego mój czujny nos nie zdołał wcześniej wytropić. Przeważnie tzw. rewelacyjne "polecanki" od zbolałych poszukiwaczy, wywołują we mnie muzyczną niestrawność. Tu trzeba jeszcze zaznaczyć, iż Amorphis polecił mi wnikliwy słuchacz "Nawiedzonego Studia", który dobrze spenetrował zakamarki mojej niewesołej przecież duszy.
Po takim arcydziele jakim okazał się dla mnie "Skyforger" byłem wręcz pewien, ze następna płyta (a i też wszystkie wcześniejsze) nie ma żadnych szans. W życiu nic nie zdarza się dwa razy. Można umysłem docenić wiele rzeczy, ale wykrzesać z siebie drugi raz takich samych emocji się nie da. Mimo wszystko robiłem sobie wielkie nadzieje. Przyszedł w końcu ten dzień, w którym moja Pani Listonoszka zadzwoniła do drzwi i wręczyła kopertę, w której to wnętrzu czekała piękna digipackowa edycja najnowszego dzieła Amorphis "The Beginning Of Times". Także jak "Skyforger" z jednym bonusem, ale jak się później okazało, na szczęście bez technicznych uchybień. Po pierwszym przesłuchaniu już byłem pewien, że to nie tak wyśmienite dzieło, jak "Skyforger". Czułem jednak podskórnie, że wiele da się z niego wydobyć. Wiedziałem, że znajdując dla niego trochę czasu, odpowiedniego nastroju czy nawet pogody,  tych 13 nowych kompozycji odpłacą mi się należycie. I tak też się stało. Jakże trzeba być obojętnym na piękno, by nie dostrzec go choćby w "Battle For Light", singlowym "You I Need", "Reformation" , "On A Stranded Shore" czy "Escape". Przynajmniej tyle na początek dla odpornych na metalową subtelność muzyki Amorphis. W końcu należy założyć, że podobni do mnie sprzed kilku lat na pewno błąkają się jeszcze po tym świecie. Dziś już wiem, że "The Beginning Of Times" posiada sporo ukrytego piękna, którego nie wydobędziemy po nieuważnym słuchaniu. Te słowa kieruję do wszystkich, którzy mają nachalnie okropny dar oceniania wręcz na kolanie długo tworzonych dzieł. Zawsze podziwiam takich typów, którzy już po pierwszym przesłuchaniu są mądrzejsi od jego twórców. A jeszcze najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy nie kupują płyt. To oni na tych swoich bzdetnych forach przemądrzają się jak najmocniej, jeden przez drugiego. Najnowsze dzieło Amorphis nie zostało dla nich stworzone. To pewne. To muzyka dla ludzi z wyobraźnią, potrafiących przy okazji chłonąć każdą nutę i bynajmniej nie z zestawu wypasionych głośniczków komputerowych.

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl