piątek, 2 grudnia 2016

rozpoznawanie muzyki

W starym modelu smartfona miałem z automatu zainstalowaną funkcję "rozpoznawanie muzyki". Nie korzystałem, bo i po co, skoro i tak wiadomo, jakiej w danej chwili słuchałem płyty. Niemniej, zabawka fajna. Po przystawieniu aparatu do głośnika, po kilku sekundach wyświetlała się na ekranie okładka płyty, plus wykonawca i tytuł nagrania. Niestety zabawką nacieszyłem się klika tygodni, ponieważ odkryłem ją zbyt późno, a wkrótce nadszedł czas wymiany Samsunga na nowszy model, tej samej zresztą marki. Producent w nowym urządzeniu niestety nie przewidział już zainstalowania podobnego udogodnienia. Trzeba by było samemu ściągnąć aplikację, a ja do tego nie mam głowy, więc dałem sobie spokój. Ale ale.... od niespełna roku jestem szczęśliwym posiadaczem jeszcze kolejnego modelu Samsunga, w którym byłem przekonany, że także owa funkcja nie jest zainstalowana. Dzisiaj jednak wdałem się w pogawędkę z pewną sympatyczną ukraińską studentką, która jakoś tak na ten temat naprowadziła, że.... Okazało się, że pod jedną z tajemniczych ikonek, których na kilku stronach powklejanych aplikacji skrywały się tuziny, znalazła dziołszka owe rozpoznawanie muzyki. Opisane jednak tajemniczo jakimś jednowyrazowym hasłem, w niczym nie naprowadzającym logicznie na muzykę.
Przez blisko trzy lata fachowcy od nowinek i usprawnień popracowali nad wzbogaceniem internetu w zasób nagrań, bowiem kiedyś znaleźć moją programową czołówkę Steve'a Hacketta "Sierra Quemada", było nie sposób, a teraz... tak samo, nadal nie ma. Pojawia się komunikat, że nie można znaleźć, bo to, bo tamto... Sprawdziłem przy okazji kilka innych kawałków, niegdyś niedostępnych, i tu miłe zaskoczenie, bowiem już teraz są. Lecz Hacketta jak nie było, tak nie ma. Dziwne, bo na wszech ogarniającym youtube'ie Pan Stefek z Sierrą Kłemadą widnieje.
Nigdy w życiu nie wpadłbym na sprawdzenie dostępności mojej coniedzielnej wizytówki w telefonicznym "rozpoznawaniu muzyki", gdyby nie jeden ze Słuchaczy, który przed mniej więcej trzema laty o to zahaczył. Sam przyznał, że często posługiwał się aplikacją w trakcie Nawiedzonego Studia, a gdy ta odmawiała wiedzy, potrafił jednak pogodzić się z długopisem i ręcznie zapisywać na podstawie ufności względem zapewnień mojej angielszczyzny. Jednak czołówka grana zawsze chwilę po dwudziestej drugiej nadal nie dawała spokoju. Każdego tygodnia, o tej samej porze, taki klejnot - co to jest? Słuchacz pewnego razu nie wytrzymał i zapytał sms-owo.
A ja czekam, aż ktoś wprowadzi rozpoznawanie muzyki na podstawie zanucenia, albo powszechnego fałszowania. Myślę o domyślnej aplikacji, która rozpozna piosenkę na podstawie bełkotu, przy czym jednak pobierze impuls z mózgu jej nadawcy, by po weryfikacji podać na ekranie urządzenia osiągnięty cel. Proszę uwierzyć, dla mnie byłoby to coś. Bywam regularnie atakowanym obiektem zmuszonym do nadstawiania ucha, do którego przeróżni jegomoście wlewają pofalowane nuty, a ja muszę wszystko to przecedzić i koniecznie rozszyfrować. Bo jeśli nie, to uha ha ha...
Ostatnio jednak błysnąłem w oczach jednego z radiowych kolegów, który jakiś czas spędził w pewnym dalekim od Polski kraju. Kolega podróżując któregoś pięknego dnia autem słuchał lokalnego radia, w którym nadawano piosenkę z głosem Phila Collinsa. Nagranie tak koledze wpadło w ucho, że nie chciało ustąpić. Po czym nastąpiło wertowanie twórczości Phila Collinsa - piosenka po piosence, płyta po płycie. A tu nic - klapa. Kolega przerobił wszystko, co podpisane jako Phil Collins, a że był przekonany, iż to solowy Phil Collins, nie z kolegami z Genesis, to.... No i odwiedził moją nieskromną osobę kilka dni temu, rzucając od wejścia: "Andrzej, posłuchaj, taka sprawa....(....)....zanucę, może będziesz wiedział....". Tradycyjne do ucha: "na na na, ta ta ta, la la la....", i snuje się melodia, z której szybko zaczyna się wyłaniać istota zmagań. Wiedziałem od razu, trzeba było tylko szybko w myślach wszystko poukładać, no i.... Mówię, poczekaj, wykorzystamy tego jutjuba, niech się raz na coś paskudztwo darmozjadztwo nada. Do wyszukiwarki: Genesis "Throwing It All Away". Przywołuję kolegę: "chodź, posłuchaj, to Ci nie daje spać?". Po czym: "Andrzej, pełen szacun, ale mnie zaskoczyłeś". Radość w jego oczach, plus ulga z rozwiązanej łamigłówki, wlała w me podniebienie satysfakcję. Choć generalnie testowanym być nie lubię, jednak w tym konkretnym przypadku o chęci udupienia nie było mowy.
Powracając do Hackett'owskiej "Sierra Quemada". Jednego z najładniejszych gitarowych nagrań, o ile nie najładniejszego. Zaprezentuję Państwu dwa kompakty "Guitar Noir" - z którego ta instrumentalna kompozycja pochodzi. Wydania: USA oraz England.
Na starszym amerykańskim, jeszcze nieremasteringowanym, "Sierra Quemada" znajduje się jako trzecia w zestawie, natomiast duet Hacketta i Briana Maya "Cassandra" w ogóle nie został ujęty w setliście. O tej finalizującej album kompozycji dowiadujemy się jedynie z frontowego stickera. Z kolei w angielskiej i oczyszczonej już cyfrowo edycji albumu, "Sierra Quemada" rozpoczyna całość, a jeszcze daleko wgłąb, w ekstra dodatkach, otrzymujemy jej wczesne demo. Polecam posłuchanie, choć w najbliższą niedzielę... tradycyjnie...






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"