środa, 28 grudnia 2016

nie żyją CARRIE FISHER (21.X.1956 - 27.XII.2016) oraz CLAUDE GENSAC (1.III.1927 - 27.XII.2016)

Nieoceniony muzycznie, jak też dzięki społecznościowej aktywności Brian May (gitarzysta Queen), przed kilkoma dniami za pośrednictwem Facebooka poinformował o złej kondycji Carrie Fisher, która podczas samolotowego rejsu doznała rozległego ataku serca. Za znaną z "Gwiezdnych Wojen" księżniczką Leią chyba wszyscy trzymaliśmy kciuki. Niestety Aktorka wczoraj zmarła.
Wspominam ją miło. Leia kojarzy mi się z najszczęśliwszymi latami życia. Co prawda fanem "Gwiezdnych Wojen" nigdy nie byłem, i już chyba tego nie zmienię, niemniej jako nastolatkowi nawet w miarę podobało się takie kino.
Na pierwszych trzech częściach (jak się później okazało - epizody od IV do VI) na przełomie lat 70/80 byłem w kinie - głównie w nieistniejącym "Bałtyku, a na samym "Powrót Jedi" nawet dwukrotnie.
Trochę za księgę kondolencyjną ostatnio robi ten mój blog, ale cóż...
Dopiero wspominałem George'a Michaela i Ricka Parfitta, teraz Carrie Fisher, a tu jeszcze muszę dołożyć bardzo przeze mnie lubianą Claude Gensac - znaną francuską aktorkę - słynną Józefę, żonę Ludovica Cruchot (vide Louis De Funes) z kapitalnego cyklu o losach Żandarma z San Tropez. Ludovic zawsze mawiał do Józefy: "duszko". Wyjątkowo słodki i rozbrajający zwrot.
Tak swoją drogą, Louis De Funes prywatnie ubóstwiał Claude Gensac. Przed laty przeczytałem, że gdy ta tylko po raz pierwszy pojawiła się u jego boku na planie filmowym, od razu zapragnął, by grywała z nim już we wszystkim. Idąc tym tropem muszę wtrącić, iż mój ulubiony komik wszech czasów, zaprzyjaźnił się ponadto z Michelem Galabru - filmowym Jeromem Gerberem - komendantem najsłynniejszego w świecie posterunku żandarmerii. W fabule panowie ze sobą rywalizowali. A raczej Cruchot, który przed Gerberem stale kopał dołki, pragnąc pozbyć się niewygodnego zwierzchnika, na rzecz własnych ambicji i objęcia po nim stołka. W życiu poza planem panowie jednak się uwielbiali i wzajemnie wspierali.
Przyznam, że Claude Gensac za sprawą komedii z Louisem De Funes także podbiła i moje serce. Zawsze ich traktowałem jako parę. W tym konkretnym przypadku najchętniej połączyłbym fikcję z życiem w realu.
Claude Gensac była rodzajem damy o szelmowskim spojrzeniu, a zarazem niezwykle czarującą kobietką, której wrażliwość nie kończy się na tłuczeniu po kuchennych garach i zasuwaniu elektroluxem.
Odchodzą wielcy i wspaniali. Na ich miejsce zapewne wskoczą nowi, młodzi... Taka kolej rzeczy... Podobno najlepiej się z faktami pogodzić. Choć mnie niestety coś trudno.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"