środa, 7 grudnia 2016

czarno na białym

Myślałem, że to już koniec katalogu wydawniczego, a tu jeszcze wczoraj wleciało kilka płyt. Syty ten rok, nie pamiętam od dawna podobnego. Ponoć od przybytku głowa nie boli. Tak mawiają. Czy ja wiem...
Chyba największy w tym kraju fan twórczości Arjena Lucassena (m.in. Ayreon, Star One,...) - Marek Przewoźny - sprezentował mi wczoraj z racji niedawnych imienin płytę swego pupila. Świeżo wznowioną "Strange Hobby". Jeszcze do niedawna był to spory rarytas. Niedostępny i bardzo drogi. Być może z racji niekomercyjnego zabiegu, jakiego dokonał 20 lat jej autor - wspomniany Arjen Anthony Lucassen. Wydając płytę, nie pod swoim nazwiskiem lub jakąkolwiek nazwą, a pod znakiem zapytania. Proszę sobie wyobrazić... w rubryce "wykonawca", stało zapisane: "?". Artyści bywają dziwaczni. Widać Arjen także do nich należy. A raczej należał. I to też niekoniecznie, wszak to autentycznie bardzo normalny, sympatyczny i z poczuciem humoru facet.
Spoglądam na listę kompozycji zawartych na "Strange Hobby". A tam same przeróbki, m.in. z repertuaru Pink Floyd, The Beatles, Status Quo, The Kinks, Boba Dylana i wielu innych. W tym, piosenka "Boris The Spider" grupy The Who, której przecież w niedzielę posłuchaliśmy w oryginalnej wersji. Oooo, no to miałem nosa. Niektórzy, by powiedzieli: czuja. Jak zwał, tak zwał, wiadomo w czym rzecz. Na płycie kompozycje z lat 60-tych. Czyli z epoki dzieci kwiatów. A więc: beat, psychodelia, flower power, flower pop/rock, i tym podobne cuda.
No proszę, a dopiero jeden ze Słuchaczy wykazał zaskoczenie, iż z racji imienin nikt nie podarował mi żadnej płyty. Oto właśnie jest!
Ludzie myślą, że wszystko mam. Gdyby tak było, nie kupowałbym płyt, a czynię to nadal.
6 grudnia rocznicą śmierci Roya Orbisona. Już dwudziestą ósmą. Roy urodził się w 1936 roku, a więc jak moi Rodzice. Celowo napisałem "Rodzice" z dużej litery. Jestem z tych, dla których "Mama" i "Tata", zawsze z dużej litery. Nie wyobrażam sobie inaczej. Nawet, gdyby mistrzowie Bralczyk lub Miodek próbowali przywołać mnie do porządku.
Gdyby Roy Orbison żył, miałby 80 lat. Szkoda, że nie doczekał jednego ze swoich najbardziej spektakularnych sukcesów, jaki osiągnęła płyta "Mystery Girl". Ta niestety ukazała się dopiero w lutym 1989 roku. Tak została proceduralnie zaplanowana, a Artyście nie przyszło ucieszyć się z list przebojów. Artystycznie okazała się tworem genialnym. Zasługa w tym również wielu gości, m.in. Jeffa Lynne'a, George'a Harrisona, Bono czy Toma Petty'ego i jego zespołowych kolegów. Uwielbiam ją w całości, nie tylko przebojowe "You Got It", "California Blue" czy "She's A Mystery To Me".
Przeczytałem wywiad z wyrzuconym z Radia Merkury Mariuszem Kwaśniewskim. Rzetelnym i sympatycznym dziennikarzem, którego "dobra zmiana" potraktowała we właściwym dla siebie stylu. Znam Mariusza od dawna i sercem ręczę, że to porządny chłopina, któremu mało kto w radiowej profesji może na lokalnym rynku dorównać. Dobra zmiana przeminie i prostactwo odejdzie w zapomnienie. Wierzę w to. A przyzwoici dziennikarze powrócą do swych ról. Buta i arogancja obecnego obozu weźmie się wreszcie za uczciwą robotę - na dostępnym dla siebie poziomie.
W światku mediów szeroko komentuje się atmosferę w radiowej "Trójce", jak też o lokalnym "Merkurym", i uwierzcie Państwo, że jest mało sympatycznie. W samym Merkurym widnieje spora liczba ludzi czujących postrach. "Dobra zmiana" ich oszczędziła, lecz wolność zredukowano do przysłowiowej mordy w kubeł. Znam kilku ludzi tyrających dla "dobrej zmiany", którzy przyznają mi rację, ale nie zrobią tego głośno, bojąc się o własne dupsko. Oczywiście wśród nich są także typowi tchórze, lizusy i karierowicze włazidupy, którzy zakopią dumę i honor, w zamian za ciepłą posadkę i przyjemnych kilka dodatkowych liczb do comiesięcznej pensji.
Są to sprawy, o których staram się Szanownym Państwu nie zawracać głowy, oszczędzając na co dzień szczegółowej pikanterii. Zapewniam, że słuchając ot tak zwyczajnie radyjka, często nie zastanawiamy się, co tam tkwi w jego kuluarach. Przeważnie nie dostrzegamy istoty choróbska, a miłą powierzchowność. Ostatnio kilku Słuchaczy Merkurego zwróciło się do mnie, ponieważ zauważyli tam pewnego rodzaju napięcie. Inna sprawa, że co rusz słyszę deklaracje o zaprzestaniu nastawiania tego padalca, któremu słuchalność mocno spada.
Weźmy na ruszt szacowną "Trójkę", która po cięciach, zwolnieniach i kompletnym roztrojeniu dobrego smaku i atmosfery, wzbudza u jej zwolenników ogromny niepokój. Taki, który prowadzi do pikiet, internetowych namów do bojkotu, itd... Przecież nawet apolityczny Marek Niedźwiecki jest zdegustowany atmosferą, w jakiej przychodzi mu pracować. Że nie wspomnę o Wojciechu Mannie, wyrzuconej Magdzie Jethon i jeszcze wielu rzetelnych dziennikarzach.
W niedzielę obejrzałem rozmowę Bogdana Rymanowskiego z Prezydentem Andrzejem Dudą. Przykro stwierdzić, ale Andrzej Duda nie dorósł do roli głowy państwa, natomiast znakomicie nadawałby się na rzecznika Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei dzisiejszy materiał w "Czarno na białym" o Stanisławie Piotrowiczu - byłym prokuratorze i PRL-owskim sprzedawczyku, ale przede wszystkim o zwykłym komuchu, który obecnie cynicznie rżnie patriotę, podczas gdy niegdyś wystawiał nakazy prokuratorskie przeciwko działaczom opozycyjnym. To dopiero trzeba być cwaniakiem, by w każdym systemie się ustawić. I takim ludziom sprzyja dzisiejszy obóz władzy. A przecież poprzednikom właśnie to zarzucały te wszystkie Błaszczaki, Kempy, Ziobry i inne zakały.
Pan Piotrowicz został w dzisiejszym dokumencie ośmieszony i sprowadzony do absolutnego zera. Cały ten PiS, to zresztą jedno wielkie łajno. "Wielkie nic, skrzętnie uzbierane, wielkie nic, choć z pozoru coś, wychodzone, wybiegane, piękne dno. Wielkie nic, w tobie zakochane, puste jak oczu twoich blask. Tyle z tego, tyle z tego w końcu masz..." - jak to śpiewał przed laty nieżyjący już Romuald Czystaw.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"