wtorek, 13 grudnia 2016

THE ROLLING STONES - "Blue And Lonesome" - (2016) -








ROLLING STONES
"Blue And Lonesome"
(POLYDOR)
***



Gdybyśmy przeanalizowali pierwsze trzy albumy Stonesów z okresu 1964-65, to łącznie dostrzeżemy na nich ledwie siedem kompozycji spółki Jagger/Richards. Reszta to przeróbki ich ówczesnych idoli oraz inspiratorów. A więc, bluesy i rock'n'rolle.
Po ponad pięćdziesięciu latach od tamtych wydarzeń muzykom powróciła ochota, by ponownie zmierzyć się z początkowymi fascynacjami. Tyle, że rzecz jasna z kompozycjami, jakich dotąd grupa jeszcze w studio z myślą o studyjnej płycie nie realizowała.
Albumowy tytuł "Blue And Lonesome" sugeruje zrezygnowanie i osamotnienie, wszak "blues" z samej definicji do radosnych nie należy. Nawet jeśli tworzy się go z pasją, a pełnię entuzjazmu oddaje na scenie. A jednak Rolling Stonesi chyba się dobrze zabawili przez owe trzy dni realizacji tego albumu. Z ich gry zionie werwą, a i też powagą, jeśli z niektórych piosenek takowy nastrój wynika.
Trzeba przyznać, że nasi bohaterowie rozmachem nie grzeszą. Dwanaście nagrań i tylko nieco ponad czterdzieści minut grania, to chyba niezbyt wiele, jak na pierwszy album od 11 lat. Liczby, liczby, liczby... któż się nimi przejmuje? Chyba tylko my. Podejrzewam, że Mick Jagger i jego kompani mają je kompletnie w nosie. Naszła ich ochota na nagranie takiego właśnie albumu, w takim kształcie, w takiej formule, wreszcie w takiej liczebności, i tyle w temacie. Oto więc jest, fajna, choć w żaden sposób nie powalająca płyta. Takowe bywały w przeszłości, teraz czas na dobrą zabawę i spełnianie bieżących widzimisię. Mało kogo na to stać, ale Stonesów akurat jak najbardziej.
Keith Richards i Ronnie Wood rzeźbią na gitarach, Charlie Watts elegancko trzyma rytm, i jak zwykle nie sili się na wychylanie wirtuozerią przed szereg, z kolei Mick Jagger jak zawsze fajnie i z zadziorem śpiewa, a także gdzieniegdzie bluesuje na harmonijce.
Na repertuar składają się bluesidła Williego Dixona, Howlina Wolfa, Memphisa Slima, Magic Sama i jeszcze kilku innych. Natomiast album otwiera bardzo fajny i zarazem singlowy "Just Your Fool" - autorstwa Buddy'ego Johnsona.
Warto nie przegapić gościnnego udziału Erica Claptona, który pozwolił sobie w dwóch utworach, a konkretnie w "Everybody Knows About My Good Thing" - wykonywanego niegdyś przez Little Johnny'ego Taylora oraz w zamykającym dziełko klasyku Williego Dixona "I Can't Quit You Baby" - chyba najmocniej spopularyzowanego w swoim czasie przez Led Zeppelin. Niczego przy tym nie odbierając pierwszemu właścicielowi - Otisowi Rushowi. I właśnie ten numer należy do szczególnie udanych na "Blue And Lonesome". Tak samo, jak wspomniany już otwieracz "Just Your Fool".
Muszę przyznać, że zawsze bardzo podobała mi się kompozytorska różdżka Williego Dixona, co w pewnym sensie także potwierdza jeszcze inny udany fragment płyty, a mianowicie przedfinałowy "Just Like I Treat You". Żywiołowość tej kompozycji nie pozostawia w bierności ciała odbiorcy. Podobnie sprawa ma się względem "Hate To See You Go" - autorstwa Little Waltera. Kolejnego magika czarnego bluesa.
Mogą podobać się też i te wolniejsze, bardziej natchnione momenty, jak tytułowy "Blue And Lonesome" (Memphis Slima), motoryczny "All Of Your Love" (Magic Sama), jeden z najkrótszych w zestawie i zarazem oparty na prymitywnym rytmie "Hoo Doo Blues" - wykonywany w epoce przez Juniora Wellsa, czy snujący się najwolniej jak tylko to możliwe "Little Rain" - z repertuaru Jimmy'ego Reeda.
Ogólnie płyta na równym poziomie. Udana i ciekawa, choć na pewno daleka od czczenia głową po piach. Nie zanotowałem w żadnym jej fragmencie upadku, ale gdybym wznosił dzieło po niebiosa poczułbym się jednak troszkę nieswojo. Nie można popadać w euforię tylko dlatego, że to Rolling Stonesi, a więc już z samego założenia musi być nieziemsko. Prawdą wydaje się fakt, że ten nieziemski zespół opublikował właśnie fajną, choć zdecydowanie przyziemną płytę. Pomimo, iż blues, sam w sobie, bywa odlotowy.

P.S. Korzystając z okazji, pozwolę sobie powinszować Mickowi ósmego potomka, a także przy tym sparafrazować samego Ernesta Hemingwaya: "starszy człowiek, a może".






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"