niedziela, 4 grudnia 2016

JEAN-MICHEL JARRE - "Oxygene 3" - (2016) -







JEAN-MICHEL JARRE 
"Oxygene 3"

(COLUMBIA / SONY MUSIC)
****




Najbardziej uznany "Oxygene" - trzeci album w dorobku J.M.Jarre'a - ukazał się w grudniu 1976 roku. Jego sporo mniej udana kontynuacja "Oxygene 7-13" dwadzieścia jeden lat później. Tymczasem z racji upamiętnienia 40-lecia pierwotnego "Oxygene" (zarazem jednego z moich ulubionych elektronicznych albumów) Jarre postanowił poszerzyć temat, tym samym spinając klamrą w całość zamkniętą od teraz trylogię. Muzyk spróbował uchwycić dawny klimat dzięki dobrodziejstwom współczesnych instrumentów oraz możliwości technologicznych.
Okładka "Oxygene 3" - autorstwa Michela Grangera (tego od "Oxygene" oraz "Equinoxe") - także przedstawia niemal identyczny obraz, co ta z części pierwszej. To samo kolorystyczne tło, rozdartą ziemską kulę, pozostającą w nienaruszonym kształcie, z jedynie przesuniętą w jej ryzach ludzką czaszką.
"Oxygene" jak na 1976 rok brzmiało nowatorsko, by nie rzec - rewolucyjnie. Jarre do osiągnięcia celu wykorzystał ówczesne syntezatory analogowe, choć znalazł się także jeden cyfrowy, plus pokaźny zestaw instrumentów elektronicznych, dzięki którym maestro zastosował również liczną skalę efektów. Rezultat okazał się niesamowity. Zarówno pod względem brzmieniowym, ale także muzycznym. Dzięki zmysłowości kompozytorskiej i perfekcyjnej własnoręcznej produkcji, powstało dzieło barwne, poruszające, pełne finezji i fantazji zarazem. Bogate melodycznie oraz ciekawie zaaranżowane. Zresztą, bardzo podobny efekt Jarre uzyskał na następnym albumie "Equinoxe", czego nie osiągnął już nigdy później. Pomimo, iż wiele kolejnych dzieł przysporzyło mu jeszcze większe grono sympatyków oraz ogólnoświatowy rozgłos.
Odnoszę wrażenie, że ten ceniony nie tylko przeze mnie muzyk, bardzo próbuje odnaleźć się w dzisiejszym muzycznym świecie. W ostatnim czasie wykreował wiele projektów, o czym także przekonują chociażby dwa ostatnie albumy, o wspólnym tytule "Electronica" - nagrane przy dorodnym udziale artystów, w dodatku z bardzo bogatego wachlarza stylistycznego. Najnowszy "Oxygene 3" stanowi za chęć do sentymentalnej podróży wstecz, ale i udowodnienia samemu sobie, że nadal potrafię.
Tym dziełem Jarre próbuje uchwycić nastrój części pierwszej (na którą składały się de facto części od 1 do 6), co nawet brzmieniowo, jak na 40-letni odstęp czasu, bywa bliskie. Nowym kompozycjom, co prawda troszkę brakuje dawnego uroku, jak też nie znajdziemy w nich przebojowości rodem z "Part II" lub "Part IV", a jednak nie jest źle. Płyty słucha się z nieukrywaną przyjemnością.
Odnajdziemy tu ponadto troszkę motywów zaczerpniętych i ewidentnie nawiązujących do klasycznej płyty z 1976 roku. Proszę posłuchać chociażby finałowej "Part 20", koniecznie w konfrontacji z legendarną "Part VI". Tego typu efektów, zagrywek, zabiegów... Jarre poupychał na "Oxygene 3" niemało. Skoro jednak o tym mowa... uważam, że wcale nie gorzej przed laty uczynił mocno krytykowany Mike Oldfield na drugiej części "Dzwonów Rurowych". Stworzył wówczas dzieło mocno podobne do wielbionego powszechnie klasyka z 1973 roku, a jednak inne. W jego przypadku można było mówić nawet o czymś nowym, a jedynie tylko w oparciu o "płytę symbol". U Jarre'a nie do końca tak jest. Tutaj podobieństwa ocierają się o autoplagiat. Pomimo tego, chyba każdy zdaje sobie sprawę, że muzyk uczynił to celowo i inteligentnie zarazem.
Najbardziej polubiłem, blisko 7-minutowe i chyba najciekawsze w zbiorze "Part 16", plus przebojowe "Part 17" oraz wspomniane już 8-minutowe i zdecydowanie nastrojowe "Part 20". Choć, to przecież całościowo stricte nastrojowy album.
"Oxygene 3" zapewne najmocniej uraduje bez reszty oddanych sympatyków Jarre'a. No i dobrze, w końcu z myślą o nich muzyk popełnił tych blisko czterdzieści minut. Inni niech się tradycyjnie czepiają.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"