czwartek, 15 grudnia 2016

może za jakiś czas...

Zarwałem nockę, budząc się o dziewiątej rano. Cel - "Biedronka". Byłem ciekaw obiecywanej na dzisiaj super oferty, 44,90 zł za tytuł, spośród kilkunastu reklamowanych winyli. Wiedziałem zarazem, że docierając na dziesiątą zero zero, na Nirvanę "Nevermind" nie mam już szans. Tym bardziej, iż można było ją kupić nawet wczoraj, o czym powiadomił Syn Tomek, gdy już była musztarda po obiedzie. Zabrałem nieco grosza, i w drogę. Na miejscu rozczarowanie - dwa kartoniki, a w każdym mniej więcej 15-20 płyt. Po oferowanym tandetnym gramofonie (za 150 złotych) też ni śladu. Tłumów niby żadnych, choć przy kasach tradycyjnie zawsze tłoczno. Kilku ludzi przeglądało winyle, lecz poza mną nikt do koszyka nie wkładał.
Wizyta w popularnej Biedrze ograniczyła się do kwadransa, choć z pustymi rękoma jednak nie wyszedłem. Drapnąłem po ostatnich egzemplarzach Rolling Stonesów "Big Hits" oraz Deep Purple "Perfect Strangers". I fajnie, albowiem Purpli mam już nieco wysłużonych, tak więc postawić na półce nówkę nierdzewkę, czemu nie. Z kolei Stonesami dysponowałem dotąd tylko na CD, tak więc...
Poranne ptaszki (bądź te wczorajsze wieczorne) wykupiły składaka Franka Sinatry, jedynkę Dire Straits, a także Stinga "The Last Ship". W przypadku tego ostatniego tytułu ludzie najprawdopodobniej rzucili się na markę Artysty, ponieważ nie wmówi mi nikt, że "The Last Ship", to dobra płyta. Ale wiadomo, Sting, to Sting. Choć ja bym tej płyty nie kupił nawet za trzy dychy. Dość już zainwestowałem we wszystkie jego kompaktowe albumy, z których ostatnich pięć nie daje żadnej frajdy.
Akcja Biedronki marketingowo dobra, bowiem i ja do obu płyt dokupiłem jeszcze litrową buteleczkę Coca Coli.
Wiedziałem o ograniczonej ofercie, mając przy tym nadzieję, iż z samego rańca ujrzę nieco szerszy asortyment. Być może płyty będą dokładane etapami, no ale czatowania w dyskontach tej sieci nie przewiduję. Cieszę się z nabytków i proszę o podobne akcje częściej.
Zmienię temat... Przykro otwierając komputer przeczytać o śmierci Bohdana Smolenia. Uwielbiany nie tylko przeze mnie aktor/satyryk chorował od dawna. Mocno wierzyłem, że się pozbiera. Cholerka, dlaczego tak nagminnie, i w tak ekspresowym tempie, tracimy tylu świetnych ludzi?
Pomału kończący 2016 rok zaliczam do jednego z najgłupszych w latach ostatnich. Z jednej strony - niezwykle udany artystycznie, z drugiej zaś - żniwo pożegnań. I choć oficjalnie przyjdzie wszystko rozliczyć za dni kilkanaście, to powyższe fakty nie powinny ulec zmianom. I oby!
Piosenka na dziś: Grażyna Łobaszewska i Piotr Schulz "Może Za Jakiś Czas". Rzecz z 1984 roku, choć skrywająca w sobie klimat lat siedemdziesiątych. Jedynie klawiszowe aranżacje zdradzają obecność nowszych brzmień. Błoga, sentymentalna, uczuciowa - trudno dzisiaj o tak klimatyczne, pełne ciepła piosenki. Zaśpiewana przez autorów płyty w duecie. Co warto podkreślić. Bywa na tej płycie, że choć występują razem, to też i osobno.
"Może Za Jakiś Czas" było przebojem, lecz takim mniejszym. Warto sobie przypomnieć: "...niby nic nie stało się, a kiedy dzień za próg się wkradł, tak pusto jest, jak gdyby ktoś za sobą zamknął świat...".






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"