wtorek, 31 maja 2011

Sałatka z pomidorów i ogórków małosolnych

Zastanawiałem się o czym by tutaj napisać. Dość tego narzekania i marudzenia, w końcu życie jest piękne. Upierdliwe, złośliwe, brutalne, ale piękne. Wiosna rozpostarła skrzydła przybierając już letnie odzienie. Zrobiło się tak ślicznie, że szkoda czasu na złośliwości. A pisze to prawdziwy złośnik, uwierzcie mi. Ale jak tu nie cieszyć się życiem, gdy podniebienie i żołądek zaspokojone cudami natury. Codzienna miseczka truskawek, zimna pepsi, lody casatte, talerz pomidorów i ogórków małosolnych + szczypiorek i wiele innych dobrodziejstw. Czyż nie pięknie? Wiem, na ogórki to uważać trzeba, bo ponoć te hiszpańskie wkopują w ziemię. Też uważam i szemranego towarzystwa do brzucha nie wpuszczam.
Obamą nas straszyli. A cudak przyjechał, uściskał setki dłoni, nawdychał się różnych wyziewów i uśmiechu dla nikogo nie szczędził... To jest klasa, masz już tych ludzi dość, wszyscy się prężą w pedantycznie doprasowanych garniturkach, każdy musi coś powiedzieć, każdy chuchnąć raczy, a ty bracie gimnastykuj się i uważaj na kamery, bo jak tylko się gdzieś omskniesz, zapomnisz, to już cię mają. Postraszyli Warszawiaków, ludzie z domów bali się wyjść, aby niechcący nie zostać odstrzelonym przez jakiegoś snajpera, a później dziwota, dlaczego tak mało ludzi na ulicach? Że to wstyd, że smutno, bo nikt nie wiwatował, itd... Zabijcie, ale nie nadążam o co w tym chodzi. Ludzie to mają problemy. Dajcie spokój. O wiele przyjemniej zrobić sobie sałatkę z pomidorów i koniecznie ogórków małosolnych.
Ach, gdybym tak jeszcze wygrał w lotka. Dzisiaj po raz pierwszy kupiłem zakład na Dużego. A nie grałem już od hohoho, od ponad roku. Nie sprawdziłem jeszcze tego zakładu. Kto wie, może już jestem milionerem. A tam zaraz milionerem! Wystarczy "czwóreczka" na dobrą butelkę szkockiej i nową płytę Chrisa Normana "Time Traveller" Marzę o niej, a nigdzie nie ma, nawet na ebayu. A niech ręka Boska broni przed robieniem mi prezentów przez ewentualnych ofiarodawców w formie empetrzy, jeśli nie chcemy się na siebie gniewać. Poczekam, zapłacę ile trza, ale łamać zasad przyzwoitości nie będziemy.
Tak sobie myślę, co ja zrobię z taką forsą, gdy już ją wygram. Koloseum pojadę zwiedzać? A może Wieżę Eiffla? Albo nie, pojadę pomęczyć się do Egiptu, Tunezji lub Turcji, jak większość rodaków. Samoloty w dwie strony, cudo! Może one nie spadną, ale mnie serce z zawiasów wyskoczy. Wakacje z adrenaliną. A jeśli owe loty przetrwam, to zawsze może jakaś rewolucja dopadnie mnie na obczyźnie. Fajnie musi być. Tylu ludzi to lubi, może dam się ponieść masowej fantazji? Chociaż nie, co ty Masłowski wygadujesz? Przecież teraz w modzie są kierunki na Kubę, Chiny, czytaj: prawdziwe ekstrema. A później fotki na fejsbuku lub co smutniejsi starsi wrzucą co nieco na naszą klasę. Powakacyjne przechwalanko, gdzie byłeś i za ile. Ot, pokaż swoje status quo. A ja bym może i też chciał, ale nie po kurortach, muzeach, okazjach last minute'ach, itp... Ja to bym chciał np. do Saint Tropez i strzelić sobie fotkę przy ocalałym budynku (na ryneczku) Żandarmerii (powspominać ukochanego Louisa De Funes), albo przejść się po pasach na Abbey Road, lub być na meczu Barcelony, jak po dupskach łojom Królewskich z Madrytu,..., ale tam nikt ze mną nie chce. A ja nie chcę tam, gdzie oni. Bo tam, gdzie oni...., oj zapędziłem się, to już historia współczesna. I dlatego muszę sobie w totka wygrać. Tylko boję się w szpony hazardu wpaść - znowu!. Długo z tego wychodziłem przed laty. Pod koniec lat 80-tych na jego konto poszło w niepamięć wiele płyt. Dziś już z sentymentem o tym piszę, ale tylko moi dawni kompani Roman(Żuczek) i Robert(Grucha) pamiętają cały dzień skreślania 900 kuponów na Małego Lotka, a na każdym kuponie po 5 zakładów. No i kobieta w kolekturze na Rakoczego, która zamknęła przez nas kiosk na kilka godzin, by ponaklejać banderole, wszystko postemplować, itd... , bo nie było komputerów. W ogóle świat nie był wirtualny. Do momentu opróżnienia kilku butelek na sobotnich domówkach. Jak to się dzisiaj mawia na normalne imprezy domowe. Pamiętam, chodziłem do kolektury co trzy dni z przerażającą ilością poskreślanych zakładów i z nadziejami na lepsze życie. Dziś już wiem, że szczęście trzeba sobie samemu zorganizować, jak mawiał Wielki Szu.. A propos domówek, jak to się durnowato zwie, wiecie czego mi brakuje w tych cholernych nowych czasach? , tego, że kiedyś ludzie bawili się z okazji soboty, a dzisiaj z okazji kupna samochodu, nowej szafy, pomalowania parapetu lub zdania jakiegoś egzaminu. Ta nasza Polska może i była biedniejsza, brzydsza i szarawa, ale ludziom tak nie odpierdalało.
Spróbujcie sałatki z pomidorów i ogórków małosolnych.


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl