wtorek, 10 maja 2011

Stadiony nie dla idiotów



Panie Andrzeju, dlaczego Pan w tej sprawie milczy? - usłyszałem od jednego ze słuchaczy "Nawiedzonego Studia", w głośnej sprawie stadionowych bandziorów, o której trąbią niemal wszyscy w ostatnim tygodniu. No właśnie, może dlatego uznałem, iż lepiej pomilczeć, skoro tylu fachowców zabiera głos w telewizji (widziałem), a także w radio lub prasie (domyślam się, choć nie słucham i nie czytam). Temat chamstwa stadionowego ciągnie się od lat,  niczym makaron stąd po Archangielsk, i niczego nowego w tej kwestii nie wymyślę i ja, tym bardziej, że mają z tym kłopoty przecież ludzie tropiący temat na codzień. Czytaj: fachowcy.
Nie chciało mi się pisać o kibolach, którzy zrobili zadymę podczas Pucharu Polski w Bydgoszczy. To całe przedstawienie było żałosne i to pod każdym względem, zarówno sportowym jak i organizacyjnym. Przerażało mnie jedynie, patrząc na to,  w jak słabym państwie mieszkam. W razie burd spowodowanych przez kilkusetosobową bandę nikt mnie nie uchroni. Bowiem ludzie do ochrony powołani sami się boją. Ochroniarze w Bydgoszczy stali jak wryci, aby tylko samemu nie oberwać. Rozwrzeszczany tłum kiboli pędził co tchu na płytę stadionu, taranując wszystko i wszystkich na swej drodze. Oberwało się także jednemu z kamerzystów od pewnego debila, tylko dlatego, że tamten zaskoczył go od tyłu, bo z przodu ścierwo nie miało odwagi. Wiele by tu pisać, ale po co? Wystarczy włączyć TV o byle jakiej porze, temat się wałkuje non stop. Za kilka dni raptem przycichnie, gdy pojawi się nowy. Ciekawszy, bardziej sensacyjny. Temat niezabezpieczonych stadionów i kiboli zejdzie do podziemia, do czasu kolejnych burd. Chciałbym by mój rząd, w moim kraju, zadbał o moje bezpieczeństwo. I to nie tylko to wynikające z rozwścieczonych kiboli, ale w ogóle. Chciałbym czuć się wszędzie bezpiecznie. A się nie czuję. Kilkanaście dni temu na moim osiedlu zaczepiła moją żonę i mnie grupa pijanych młodych bydlaków, którzy byli czymś prostackim podekscytowani i wkurzyło ich to , że my wracając do domu, przechodziliśmy obok nich. Nie jestem strachliwy, nie pękam i po gębie bym takiemu dał. Także nie jestem mimo wszystko osiłkiem, ale z pojedynczym takim wymoczkiem powinienem sobie poradzić, choć nie mam na to kompletnie ochoty. Tym bardziej, że ludzi w swoim zwyczaju nie biję. Ale gdyby takiemu ścierwu dołożyć by trzeba, to .....!!!  Zaproponowałem jednemu z tych najgłośniejszych, by podszedł sam do mnie i wystawił pięści. Nie podszedł. Przestraszył się. Ja zresztą także. Ale nie spękałem, że tak się wyrażę. Dopiero po wejściu do domu zdałem sobie sprawę na co się rzucałem, przecież ich było siedmiu czy ośmiu. Uff!!!, człowiek głupi, ale i fuksa miał. Myślę tu o sobie.
A co do meczów, cóż jestem kibicem futbolu, nigdy tego nie ukrywałem. I tych tandetnych z ligi krajowej, jak i tych najwspanialszych widowisk. Jest to jedyna dyscyplina sportowa, która naprawdę mnie podnieca, która ma najpiękniejszą scenerię i fabułę gry. Jedyna, jaką kocham pełnią serca od dziecka i nikt mnie nie przekona do (sympatycznej mimo wszystko) siatkówki, nudnej jak flaki z olejem koszykówki, lekkoatletyki czy uchowaj Boże sportów zimowych. Z wyjątkiem może hokeja, pod warunkiem, że USA grają z Ruskimi i ich kładą na łopatki - to zawsze jest piękne i miłe. No i jeszcze skoki narciarskie. I wcale nie z uwagi na naszego bohatera Adasia Małysza. Tę dyscyplinę lubiłem od dziecka, kiedy to byli jeszcze panowie Fijas, Bobak czy Fortuna.
Wracając do piłki, przeważnie oglądam mecze w telewizji. Jestem typem człowieka wygodnego. Lubię mieć u boku szklaneczkę z zimną colą, leżeć sobie na moim dywaniku i jak hipopotam lub krokodyl obserwować walczące roje swoich przyszłych ofiar. Poza tym, na stadionie rzadko jest idealnie ciepło, a jak mam latać co kwadrans z pełnym pęcherzem, to mi się odechciewa. Już nie mówiąc o moim szczęściu, że akurat jak wyskoczę się wysikać to nasi strzelą jakąś cudowną bramkę, na miarę bramki całej kolejki .
Nie zauważam także, by na stadionie Lecha i Warty działo się coś nie tak. Owszem, ludzie krzyczą, śpiewają, rzucają lawinami niecenzuralnych słów, ale żeby się bili lub przejawiali akty agresji, to jeszcze na szczęście nie.  Na stadionie panuje porządek i właściwy rytm. Jeśli tak samo jest na Łazienkowskiej w "WarszaFce", to kompletnie nie pojmuję decyzji panów wojewodów, którzy ukarali niewinnych kibiców i zamknęli im stadiony na ostatnie mecze ligowe. Notabene wygrane przez pokaleczone strony. Zamiast wyłapać bydło w Bydgoszczy i wyeliminować raz na zawsze z uczestnictwa w jakichkolwiek imprezach masowych (biletowanych), to zamykają ci "dżentelmeni" stadiony ludziom, którzy mają wykupione karnety, bo kochają swój klub, a także i tym, którzy chodzą na wybrane mecze i także utożsamiają się z klubem, nie będąc żadnymi pseudokibicami.
Aaaa, znowu się rozpisałem, a miałem to przemilczeć. Cóż, jak boli, to jakoś cicho usiedzieć nie potrafię.
Ważne, by karać tych co należy, a nie stawiać do kąta niewinnych.

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00