Niemoc (lub bezsilność - jak kto woli), to między innymi coś takiego, gdy wchodzimy do sklepu i prosimy sprzedawczynię o wodę truskawkową, trzymając w dłoni odliczone pieniądze, a nie możemy jej kupić , bowiem pani sprzedawczyni nie rozumie co się do niej mówi. A jeszcze za plecami stoją dwie osoby, którym się mocno spieszy, sądząc po niespokojnym braku ustania w jednym miejscu. Właśnie coś takiego spotkało mnie dzisiaj. Trzymałem się dzielnie do wczorajszego wieczoru, aż w końcu straciłem głos , niemal całkowicie. Skutki picia zimnych napojów w końcu wylazły na dobre, ale dlaczego dopiero po kilku dniach? Osiągnęły dzisiaj swoje apogeum. No chyba, że czeka mnie jeszcze coś gorszego? Strach pomyśleć. Brrr!!!
Zastanawiam się czy do niedzieli paskudztwo przejdzie. W przeciwnym wypadku będę musiał odsprzedać audycję, a tego bym nie chciał.
Nie po to to piszę, by szukać współczucia i upraszać się o słowa życzeń w powrocie do zdrowia, a raczej ze złości, że sobie pogadać nie mogę. No i ta niemoc, krzyczysz, wrzeszczysz, wołasz, a nikt nie słyszy...