niedziela, 15 maja 2011

Nowoczesność w domu i zagrodzie.

Bardzo się zmieniłem na przestrzeni ostatnich 13 lat. Czyli od czasu mojego pierwszego telefonu komórkowego marki Alcatel. Była to taka mała cegiełka w kolorze dojrzałej pomarańczy, z której wyśmiewali się wszyscy dookoła. Kolor jak dla mężczyzny nieco obciachowy, ale że nie jestem estetą, a raczej wielbicielem kiczu, czułem się lepiej od 90 % właścicieli Nokii w tamtym czasie, których kolory telefonów nie różniły się od szarych bloków czy takiż samych ulic. Ale był to czas postępu, czas zmian, a nawet czas rewolucji, głównie  dla mnie. Szybko pokochałem to urządzenie, a z czasem zaczęło mi brakować w nim funkcji. Kolejne aparaty (już tylko Samsung !!!) były coraz to lepsze , a także i ładniejsze. Mój najnowszy, niespełna dwumiesięczny to istne cacko, które pieszczę w swych dłoniach z taką czułością, jak matka niemowlaka. Opanowanie funkcji w telefonie , bez użycia instrukcji, bo tej nie używam od wielu lat, zajmuje mi średnio kilka krótkich chwil i ze sprzętem jestem za pan brat. Od trzech lat posługuję się aparatem dotykowym i do stukanej klawiatury powrotu sobie nie wyobrażam. Każdy kto zetknął się z takim urządzeniem wie o czym mówię i jestem pewien, że przyzna mi rację. Z komputerem nie jest mi aż tak lekko, ale wykonuję na nim tylko potrzebne funkcje, a więc takie jakimi posługuje się przeciętny współczesny  "@prymityw". Ale i z nim radzę sobie nie najgorzej, jak na przecież już nie najmłodszy wiek. Wróćmy jednak do telefonu. Pomimo, iż telefon jest mi potrzebny do komunikowania się, nie stał się po dziś dzień elementem mojego zniewolenia i odczłowieczenia. Wiem, że takich osobników troszkę na tym świecie jest, co jednych może irytować, a dla drugich nie będzie stanowiło żadnego tematu dyskusji. Od mniej więcej trzech lat mój telefon milczy. Niezależnie od tego kto dzwoni, po co mi zawraca głowę, bądź próbuje obudzić w nocy wiadomościami od niedosypialskich, do których także należę. Tak więc, wielka szansa dla piszących do późnej nocy, że odpiszę. Albo i nie, zależy od widzi mi się, itd... Sygnał mam ściszony, a więc nie dryndoli mi w tramwaju jak setkom studentów, żegnającym się tylko jednym słowem: "pa" Rozstrzelałbym drania, który wymyślił to irytujące cholerstwo, tak samo jak idiotę za wymyślenie słowa "ba". Niemniej, nie zmusza mnie wyciszony telefon do odbierania w każdym miejscu, każdej porze i od każdego. Jedno co mnie zastanawia, a często i irytuje, to wszechobecny analfabetyzm. Nie potrafię i nie chcę zrozumieć ludzi, którzy nie piszą sms-ów. Często ich argumentami są: "aaa, bo nie widzę tych małych przycisków" - moja odpowiedź, to kup sobie okulary, szkła bądź soczewki i zacznij odpisywać, albo wyrzuć ten telefon na śmietnik. Zawsze w akcie desperacji, możesz zapisać się do sieci ójca rydzyka, tam klawiatura muskularna, na robotnicze łapska dawnej Ukraińskiej Republiki Związku Radzieckiego. Inni, niechęć do pisania usprawiedliwiają brakiem czasu, niechciejstwem lub ideologicznym lenistwem. Mało tego, żądają, by dostosować się do nich, a nie oni do nas. Na częste bombardowanie mnie połączeniami, których anonimowe dla mnie numery nie są odbierane, proponuję po którymś razie sms-em : "proszę o sms". I w tym momencie film się urywa. Dana upierdliwa osoba milczy, a raczej znika na zawsze. Już nie mówię o numerach zastrzeżonych. Zastrzegłeś sobie numer, nie chcesz się ujawnić, to nie dzwoń do mnie. Chcę wiedzieć z kim mam (nie)przyjemność. Mogę zrozumieć, że matolstwo ortograficzne boi się pisać, by nie poddać się kompromitacji. A telefonów z korekcją błędów jeszcze nie wymyślono. Muszą zatem tłumoki poczekać, aż technologia się dla nich zlituje. Ciekawe, jak takie jednostki mogły zdać maturę? No tak, zaświadczenia o dyslekcji od znajomych lekarzy zrobiły swoje. Uczyniły z tychże ludzi umysłowych kaleków. Nie ma usprawiedliwienia dla dysortografów. Naucz się pisać i czytać, tak samo jak polonista matmy, a historyk biologii. Oferma na wf-ie też musi wystawiać tyłek na pośmiewisko, aż wreszcie kopnie porządnie piłkę i zdobędzie szacunek części swej klasy. Za robienie byków w ortografii także powinno słać się do oślej ławki , albo najlepiej wystawiać na apelu głównym przed szeregiem sprawców niedouczonych. Bo później w życiu tacy komplikują życie innym. Kupują komórki, laptopy,..., tylko, że pisać nie potrafią. Jak takiego złapie angina, to chleba nie kupi, bo napisze pani w spożywczaku na karteczce "hleb", a ta pomyśli, że to turysta ze Słowacji i pewnie po ichniemu znaczy to "chlew" - i łeb mu urżnie !