piątek, 6 maja 2011

Moje kontakty z Mistrzami.

Poznań to nie jest miasto, w którym często widuje się znane twarze, np. aktorów, muzyków, czy innych artystów..., a więc jeśli już się coś takiego przydarzy, to jest to jakaś milutka sensacyjka. Przynajmniej, na mnie tak to działa. Jako człowiek troszkę nieśmiały, nie mam odwagi ( jak inni) ,ot tak po prostu, podejść do "Mistrza" i go zagadać. Dlatego często po koncertach zmykam prędko po palto do szatni i urywam się z danego obiektu czym prędzej. Jednak zdarzało mi się zostać kilkukrotnie zagadanym przez artystę i wszelkie słabości i stresy szybko odpuszczały. Dzisiaj rano jadąc tramwajem, jak zwykle będąc na pół śnięty, a na pół znudzony, gapiłem się na przechodniów, tramwaje, samochody, piękną wiosenną przyrodę, aż tu nagle patrzę!..., a na Moście Teatralnym idzie sobie spokojniutko Pan Mieczysław Hryniewicz. Idzie, nikt go nie rozpoznaje, nikt nie zaczepia, a dla mnie to Wielka Postać! Za wiele dawnych ról, a przede wszystkim za mojego ukochanego Bareję, u którego zagrał postać Jacka Żytkiewicza w doskonałym serialu "Zmiennicy", wraz z Ewą Błaszczyk, która albo była Kasią, albo Marianem Koniuszko. Także kapitalna aktorka, tak swoją drogą. Pomyślałem sobie, czy gdybym szedł z naprzeciwka,czy ukłoniłbym się Panu Mieczysławowi, czy jak zwykle serce ze strachu podskoczyłoby mi do gardła. Pewnie nie zrobiłbym tego, a później bym żałował, a może...?  Hmm, tego nie dowiem się nigdy.
Pamiętam jednak, że siedem-osiem lat temu powiedziałem "bardzo mi przyjemnie spotkać na swojej drodze Pana Zbigniewa" Zbigniewowi Wodeckiemu na ul. Prusa przy Rynku Jeżyckiem, a Pan Zbigniew mi z uśmiechem i ukłonem do pasa odpowiedział coś miłego. Pamiętam, jak w pewnym sklepie płytowym poprosiłem Wojciecha Młynarskiego o autograf na płycie, a Pan Wojciech napisał: "Panie Andrzeju pozdrawiam, Wojciech Młynarski". Pamiętam, że tak samo zachowałem się wobec Zenona Laskowika, będąc na primaaprillisowym przedstawieniu kilka lat temu, które to rozpoczęło się o 6 rano !!! :-), i było połączone ze wspólnym śniadaniem z Panem Zenonem. Kapitalny facet !!! Skromny, miły, wręcz zaprzeczenie pewnego siebie na scenie. Autograf, wspólne zdjęcie i stolik tuż obok Mistrza.
Ale zdarzało mi się mieć wielką odwagę, jak np. pod koniec lat 90-tych , po koncercie grupy Collage w Poznaniu, zaprosiłem muzyków na szybki wywiad do nieistniejącego już dziś Radia FAN, a później także do własnego mieszkania na kolację Panów Mirka Gila i Wojtka Szadkowskiego. Kurcze, ale to był czad, nawet nie miałem żadnego alkoholu. Biedacy musieli popijać herbatkę. Za to chwila, w której Mirek Gil wziął moją gitarę klasyczną (koncertową) do ręki, nastroił i trochę pograł - bezcenna! Słuchaliśmy razem płyt. Pamiętam "Catch The Rainbow" grupy Rainbow, ależ wtedy wytworzyła się atmosfera. Pięknie. Później w Warszawie na koncercie Stinga, rozpoznał mnie Wojtek Szadkowski i pierwszy powiedział: "cześć". Jak to smakuje. Mistrz, który pierwszy się kłania. Co za klasa! Kilka lat później po poznańskim koncercie Jethro Tull także przypadkowo się zobaczyliśmy i poszliśmy na wieczorną nasiadówę do blisko dworcowego McDonalda, gdzie w tle zagrał Queen i wspólnie analizowaliśmy solówkę gitarową Briana Maya. Ach....
I tak mnie Pan Mieczysław natchnął do napisania tych słów. Choć, jak już się chwalę, to dodam jeszcze, że podczas kilkudziesięciu wizyt w Warszawie, miałem przyjemność jechać na ruchomych schodach "prawie na plecach" Kasi Kowalskiej, spojrzeć w oczy na wysokości Rotundy Stanisławowi Mikulskiemu, być jedną z dwóch kupujących osób w warszawskim sklepie z płytami CD, przy ul. Noakowskiego i widzieć jak kilkanaście kompaktów kupuje Marek Niedźwiecki, dwa razy spotkać się i pogadać z moim absolutnym "guru", nieżyjącym już Tomaszem Beksińskim, spotkać na Nowym Świecie Jarosława Gugałę, i jeszcze kilku , których przy tej okazji jeszcze nie przypomnę. Udało mi się jeszcze w Poznaniu dwukrotnie w oczy spojrzeć wspaniałej Pani Krystynie Feldman, w tym raz przez okna dwóch obok stojacych na światłach samochodów. Zresztą oboje byliśmy pasażerami. Było to na tydzień przed jej śmiercią. Niewiarygodne, bo wyglądała znakomicie. Tak samo miło było powiedzieć "dzień dobry" Pani Hannie Banaszak, Krzysztofowi Jaroszyńskiemu, czy z dziesięć razy pogadać z Panem Szymonem Bobrowskim, na pięć minut przed eksplozją jego popularności. Że nie ukryję satysfakcji sprzedania płyty Tiny Turner Panu Grzegorzowi Lato, czy Guns N'Roses znanej koszykarce Pani Małgorzacie Dydek, przy której czułem się jak liliput, a mam 191,5 cm wzrostu. Bardzo fajna i miła kobieta, tak swoją drogą.
Acha, jeszcze jedno, rok 1991, Międzyzdroje, wakacje z moją wówczas jeszcze nie żoną. Poszliśmy na Tadeusza Drozdę (którego uwielbiam!, zupełnie jak żona porucznika Columbo swoich idoli), przedstawienie miało być w amfiteatrze, ale z uwagi, że lało cały dzień, przeniesiono do kina. Mieliśmy nosa, że zabraliśmy aparat foto. Po przedstawieniu Pan Tadek rzucił: "kto chce ze mną zdjęcie, to proszę ustawić się w kolejeczce". Mam , a jakże, Pan Tadzio objął moją żoncię i mnie, dziuba uśmiechnął, a później pstryk, ptaszek poleciał i pamiątka na całe życie.
To nie wszystko, ale tyle co pamiętam na dziś. Więcej grzechów nie pamiętam .... , ale przypomnę sobie przy niejednych okazjach.

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00