Obiecałem napisać kilka słów o wczorajszym koncercie Yogiego w "Blue Note". Tak prawdę powiedziawszy, to nie za bardzo wiem co napisać. W zasadzie każdy zainteresowany mógł tam wczoraj być. Bilety tanie, bo w cenie 50 zł, raczej zachęcały do przyjścia. Nie było ciasno, ale klub zapełnił się w całości, a to świadczy, że Yogi Lang posiada już swoje pokaźne grono sympatyków. Zresztą ze swoim RPWL artysta był w Poznaniu już bodaj 5 czy nawet 6 razy. Teraz jako "solo", ale z zespołem, jako Yogi + pięciu muzyków, czyli sekstet. Warto odnotować, że na instrumentach perkusyjnych (bębenki i tamburyn) grała kobieta, która także wokalnie wspomagała Yogiego. Z racji programu w radio, nie byłem na całym koncercie, wyszedłem zaraz po kompozycji "Cymbaline" z repertuaru Pink Floyd. Wcześniej band grał kompozycje z płyty "No Decoder", a także trochę improwizował. Co było później? Liczę, że ktoś z Was dopowie, a raczej dopisze.
Reasumując, był to dobry koncert, porządnie nagłośniony. Yogi prezentował dobrą kondycję wokalną tego dnia, zespół także dzielnie sobie radził. Może trochę zabrakło szaleństwa gitarzyście, ale za to klawiszowiec dwoił się i troił, także wszystko się wyrównało.
Ponoć po moim przymusowym wyjściu koncert trwał jeszcze nieco ponad godzinę!
To tyle.
Pozdrawiam