niedziela, 13 marca 2011

Demoludowy ROCK do ataku !!!

Kilka dni temu z moim kolegą rozmawialiśmy (i słuchaliśmy) o zespołach dawnego obozu socjalistycznego. W latach 70/80-tych były one dla wielu z nas jednym z okien na świat. W szarej i smutnej rzeczywistości, gdzie w księgarniach brakowało atrakcyjnych płyt, a w witrynach sklepowych straszyły zakurzone okładki, nikomu niechcianych płyt, typu: Kapela Czerniakowska, Homo-Homini czy Stenia Kozłowska, a za płytami Niemena, Budki Suflera czy Lady Pank, stało się w długich kolejkach, na osłodę duszy można było zapoznać się z ofertą naszych braci z Czechosłowacji, Węgier czy NRD. Szczególnie z tych krajów, bowiem w ZSRR rynek rocka prawie nie istniał, a nawet jeśli, to na mizernym poziomie. Jedynym balsamem dla uszu były dzieła bardów, jak: Włodzimierz Wysocki, Żanna Biczewska czy Bułat Okudżawa. Ale powróćmy do rocka i do mojego kolegi. Przypomnieliśmy sobie wspólnie o pewnej węgierskiej grupie, której wspaniałą płytę mam do dzisiaj na LP. Zresztą wydany niegdyś CD przegapiłem, teraz już go nie ma, także musiałem zapuścić starą i wysłużoną płytę. Przy okazji zgrywając ją na CD, na specjalnej nagrywarce AUDIO, a nie jakiejś bezdusznej młotkowej komputerowej przerabiarce. Kiedyś tę płytę, której tytułu nie zdradzę, ponieważ posłuchamy jej wieczorem w Nawiedzonym, kupiłem w księgarni na ul. Ratajczaka. Ta księgarnia nazywała się "Przyjaźń" (jak kino nieopodal zresztą) i było tam mnóstwo płyt od przygranicznych (i nie tylko) braci Słowian. Kupiłem zresztą ich sporo, a wiele z nich utkwiło w mojej pamięci na dobre. Owa płyta chyba najbardziej. Z wielu powodów, ale nie o nich tutaj chciałem. Socjalistyczny rock miał się najlepiej na Węgrzech. Najwięcej zespołów, piosenkarzy (często rockowych!), najpiękniej wydawane płyty, w kopertach lakierowanych, czyli przy okazji wodoodpornych, itd... Dużo by pisać. Musiałbym te socjalistyczne szczegóły w książkę oprawić, a czasu i życia coraz mniej. Nie chcę niczego obiecywać, ale jeśli mój zapał słomianym się nie okaże, to postaram się wiele winyli , właśnie takich, pozgrywać na CD, na nawiedzone wieczerze.
Na dzisiaj będzie już jedna z takich płyt, bardzo, bardzo trzeszcząca. Nawet nie wiedziałem, że ją przez te trzydzieści ponad lat, do takiego stanu doprowadziłem. Wygląda nieźle, ale mocno skwierczy. Nazywam to: płonie ognisko w lesie. Prawdopodobnie była to wina starych gramofonów, często z kiepskimi igłami, które ryły rowki niczym dłuto w drewnie. Trudno się dziwić, płytę tę kupiłem mając 12 lat, a wtedy posiadałem jeszcze gramofon monofoniczny, z najtańszą igłą, choć większość moich kumpli posiadało już sprzęty stereo, często wysokiej jakości, pomimo "zwisającego" zainteresowania muzyką. Po prostu, starzy mieli kasę, to dziecku kupili. Do dwóch takich kolegów chodziłem wówczas zresztą z wyjątkowymi płytami, by odsłuchać muzykę należycie. Chciało mi się. Na szczęście koledzy byli bardzo wyrozumiali. Oj byli, byli. Często brakowało im bramkarza, a ja bylem bramkarzem klasowym , to mieli respekt :-) Codziennie jeździłem do miasta skontrolować księgarnie z płytami. Zatem musiałem pogodzić pasję do muzyki z królową sportów, jaką był i jest futbol. Dzięki wielkie rodzicom, babci Masłowskiej, wujkom i innym, którzy kaskę mi na płyty podrzucali. Ale leserem nie byłem. Na pierwszy "zachodni" , używany album (winylowy rzecz jasna), pracowałem dwa tygodnie !!! zbierając codziennie truskawki, w upale, na klęczkach i o wodzie, wracając codziennie ze Złotkowa autobusem na gapę (w ciągłym stresie) , by wymarzoną płytę kupić jak najprędzej. I kto mi powie, że dzisiaj płyty są drogie? Piękne czasy. Nie ukrywam, że potrafiłem radzić sobie także sam, chodząc na giełdy płyt, robiąc interesy, z cyklu: kupić tanio, drogo sprzedać, bądź wymieniać się jak najcwaniej. W ten sposób kolekcja płyt się rozrastała. Z czasem tak szybko, ze nie potrzebowałem panów redaktorów z żadnego radia do szczęścia, bowiem każdego tygodnia znosiłem do domu po kilka lub kilkanaście nowych płyt. Dalsze losy mojej historii doprowadziły do tego czego jesteście świadkami, słuchając cotygodniowych niedzielnych wieczorów w Nawiedzonym, które to w tym roku ukończą 17 lat, a więc za rok osiągnę pełnoletniość. Jak Bozinek da.
A zatem nie przynudzam, zapraszam na dziś wieczór przed odbiorniki!
RADIO "AFERA" 98,6 FM, godz. 22.00 - 2.00 , tak dla przypomnienia :-)