środa, 30 marca 2011

FIREWIND - "Days Of Defiance" - (2010) -

 FIREWIND - "Days Of Defiance" - (CENTURY MEDIA RECORDS) -



Grecki FIREWIND do niedawna funkcjonował sobie w cieniu wielkich scen, będąc jedną z wielu grup sprawnie grających na horyzoncie usymfonicznionego power metalu. Celowo podkreślam słowo "usymfoniczniony", gdyż to bardziej metal ,niż rock progresywny, jednak okazale nim przyprawiony.
Przyznam, że przed poprzednim albumem "The Premonition" (2008) , nie traktowałem grupy z należytym szacunkiem, lecz tamta płyta całkowicie to odmieniła.
Firewind posiadają wszystkie te składniki, które w tego typu graniu bardzo mi odpowiadają. Słychać, że Panowie nasłuchali się Iron Maiden czy Helloween, ale i nie obce im jest granie w stylu Stratovarius, Kamelot czy Royal Hunt. Muzycy nie oszczędzają decybeli, a co za tym idzie, naszych uszu - i dobrze! , a do tego są bardzo sprawnymi wymiataczami, i co najważniejsze - potrafią komponować! A to już nie każdy band złożony z długowłosych naparzaczy potrafi. Okazuje się, że nawet całkiem dobry wokalista, jakim jest Apollo Papathanasio, wcale nie jest najważniejszą kartą przetargową w Firewind, bowiem jedną z najważniejszych tutaj postaci jest klawiszowiec Bob Katsionis, o niezwykłej fantazji i polocie, a i pięknej grze rzecz jasna, a także wyborny gitarzysta, zarówno prowadzący jak i wirtuoz, jakim jest Gus G. , robiący ostatnio sporą karierę także w zespole Ozzy'ego Osbourne'a, u którego to pojawił się na ostatniej , niezłej płycie "Scream", w roku ubiegłym.
Krótko rzecz ujmując, Firewind czerpią ze wszystkiego co najlepsze i dobrze już znane w metalowym światku od lat, ale ujmują pomysłami, melodiami, wirtuozerią i młodzieńczą energią. Choć z muzyków żadne to młodzieniaszki. Każdy z nich, że tak brzydko powiem, zaliczył już po kilka zespołów czy projektów, a jednak nie popadają w rutyniarstwo. Może dlatego, że zamiast wypchanego portfela, bardziej cenią sobie życie w zgodzie z własnymi przekonaniami.
Najnowszy album nazywa się "Days Of Defiance" i zawiera 13 kompozycji w jego wersji podstawowej, a w efektownym limitowanym digibooku o 3 więcej, w tym niezłą przeróbkę "Breaking The Law", klasyka z repertuaru Judas Priest, wcześniej dostępnego tylko na samplerze do jednego z metalowych magazynów. O ile dodatki cieszą, to jednak najważniejsza jest sama podstawowa setlista. Niecierpliwi, którzy skoncentrują swą uwagę tylko na początku albumu, dostaną za karę po nosie. cała rozkosz rozpoczyna się od trzeciego "Chariot" i od tego fragmentu już do końca musimy wykazać się dobrą kondycją, taką, jaką serwuje nam zespół. Nie ma już później czasu na chwilę wytchnienia. Album atakuje nas i zaskakuje. Już pomijam, że takie cacka jak "Heading For The Dawn" aż chce się posłuchać z dziesięć razy po rząd. Niemal podobnie nie pozwala ustać w spokoju instrumentalny "SKG" , gdzie klawiatura Katsionisa wręcz iskrzy się pod naciskiem i pędem jego palców, a i zgrabnie zasuwa po sześciu strunach sam Gus G.
To jedna z tych płyt, których słowami opisać nie sposób, ale gdy muzyka wedrze się do środka ludzkiej duszy, może przyjemnie pozbawić nas samokontroli.

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00