Moi Drodzy, wiosna zbliża się wielkimi krokami, dzionki coraz cieplejsze, słońce puka do naszych okien niemal co dnia (i niech to się nie zmienia), pomału przychodzi pożegnać się z zimą. Nie ukrywam swej wielkiej radości. Najchętniej przepędziłbym zimę na zawsze. Ale co tam zima, nie czas o niej myśleć. Zamieńmy stoki narciarskie na zielone trawiaste boiska. Wczoraj Legia u siebie poległa ze Śląskiem - serce Poznaniaka się raduje, gdy serce Warszawiaka się smuci. Oczywiście na gruncie piłki nożnej, aby być dobrze zrozumianym.
Przeżywam pewny kryzys finansowy, choć oczywiście nowe płyty cały czas kupuję, ale paradoksalnie dużo słucham staroci. Wiosna tak na mnie podziałała, że stara muzyka przełomu lat 60/70-tych smakuje wybornie. Tak samo jak niebawem będą nam smakować prawdziwe warzywa (ogórki, pomidory). O tym samym marzy także Piotr Banach (ex-Hey) w ostatnim marcowym wydaniu "Teraz Rocka", w swoim felietonie. I w pełni się z nim zgadzam. Wracając do starej muzyki. Rządzi stary Genesis, z moim ukochanym Philem Collinsem. Po raz tysięczny w moim pokoju gościły "Wind And Wuthering", "A Trick Of The Tail", i inne..., ale i Piotrusia Gabriela także nie zabrakło, jak moje ukochane "Nursery Cryme" czy "Selling England By The Pound". Słuchałem tych płyt miliony razy, znam tam każdą nutę, słowo, ale i tak ciarki biegają po plecach, gdy słucham po raz tysiąc pierwszy. Bądźcie spokojni "niesympatyzujący z Collinsem", nie będę Was męczyć tą muzyką w "Nawiedzonym Studio". Na tę niedzielę mam nieco inne plany. Czy interesujące?, a to już sami ocenicie.
Tak naprawdę, to chciałem napisać trochę o nowościach płytowych. Tych, które już są, jak i tych co będę za chwilę, ale ten wiosenny powiew zbił mnie z tropu. A szykują się fajności, niebawem nowy album wydadzą FLEET FOXES. Debiut znacie, wielokrotnie prezentowałem na łamach Nawiedzonego. Płyta o tytule "Helpless Blues" powinna pojawić się w połowie kwietnia. Tak samo ,mniej więcej, w podobnym czasie, nowy ROBBIE ROBERTSON czy PAUL SIMON. Wciąż nie mam jeszcze CHRISA NORMANA ("Time Traveller"). Trzymam rękę na pulsie i na pewno kupię. Znam już z kopii BLACKFIELD (przegrywka z promosa), ale zagram, gdy już będę mieć prawdziwka. Wiecie, że z muchomorów nie gram. Ot, taka zasada i filozofia. W kwietniu nowy NAZARETH, w maju JOURNEY (wow!!!, zacieram ręce !!!). To nie wszystko, przed nami nowe dzieła: BONFIRE, VAN DER GRAAF GENERATOR, PROTO-KAW, JIMI JAMISON z BOBBY KIMBALLEM, URIAH HEEP, WHITESNAKE, THE POODLES, GPS, EDGUY, SURVIVOR, RHAPSODY OF FIRE, RADIOHEAD, MR. MISTER, RUSH, CHICKENFOOT, HAMMERFALL, THIRTEEN SENSES, że tylko tych wymienię. Aż zadyszki dostałem! Uff!. Trzeba naładować portfel , niczym kartę do telefonu, choć ja akurat jestem abonamentowy. Nie lubię w stresie żyć. Także, dużo przed nami. Oby wiosna była piękna. Bez przykrych niespodzianek. Bez Wodza i tych jego tam.... Bez złych ludzi, po prostu. Bez deszczu. Bez polskiego piekiełka. Bez fałszu, obłudy, pogardy.
Za to, z uśmiechem, w otoczeniu tylko tych, którzy są nam przychylni, którzy kochają mocno, a nie tylko na papierze.
Dzień, za kilkanaście dni, pięknie się wydłuży. Chwilę później w przyrodzie pojawią się pierwsze oznaki życie. "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie"