poniedziałek, 7 marca 2011

PHIL COLLINS - Maestro schodzi ze sceny, którą porasta coraz więcej chwastów

Wczorajszy wpis w księdze gości, dokonany przez: "negative", niestety
znajduje
potwierdzenie w faktach. I tak jak dopisał "marek", informacja o
wycofaniu
się z
show businessu przez Phila Collinsa wygląda na prawdziwą.Nie tak dawno
temu
przeczytałem gdzieś, że Phil Collins chciał popełnić samobójstwo.
Pomyślałem, że to
plotka, ale widzę, że dziennik "The Mail" to potwierdza. Są to zresztą
oficjalne
słowa Artysty, który po trzecim już rozwodzie zwątpił w sens życia, a
do
tego wredni
i otaczający go ludzie nie pomagają w dojściu do siebie. Skąd ja to
znam.

To, że wśród ludzi jest dużo wredności i chamstwa, wiem także i ja.
Nie od
dziś.
Jako, że jestem fanem Phila Collinsa, niejednokrotnie muszę
wysłuchiwać
złośliwych
bełkotów od tzw. "znawców", próbujących mi udowodnić, jakim to On
kiepskim
artystą
jest. Szczerze mówiąc, rzygam już tym brakiem argumentów na to ,jak to
Peter Gabriel
więcej zrobił, jaki to on genialny jest w stosunku do Phila, itd... Nie
chce mi się
gadać z tym pierdzielstwem, które, gdy rzuca hasło Genesis, od razu
złośliwie
zaznacza, ze tylko ten zespół liczy się z Peterem Gabrielem, a jaki to
kiepski
Genesis był po jego odejściu, itp...itd... To samo muszę wysłuchiwać
co do
Marillion, Deep Purple, Pink Floyd i tuzina innych zespołów, które
lubię w
całości.
A tak naprawdę, nie chce mi się gadać z takimi ludźmi. Niedobrze mi
się
robi, gdy
swoją wyższość próbuje mi udowodnić jeden czy drugi, który nie
przesłuchał
nawet
jednej setnej tych płyt w życiu co ja. Że już o posiadaniu ich w
kolekcji
nawet nie
wspomnę, bo to już zakrawa o żałość.

Nie dziwię się Philowi Collinsowi, że w wydanym komunikacie o wycofaniu
się z
kariery, przemówił gorzkim tonem. Facet zrobił tyle dla muzyki, że nie
da
się nawet
tego ogarnąć. Już nie wspomnę o jego talencie, tj. wyjątkowej grze na
perkusji
(jedynej w swoim rodzaju), głosie, kompozycjach, czy byciu po prostu
niezwykle
sympatyczną postacią jako człowiek. Dla mnie Phil Collins to postać
Wybitna, przez
duże "W", i zupełnie mam w nosie czy jakiś wredny typ się ze mną
zgadza
czy nie.
Jeśli nie lubi Phila, to niech go nie słucha i już! Czy to takie trudne
do
pojęcia?
Najnowsza płyta Mistrza była spełnieniem jego najskrytszych marzeń, o
nagraniu
piosenek ze swojej młodości, czyli najpiękniejszego okresu jaki
człowiek w
życiu
posiada. Czy po tym wszystkim czego Phil dokonał przez te kilkadziesiąt
lat, nie
miał do tego prawa? No pomyślmy...Przecież w tym jednym życiu każdy
człowiek ma
prawo do szczęścia. Tylko jakiś bydlak tego może nie zrozumieć.
Płyta
"Going Back"
już wiemy, sprzedała się słabo, a do tego przysporzyła Artyście
stado
zwyczajnych
wrednych skurwieli, zastanawiających się dniami i nocami, jak mu jeszcze
dokopać?,
jak go zniszczyć? Znamy to, przecież nawet na naszym podwórku, niestety
nie
muzycznym, wystarczy się rozejrzeć, jak wódz Jarosław i jego elektorat
chciało
odebrać wszelkie zasługi w dojściu do Pokoju Lechowi Wałęsie, tyle,
że się
ścierwu
nie udało. Teraz w podobny sposób postępują inni z Philem. Fajnie, nie
ma
co. Gdy
patrzę na takie sytuacje, myślę sobie, gdzie jest Bóg? I niech mi nikt
nie
tłumaczy,
poprzez jakąkolwiek religię, ze tak musi być, tak widać było pisane,
czy tym
podobnie. Bzdura. Jesteśmy pozostawieni sami sobie. Nie wierzę, by
jakikolwiek Bóg
rozsiał tyle wszalstwa na w przez siebie stworzonym świecie. Gdybym był
Bogiem, nie
wystawiałbym nikogo na próbę, tylko stworzyłbym piękną krainę. Po co
ta
zabawa? Po
co robić sobie nadzieję i tworzyć fikcję? Tym bardziej, że w tej
farsie
pojawiają
się zaraz faceci w czerni, żerujący na naszych uczuciach i wierze w
coś,
czego nie
ma. To my tworzymy ten świat, to my go niszczymy, to my zabijamy w
ludziach często i
piękne cechy, na które wielu jeszcze stać.

Nie dziwi mnie także, że Phil nie może odnaleźć się ze swoją muzyką
wśród
tych
bełkotliwych małp hip-hopowo- funky-soulowo-groove'owo gównianych. Ten
bełkot
afro-amerykańskich pseudoartystycznych szumowin może przypaść tylko do
gustu
wyżartym mózgom przez rdzę powstałą z głupoty i wyzbycia się dobrego
smaku.

Dość tego, na tym kończę, bo jeszcze za dużo napiszę i przysporzę
sobie
kolejnych
wrogów, a to przy artykułowaniu swej szczerości, przychodzi mi nad wyraz
łatwo.