wtorek, 8 marca 2011

MR. BIG - "What If ..." - (2011) -

 MR. BIG - "What If ..." - (MR.BIG / FRONTIERS) -



Triumfalny powrót (w 2009 r.) grupy MR.BIG został dostrzeżony niemal wszędzie, z wyjątkiem niestety naszego kraju. Powrót i to w oryginalnym, najmocniejszym składzie: Martin, Sheehan, Gilbert, Torpey. Szkoda, że ten sprawny warsztatowo i bardzo finezyjno-hard-rockowy kwartet, u nas kojarzony jest tylko za sprawą hitowej i uroczej zarazem balladki "To Be With You", no i jeszcze ewentualnie za sprawą przeróbki kompozycji "Wild World", Cata Stevensa.
Kiedy ,mniej więcej, przed dwoma czy trzema laty, wokalista MR.BIG, Eric Martin, występował w naszym kraju solo, to na koncercie w Poznaniu nie było nawet chyba 20 osób, podczas, gdy reaktywowany MR.BIG, występując w słynnym tokijskim Budokanie, zgromadził komplet 14 tysięcy sympatyków. Którzy to sympatycy nie tylko przyszli gapić się na czterech szarpidrutów biegających po scenie, ale znali większość refrenów i żywo reagowali na galopadę solówek i zagrywek, płynących ze sceny.
Dlatego nie sądzę, by nowe studyjne dzieło wywołało szczególne podniecenie wśród rodzimych fanów rocka, do znudzenia przeżywających każde wypociny Metalliki, kolejne mega-spektakle Depeche Mode czy U2, albo "głębokie" przemyślenia Kazika.
MR.BIG grają z ikrą, czadem, melodią i dużą dawką wirtuozerii basu Sheehana czy gitary Gilberta. Uważam, że młode zespoły powinny uczyć się kompozycji i wykonawstwa od tego zespołu, a nie tylko przeżywać progresywne wymiatanie u Dream Theater. Śmiem twierdzić, że oba zespoły mogłyby stanąć na jednej scenie i trudno byłoby wyłowić zwycięzcę.
Nie chcę być przy okazji obłudnym, bowiem nigdy do zagorzałych fanów MR.BIG także nie należałem, ale lubię czasem posłuchać płyt "Lean Into It" (1991) czy ostatniej podwójnej koncertówki "Back To Budokan" (2009), gdzie fajne melodie mieszają się z galopadą artystycznych zagrywek. Sądzę, że nowa płyta posiada wszystkie najlepsze cechy kompozycji znanych już z poprzednich płyt, jak chwytliwa melodyka w otwierającym całość "Undertow", czy takich podrasowanych, nieco mocniejszych ballad, jak: "Stranger In My Life" lub "All The Way Up". Jednak na całej płycie dominują fajne chwytliwe motywy, w których grupa uwielbia uciekać od melodii po szaleńcze improwizacje, jak dajmy na to w "As Far As I Can See" czy "Around The World".
Produkcją albumu zajął się niezmordowany Kevin Shirley, któremu realizacja takiej muzyki czy ostatniego Joe Bonamassy nie sprawiła większego problemu, jak widać i słychać, co zaciera nieco złe wrażenie po fatalnej produkcji ostatniego dzieła Iron Maiden. A tak swoją drogą, czy ten Shirley w ogóle kiedyś śpi?

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl