czwartek, 22 września 2022

zremiksowane animals

Lubię "Animals". Nie tak, jak "Dark Side Of The Moon" czy "The Wall", ale lubię. Ucieszyłem się więc z nowego remiksu, dokonanego przez zaprzyjaźnionego z grupą Jamesa Guthriego. Wieloletniego technika i inżyniera studia nagrań, co też mocno odpowiedzialnego za wiele istotnych czynników na rzecz PinkFloyd'owych "The Wall", "The Final Cut" czy "A Momentary Lapse Of Reason", ale również ku solowym dokonaniam Davida Gilmoura ("About Face"), Rogera Watersa ("Amused To Death"), jak również ostatecznego miksu "Broken China" u Ricka Wrighta. Co prawda, nówka remiks "Animals" ma już cztery lata, ale dopiero teraz można mu się uważniej przyjrzeć. Uspokajam, nic nie jest do góry nogami, wciąż płytę rozpoznaję, niewiele mnie nawet zaskakuje, jedynie poza kosmetycznie podrasowanym brzmieniem i uwypukleniem paru wcześniej przyciemnionych szczegółów. Niektóre z nich zawsze umykały pod zgrzytami wysłużonych winyli, więc teraz, zamiast kupowania kolejnej rowkowej edycji, tradycyjnie przystaję na wygodniejszy i niekonfliktowy kompakt. Dajcie wiarę, zagra on równie okay za kolejnych czterdzieści pięć lat, bo zdaje się tyle ten album świętował na początku tego roku. A ja wciąż mam w pamięci pierwszy z nim kontakt. U kolegi, takiego, który miał na punkcie Floydów niepohamowanego bzika, co powodowało, że ekscytował się tą muzyką od zmierzchu po świt. Jak wiemy, nocą wszystko słychać lepiej. Świat jest przyjaźniejszy, uśpiony, zawieszony. Oczywiście nie mówimy o podejrzanych parkach, gdzie w krzakach czai się zło.
"Animals" anno domini 2018, z zaznaczeniem: release 2022. Inna okładka, pomimo iż wciąż widzimy Battersea Power Station z oboma kominami, pomiędzy którymi unosi się do dzisiaj wykorzystywana na koncertach, czy to Watersa, czy wszelakich tribute bandów świnia, ale wreszcie naszym oczom ukazały się jakby liczniejsze przy Battersea rozjazdy kolejowe, no i wszystko w okowach angielskiego, pochmurnego wieczoru. Niby wszystko podobnie, na swój sposób nawet to samo, a jednak inne ujęcie, inne barwy - zdecydowanie metaliczne, ostrość, wykadrowanie, no i współczesna atmosfera.
Dobrze będzie "Animals" przerobić ponownie, ponieważ to wciąż aktualna muzyka, również w niesionych treściach. I pod względem liryki sądzę, że na aktualności nigdy nie straci. Album puszcza oko do Orwellowskiego "Folwarku Zwierzęcego", gdzie różne warstwy społeczeństwa podporządkowano pasującym do ich natury zwierzętom. Biedne zwierzaki, jakże często obwiniamy ich żywot naszymi podłościami, lecz wiadomo, że za ich przyczynkiem wchodzimy jedynie w obręby merytoryczne, a zwierzaki nadal pozostają cudownymi istotami. Nieporównanie lepszymi od nas. Uczciwymi i szlachetnymi, do czego rasa ludzka nie dociąga. Mamy więc psy, świnie oraz jedną owcę. To one nas reprezentują. Zawsze negatywnie. Bywają chciwe, bezwzględne, wątpliwe moralnie, niebezpieczne oraz okrutne. Wyjątkiem krótki do płyty wstęp oraz jej zwieńczenie, czyli tematy opatrzone tytułami "Pigs On The Wing" - w częściach jeden i dwa. I te w sumie trzy minuty stanowią za wyznanie miłosne Rogera Watersa do jego ówczesnej, 'świeżutkiej' żonki, Carolyne. Pobrali się rok wcześniej. Tak na marginesie, para przetrwała do 1992 roku, czyli do epoki "Amused To Death".
Poza tym, cały istotny środek - dwa długasy oraz jeden w rozmiarach kolos. Pomimo, iż do rozmiarów dajmy na to, takiego "Thick As A Brick", się nie umywa. A tym 'kolosem', 17-minutowe "Dogs" - rzecz o ludziach egoistach, zawistnikach i ogólnym braku poszanowania osobnikach, wykorzystujących ludzi ufnych i zarazem naiwnych do osiągnięcia własnego sukcesu. Na szczęście oliwa zawsze sprawiedliwa, tak też każdy z nich, z czasem stanie się ofiarą wznieconych przez siebie krętactw i skończy na dnie.
Tymi krótszymi, to 11-minutowe "Pigs" (Three Different Ones) - mamy tu ludzi o ograniczonym polu myślenia. Krótkowzrocznych i często tego powodem niebezpiecznych. I jeszcze numer "Sheep" - bo każdą owcę da się ugrzecznić, dać jej skrawek pola, trawę i ogłupić fałszywym spokojem, jednak zawsze może nadejść chwila, być może nawet czas rewolucji, kiedy te owce staną przeciwko oprawcom. W tym albumowym przypadku: świniom oraz psom. Nie wszystko da się przewidzieć i nie każdego zmanipulować.
I takie oto kwestie przyodziano w spodziewane PinkFloyd'owskie, zawsze rozpoznawalne nuty. Przy czym, nie będę, bo i zamiarem moim nie było rozbieranie na muzyczne części każdej z Animalsowych kompozycji, wszak myślę, że wszyscy doskonale je znamy. A jeśli nie, to do roboty!

a.m.