"Animals" anno domini 2018, z zaznaczeniem: release 2022. Inna okładka, pomimo iż wciąż widzimy Battersea Power Station z oboma kominami, pomiędzy którymi unosi się do dzisiaj wykorzystywana na koncertach, czy to Watersa, czy wszelakich tribute bandów świnia, ale wreszcie naszym oczom ukazały się jakby liczniejsze przy Battersea rozjazdy kolejowe, no i wszystko w okowach angielskiego, pochmurnego wieczoru. Niby wszystko podobnie, na swój sposób nawet to samo, a jednak inne ujęcie, inne barwy - zdecydowanie metaliczne, ostrość, wykadrowanie, no i współczesna atmosfera.
Dobrze będzie "Animals" przerobić ponownie, ponieważ to wciąż aktualna muzyka, również w niesionych treściach. I pod względem liryki sądzę, że na aktualności nigdy nie straci. Album puszcza oko do Orwellowskiego "Folwarku Zwierzęcego", gdzie różne warstwy społeczeństwa podporządkowano pasującym do ich natury zwierzętom. Biedne zwierzaki, jakże często obwiniamy ich żywot naszymi podłościami, lecz wiadomo, że za ich przyczynkiem wchodzimy jedynie w obręby merytoryczne, a zwierzaki nadal pozostają cudownymi istotami. Nieporównanie lepszymi od nas. Uczciwymi i szlachetnymi, do czego rasa ludzka nie dociąga. Mamy więc psy, świnie oraz jedną owcę. To one nas reprezentują. Zawsze negatywnie. Bywają chciwe, bezwzględne, wątpliwe moralnie, niebezpieczne oraz okrutne. Wyjątkiem krótki do płyty wstęp oraz jej zwieńczenie, czyli tematy opatrzone tytułami "Pigs On The Wing" - w częściach jeden i dwa. I te w sumie trzy minuty stanowią za wyznanie miłosne Rogera Watersa do jego ówczesnej, 'świeżutkiej' żonki, Carolyne. Pobrali się rok wcześniej. Tak na marginesie, para przetrwała do 1992 roku, czyli do epoki "Amused To Death".
Poza tym, cały istotny środek - dwa długasy oraz jeden w rozmiarach kolos. Pomimo, iż do rozmiarów dajmy na to, takiego "Thick As A Brick", się nie umywa. A tym 'kolosem', 17-minutowe "Dogs" - rzecz o ludziach egoistach, zawistnikach i ogólnym braku poszanowania osobnikach, wykorzystujących ludzi ufnych i zarazem naiwnych do osiągnięcia własnego sukcesu. Na szczęście oliwa zawsze sprawiedliwa, tak też każdy z nich, z czasem stanie się ofiarą wznieconych przez siebie krętactw i skończy na dnie.
Tymi krótszymi, to 11-minutowe "Pigs" (Three Different Ones) - mamy tu ludzi o ograniczonym polu myślenia. Krótkowzrocznych i często tego powodem niebezpiecznych. I jeszcze numer "Sheep" - bo każdą owcę da się ugrzecznić, dać jej skrawek pola, trawę i ogłupić fałszywym spokojem, jednak zawsze może nadejść chwila, być może nawet czas rewolucji, kiedy te owce staną przeciwko oprawcom. W tym albumowym przypadku: świniom oraz psom. Nie wszystko da się przewidzieć i nie każdego zmanipulować.
I takie oto kwestie przyodziano w spodziewane PinkFloyd'owskie, zawsze rozpoznawalne nuty. Przy czym, nie będę, bo i zamiarem moim nie było rozbieranie na muzyczne części każdej z Animalsowych kompozycji, wszak myślę, że wszyscy doskonale je znamy. A jeśli nie, to do roboty!
a.m.