Czas na muzykę (następnym wpisem powrócimy na rockowe łono), ale też czas na weryfikacje, bo i ostatnio sporo się wyjaśniło. Wreszcie wiem, kto za, a kto tchórz. Na kim da się polegać, a czyjej ręki nie brać w uścisk. Wzmocniło mnie wielu Słuchaczy i Czytelników - jesteście wspaniali! - co nawet 'paru' takich, których pomyślałbym, że dawno utraciłem, a ci jednak wciąż przy mnie byli/są. Szkoda, że działa to w dwie strony, albowiem oczekując od niektórych pewniaków wsparcia, spotkała mnie niepokojąca cisza. Pochowali się do swych nor w obawie, że coś stracą, że się nie opłaci w razie, gdy wyda się ich za mną wstawiennictwo. A to zwie się cykorstwem. Zwyczajnym, pospolitym, kundlowatym, z zestrachanym, podkulonym ogonem. Nie lubię. Łapka w dół. A nawet Facebookowa groźna minka. Wiecie co, powiem na głos, z was to taki typ kolesi, co całe życie chowają dupska pod stołem, a już szczególnie, gdy ostrzały na ulicach. Jednak po wygranej bitwie bierzecie ordery w klapy, że to niby wy - tacy dzielni. To ja tych 'dzielnych druhów' od dzisiaj nie chcę. Idźcie sobie na łączkę, kwiatków nazrywać, a i postrzelać z procy. Tam wasze pole bitwy.
a.m.