Okładki płytowe z recyklingu. Choćby tego przykładem najnowsi winylowi Stratovarius. Są z nami od lat, jednak opakowań 'ratujących' planetę ostatnio jakby więcej. Wszystkich nas częstują tymi 'szlachetnymi' pobudkami, w dodatku za niemałe pieniądze. Ale co tam, najważniejsze być trendy. Bo ratowanie świata już nie tylko w łapskach modnisi, owa zmasowana strategia zapanowała zbiorowo. Ciekawe, czy taka okładka niebawem też się rozpadnie w drobny mak, jak np. reklamowe siateczki Media Markt. Włożyłem do szafy, zapomniałem, wyjmuję po roku, góra dwóch, i co? - rozkruszyło się paskudztwo. Bez elektroluksu ni rusz. Rękoma nie do pozbierania. Nawet te drobinki łamią się na kolejne drobinki. Powymyślali przyjazne torby, by ratować świat, a nie pomyśleli o zaśmiecaniu naszych domów, chodników, nawet włazów kanałowych, ale przede wszystkim zwolnili ludzi od samodzielnego myślenia. Spójrzmy, co się porobiło. Z nami. Ci wszyscy weganie, ekolodzy, behawioryści od zwierząt lub ludzkich zachowań, wszelacy specjaliści od jakichkolwiek wymyślonych i wmówionych nam dewiacji, a jeszcze te wszystkie sekty od zdrowego odżywiania. Patrzę, i zamiast oczekiwanego bezpieczeństwa czy porządku, widzę totalny rozpiździaj. Segregujcie te śmieci, segregujcie grzecznie według zaleceń, i tak nie unikniecie stale zwiększających się za ich wywóz opłat. Bo zawsze Wam wmówią, że inni nie segregowali, więc musimy wszyscy razem ponieść koszty. To kolejny biznes, nie żadna o nic troska.
A co do wspomnianego rozpiździaju, najdobitniej jawi się on w moim Poznaniu. Co myśmy z tego miasta uczynili. Niekończące remonty i rewitalizacje zohydziły stolicę Wielkopolski nie tylko mnie. Nikt tu nie przyjeżdża. Turyści odwiedzają Gdańsk, Wrocław, Kraków czy Warszawę, a w Poznaniu nie uświadczymy nawet koncertu kogoś światowego, ponieważ ktoś globalnie utalentowany mógłby się tylko potknąć i coś sobie uszkodzić.
Wiem, że prace remontowe mają służyć udogodnieniem, a nawet upiększeniom, tylko dlaczego od wielu lat ten Poznań non stop taki brzydki? Jedno zakopią, drugie rozkopią. Gdy to drugie się wreszcie zakończy, to już jest pierwsze do poprawki. Niekończąca się historia. Odwieczne kopaniny, wiertary, kurz i błoto.
Aż strach przejść się Starym Rynkiem, Głogowską, Wierzbięcicami, Św. Marcinem, Gwarną czy Fredry. Wszystko ohyda. Połowa lokali usługowo-handlowych pusta, szyby brudne, futryny rdzewiejące, przed posesjami nasiurane. Kamienicznicy żyłują ceny, bo niby Centrum, atrakcja więc. A tu nikt nie tworzy fajnych sklepów lub nowych gastronomicznych miejscówek widząc, że inni w tej branży nie dają rady i swoje biznesy właśnie zamykają. W ścisłym Centrum jako tako ratuje się hipsterska gastronomia, albowiem modne towarzystwo nie wie, co z dupskami począć, więc snuje się z miejsca na miejsce, tu dziabnie kawusię, tam modną tartę, a tu jeszcze piwko za osiemnaście złotych, no bo skoro tyle kosztuje, to na pewno pochodzi od fajowego undergroundowego wujka Władka, a wujek Władek nie mnoży go na taśmie, tylko co najwyżej zdrowo się do niego dosikuje.
Urządziliśmy ten Poznań, nie ma co. Przespacerować się po nim, to dopiero hardcore. Nawdychałem się ostatnio spalin od tych wszystkich koparko-spychaczy, a i nasłuchałem robolskiej gwary. Swojsko, nigdzie tyle wrażeń. Stwórzmy na tego podstawie nową jakość. Być może totalna demolka będzie właśnie tym czymś. Jest szansa, że jacyś hipsterzy załapią i popchną dobre o tym syfie słowo w świat.
Obco mi tutaj. Nie od teraz, trwa to już trochę. Ale jest mi obco w moim mieście. Wiem wiem, zaraz ruszą na mnie: zestarzałeś się Andy. Zapewne, nie przeczę. Bo ci młodzi ludzie też nie z mojej bajki. Pierdolą od rzeczy językiem, którego kompletnie nie chwytam, a wokół rozciąga się architektoniczna ruina. Jeśli więc Poznań, to najlepiej w okolicach jego rogatek. Najładniej na obrzeżach. Tam, gdzie deweloperzy powypieprzali ludzi z ich ogródków/działeczek, czyli z miejsc, które sercem umiłowali, by po nich całość zabetonować wypasionymi atanerami. Do nabycia za kredyt całego waszego życia.
I tak szpekam sobie właśnie na fragment grafiki ostatnich Stratovarius. Wykonawstwo klasa. Piękno brzydoty, a i duże skojarzenie z miastem tak mi przecież wciąż bliskim. Moje to miasto. Niechby się rozwijało na moich warunkach, a byłoby piękniej.
"Survive" to jedna z okładek roku. W sensie, strona B całego projektu, w mojej ocenie atrakcyjniejsza od ostatecznie też niezłej strony A. Oczywiście mówię o polu projektu graficznego, nie o muzyce. Na tę być może przyjdzie jeszcze czas. Wciąż się namyślam.
a.m.