poniedziałek, 26 września 2022

Bonzo

To już 42 lata, jak nie ma Johna Bonhama. Konkretnie, na wczoraj przypadło. Polecam jego 'bębnonadę' w "Moby Dick". Czyste złoto. Rzecz z czasów, kiedy perkusiści lubili takie do utraty tchu solówki. Wersja "Moby Dick" z drugiego LP Led Zeppelin jedynie łaskocze, tutaj miażdży. Nawet Plant zapowiada: "John Bonham, Moby Dick!". Ponad dwanaście minut, z których większość w jego objęciach. Bez podpórek, absolutnie żadnego ukrytego za kotarą mnożnika dźwięków i rytmów. Prawdziwy zwierz. Potężne płuco Led Zeppelin. Bonzo muskularnie, z charakterem, w zasadzie lepiej mu pod pałeczki i stopy nie podchodzić. Miał nie tylko polot i fantazję, ale był też po krew, pot i łzy zaangażowany.
"Piosenka Pozostała Taka Sama" to także jeden z dowodów na niesłychaną popularność albumów koncertowych tamtych lat. Szczególnie wtedy fani rocka uwielbiali takie solówkowe odjazdy. Nigdy później nie przeżywało się ich równie mocno. Może dlatego, że wszyscy pragnęliśmy takich koncertów. Poza fabrycznie zainstalowanym w człowieku zmysłem wyobraźni, nie szło tego nigdzie podejrzeć. Ucho wyłapywało, przekazywało, gdzie trzeba, a potem się działo.
Bonzo odszedł w chwili, kiedy akurat zacząłem załapywać, w czym rzecz. I gdy dosłownie po chwili dojrzałem do podziwiania jego talentu, był już legendą. Taką, którą wiedziałem, że już nigdy się na żywo nie sztachnę.

a.m.