Bohater pewnego starego już filmu, niejaki Filikiewicz, jest nauczycielem. Lecz w owym filmie jego profesja stanowi ledwie za punkt zaczepienia dla o wiele istotniejszej sprawy. Tę historię układa szereg nieprzychylnych wobec niego zdarzeń, choć z początku Filikiewicz oraz jego Wanda wydają się szczęściarzami. W grę wchodzi wyszarpnięte wręcz wymarzone mieszkanie, jednak nie ma ono statusu łatwego łupu. Wiadomo, w socjalistycznej Polsce nie mogło być za radośnie, tak też przeróżne problemy 'kolorowały' nam życie, a już te mieszkaniowe w pierwszym szeregu. Dotyczyły one wszystkich, nooo, powiedzmy prawie wszystkich - od robotnika, poprzez inżyniera, lekarza czy nauczyciela, aż do stanowisk kończących się na szczebel przed panami dyrektorami. Od tychże dyrektorów, poprzez wszelakich ministrów oraz innych prominentnych, problem znacząco kruszał. Tu do głosu dochodziła życiowa zaradność, niedostępna zwykłemu robolowi, Ale ja akurat tematu mieszkaniowego, czyli głównego i trapiącego głowę Filikiewicza poruszać nie zamierzam, a chętniej wejdę właśnie w jego buty belfra, jakże zresztą istotne dla potrzeb tego tekstu. Bo oto mniej więcej w połowie całej wziętej tu w kleszcze opowieści, taka oto scena. Scena szkolna, doskonale zresztą pasująca do wszystkich obecnych jej konsekwencji, czym dotkliwy wylęg donosicielstwa oraz tchórzliwych (czytaj: anonimowych) spiskowców oraz tym podobnych obrzydliwych elementów. Filikiewicz akurat spisywał się dzielnie, lecz jego koleżanki i koledzy po fachu nierzadko przymykali oko, no i ...
Zabieram Szanownych Państwa na jedną z lekcji u naszego bohatera ...
- Jan Filikiewicz: "kto jeszcze się nie przygotował, ręka w górę?" - pada zapytanie. -- Zgłasza się chłopiec o wyglądzie kujona, takiego typowego dla moich szkolnych czasów, a więc włosy równe, bujne, nierzadko tłuste, coś z gatunku fryzjer pyta: wycieniować? - nie nie, tylko proszę podciąć. -- Oczywiście, do tak okazałej fryzury konieczne wredne okularki. Oooo, właśnie są, mamy je. Proszę tylko spojrzeć. Już tylko po ich ramkach widać, że to taki model, którego nie zaakceptuje żaden urwis, blałkowicz czy inny osiedlowy rozrabiaka, a jedynie raczkujący kapuś. Taki, który po tułaczce z nudną podstawówką, wreszcie zahaczy o renomowane liceum, a gdy już wreszcie będzie panem studentem podpisze każdą petycję. A jeszcze chętniej, gdy ta koniecznie jakiegoś 'ktosia' odpowiednio upodli i obrzydzi mu życie. I nieważne, w jakim celu tę petycję ów panuś podpisze, najważniejsze, że jest w słusznej grupie tym podobnych do siebie drani, poza tym dzieje się, nie jest nudno, jest akcja, można dopierdolić, a więc draka, jest fajnie. I tym oto tropem nasz raczkujący filmowy kapuś, na powyższe zapytanie Filikiewicza zgłasza się jako jedyny. Zdziwiony Filikiewicz: "a nie znam ciebie". I tu bez namysłu reaguje jeden z klasowych kolegów: "to jest nowy, przyszedł z innej szkoły". Filikiewicz ponownie zwraca się do od początku nielubianego w klasie kolegi: "jeżeli jesteś nowy, masz prawo być nieprzygotowany", dodając na końcu stanowcze: "dzisiaj" - tak, by chłopak czasem nie spróbował nadużyć prawa do bycia nowym dłużej, niż tylko tego pierwszego dnia. Ale nasz 'bohater' wcale nie w tym celu się zgłosił. Prostuje błędną o nim myśl w oczach nauczyciela i ze sporą pewnością siebie podkreśla: "ja jestem przygotowany". I tu nieukrywanie zaskoczony Filikiewicz: "to dlaczego podnosisz rękę?". W to mu graj: "bo ja wiem, kto nie jest przygotowany. Nie jest przygotowany kolega Brzęczkowski, kolega Kopytniak i ten kolega z trzeciej ławki, którego nie znam z nazwiska". -- To już koniec. Śmieszne, prawda? Trochę, być może, ale przede wszystkim w tej zabawności irytujące. I za coś podobnego dostawało się kiedyś po mordzie. A teraz? Teraz uszłoby za przykładną postawę, na domiar czego byłby jeszcze dodatkowy plus na okres ze sprawowania. Jesteśmy jednak w szkole sprzed circa pięćdziesięciu lat, więc nauczyciel jeszcze reaguje, jak mu przyzwoitość nakazuje. Jest wyraźnie zniesmaczony, ale trzyma fason, nie wskakuje na potrzebny poziom emocji. Zamiast więc zdzielenia gówniarza w łeb, cechuje Filikiewicza niesłychana powściągliwość i w zdaniu wyrażone opanowanie: "Jesteś nowy, więc ci wybaczam, ale zapamiętaj sobie raz na zawsze, u mnie nie ma donosicielstwa". Po czym opuszcza zatruty rejon, oddalając się ku tablicy. Coś go jednak nadal trapi i musi jeszcze nutkę przez zaciśnięte wargi: "bój się Boga, co z ciebie wyrośnie". Ale wiecie co, za czas jakiś to właśnie ten Filikiewicz będzie przepraszać, a ów młodzian będzie tym przepraszanym.
P.S. Korzystając z okazji, by nie tworzyć kolejnego wpisu - z całego serca Szanownym Państwu dziękuję! A najbardziej, że po prostu jesteście. Wasze wsparcie zaszczyca mnie i uświadamia zarazem, że jeśli nadal pielęgnować ten świat, to tylko z Wami. Bardzo się w tym świecie liczycie. Nie te kujony od Filikiewicza. Wy macie głos, tamci fałszują.
a.m.