Dokonywałem ostatnio zakupów u dystrybutora "Hate Über Alles". Tego konkretnego tytułu nie planowałem, przyznaję. Kreator to jakoś nigdy nie była moja bajka, acz faktem, mam w zbiorach nawet ze dwa ich starsze kompakty. Pracownikowi działu handlowego owej firmy, przy zamówieniu niewinnie dopisałem: "Nie bądźcie wiśnie, dorzućcie jakieś fajne promo do mojego radia, co można Wam podpromować, a z czym mógłbym się przy okazji dodatkowo zapoznać. Na pewno coś macie". Ku zaskoczeniu, nie wrzucili kolejnego melodicrocka, a opancerzonych fabryczną folią nowiuśkich Kreator. Pomyślałem, przeceniają moją otwartość na muzykę, ale ok, spróbuję. I wszystko pojąłem, gdy tylko "Hate Über Alles" rozkręciło się na dobre. Od razu pomyślałem: to jakiś znak. Misja dziedziczenia muzyki po kimś, kto ją kochał, lecz już samemu z uczuć się nie wyspowiada.
No więc, całkiem serio nowi Kreator nagrali kapitalny album. Robi się przemiło, gdy nareszcie mogę wyrazić zachwyt wobec najprawdziwszego thrashu, a nie tej ugrzecznionej i przereklamowanej Metalliczki.
Przede wszystkim, rewelacyjny numer "Midnight Sun". Taki nie do nasłuchania. Ostatnio go sobie zapętliłem i kręcił się przez godzinę. No i świetne featuring. Skąd oni wytrzasnęli tę Sofię Portanet. Fantastyczna babka. Cóż za traf. Sprawdziłem, Sofia to nieco ponad trzydziestoletnia Niemka, z ojca Hiszpana, przy czym absolwentka dorastania paryskiego. W życiu przeszła przez niejeden napuszony chór, aż wreszcie skończyła na wysypisku heavy metalu. No, ale taki los każdego, w kogo mieście nie straszą billboardy Fundacji Kornice.
Na dobry początek, obok "Midnight Sun", polecam jeszcze: "Strongest Of The Strong", "Pride Comes Before The Fall" oraz "Become Immortal" ("... nienawidzę Słońca, oświetla mnie ciemność..."). Warto wiedzieć, iż w żyłach tej muzyki płynie czarna krew. Być może to ona stanowić będzie o nieśmiertelności. Tego nie wiemy. Nikt nie wie, co prawda, co fałsz, co dotyk, a co ułuda.
Mille Petrozza w doskonałej formie. Wali akordy i riffy, i wciąż niesamowicie śpiewa. Dzielnie mu drugą gitarą solówkuje Sami Yli-Sirniö - i ogólnie przyjemnie mrowi.
A tak przy okazji, w latach dziewięćdziesiątych gitarzystą w Kreator był niejaki Frank Gosdzik. I ciekawi mnie właśnie, co na to w nazwiska personaliach brakujące "w", tuż po "g", a przed "o" Pan, Panie Andrzeju.
"Hate Über Alles" dobrze mi zrobiło. I wierzę, że nie tylko. Bo oto właśnie odezwał się Słuchacz z Warszawy, który kiedyś regularnie, a potem raptem zniknął. Aż się odnalazł, przy okazji zapewniając, że wciąż słuchał N.S., choć po kryjomu. I zahaczył o przywołaną teraz płytę: "... nie znam nowej płyty Kreator, ale to co puściłeś, rozwaliło mnie".
a.m.