niedziela, 2 października 2011

RAY WILSON & STILTSKIN - "Unfulfillment" - (2011) -

 RAY WILSON & STILTSKIN - "Unfulfillment" - (JAGGY POLSKI) -



Chyba dobrze Rayowi Wilsonowi w naszym kraju. Znalazł tutaj swoją miłość, sposób na życie, pracę i wenę do tworzenia muzyki. Wkomponował się w polską rzeczywistość, a ta jego także zaakceptowała. Artysta często u nas występuje, nagrywa płyty, programy telewizyjne, bierze udział w życiu kulturalnym Poznania, w którym zamieszkał, ale i także całej Polski.  Jako, że największą popularność zdobył dzięki krótkiemu epizodowi w Genesis, jego głównym repertuarem koncertowym stanowią kompozycje właśnie tego zespołu. Z tym, że nie tylko kompozycje te z czasów cudownej płyty "Calling All Stations", ale i także te starsze, w których Ray Wilson nie brał fizycznego udziału, ale i duchowego. Sam przyznał kiedyś , w czasach występów z Genesis, że nigdy nie był fanem tego zespołu, ale i także nie znał wcześniej dobrze jego dorobku. Dzisiaj  muzyka spod znaku Genesis mocno w nim siedzi, a na koncertach stanowi przecież główny atut repertuarowy. Pomimo tego, Wilson wciąż się rozwija artystycznie, czego dowodem są co pewien czas ukazujące się albumy, z premierowymi piosenkami, podpisywane jego nazwiskiem , bądź przy współudziale grupy Stiltskin, z którą w latach 90-tych popełnił jedną płytę z efektownym przebojem "Inside". Utwór ten zdobył sporą popularność, i kto wie, czy nie pomógł zainteresować się Wilsonem , Banksowi i Rutherfordowi, podczas poszukiwań na fotel wokalisty Genesis w 1997 roku.
Dzisiejszy Stiltskin, to już zupełnie inni ludzie (łącznie z Wilsonem stanowią septet!), a także kompletnie inna muzyka. Post-grunge'owemy brud i drapieżność , zostały zastąpione przez piosenki także rockowe, lecz z nutami melancholii, pełnymi liryzmu i wątków osobistych. Zaśpiewanymi ustami człowieka wciąż młodego, ale już znającego życie i pewnie przez nie podążającemu. To piosenki, przy których można się wzruszyć, pomyśleć, zastanowić,..., choć nie są to żadne balladki z krainy łagodności. Wilson śpiewa tutaj z wielkim uczuciem. Najczęściej w smutnym tonie. Co akurat należy uznać na plus. Z kolei elektrycznej sekcji gitarowej, towarzyszy kwintet smyczkowy (z udziałem trzech rodzimych niewiast) , dzięki czemu surowość rocka, bliższa bywa nawet klimatom filharmonicznym, które nie są mu przecież obce. Na co dowód stanowi, dołożony dodatkowo do okazjonalnego boxu, koncertowy album z występu w poznańskiej auli, z berlińskimi symfonikami, który wcześniej był rozprowadzany jako osobne wydawnictwo.
Nie mam uczucia obcowania z dziełem niezwykłym, ani też z jakąś szczególnie podniesioną rangą wydarzenia. Jest to po prostu obecny etap twórczości Wilsona, w którym on sam czuje się dobrze, a mnie miło jest jemu towarzyszyć. Dobrze także, że mistrzunio szuka nowych pomysłów i je realizuje, gdyż na dłuższą metę koncerty z piosenkami Genesis przestaną w końcu przyciągać tłumy.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl