piątek, 13 stycznia 2012

Ot, taka anegdotka, wyssana z dawnej pamięci, z płytą KISS "Dynasty" w tle.

Było to najprawdopodobniej jesienią 1979 roku, ewentualnie wczesną zimą roku następnego. W każdym razie na pewno miałem 14 lat, a do tego byłem mega-szczęśliwym posiadaczem Kiss'owskiej płyty "Dynasty". Płyta ta, ukazała się ledwo kilka miesięcy wcześniej na świecie. A w tamtych czasach, to było coś. Nie chciałem się z nią rozstawać, jednak wówczas mało kogo było stać na zbieranie płyt. Prawie każdy fan muzyki, posiadał pewien płytowy kapitał, którym obracał przeważnie na giełdach płytowych. Sprzedaż, kupno, wymiana. Tylko w ten sposób można było poznawać muzykę. No, chyba, że ktoś wolał siedzieć przy radioodbiorniku i czekać , aż jakiś pan redaktor się zlituje i zagra mu coś fajnego w swojej audycji. Jako, że nigdy nie uznawałem, ani nie tolerowałem żadnych kaset , szpul i innego rozciągającego i wciągającego się paskudztwa, musiałem zaopatrzyć się w spryt, czujny nos, itp.... Biegałem po giełdach i co rusz znosiłem do domu nowe płyty, niestety pozbywając się przy okazji innych. Czasem skarby zamieniając na tombak, jak i odwrotnie. A że w młodości byłem cwaniakiem niemałym, to z reguły wychodziłem mocno na plus. Dzięki czemu kolekcja rosła, a repertuar nie tracił na atrakcyjności. Tak więc, będąc tak młodym człowiekiem, jak wówczas, jeśli posiadałem świeżą i atrakcyjną nowość, bez uszczuplenia kieszeni rodziców czy dziadków, to było coś. Sztuka nie lada, z czego bywam dumny, kiedy wspominam tamte czasy, wraz z innymi pasjonatami muzyki i zbieraczami płyt. A raczej, kolekcjonerami. Ładniej brzmi.
W moim starym bloku (10-cio piętrowy wieżowiec),  miałem na parterze kolegę Leszka (na którym to parterze i ja mieszkałem). On mieszkał pod "piątką", a ja pod "dziewiątką". Naszym znakiem rozpoznawczym było to, że kiedy pragnąłem go odwiedzić, to rozpędzałem się od swojego mieszkania, czyli od "dziewiątki", tak do numeru "siedem", a później już tylko niosły mnie same laczki, niczym narty, by pod "piątką" ostro wyhamować, po czym dusiłem na dzwonek, a Leszek od razu otwierał drzwi. I pomimo, iż ten zabieg stosowałem przez lat ileś.... , to nigdy nikt mi nie zwrócił uwagi. Bo to były takie czasy, w których nie było aż tylu alergików na wszystko. Leszek był moim dobrym kumplem, z którym najlepiej w tamtych czasach, dogadywałem się na tematy muzyki. Bywało także, ze jego mama częstowała mnie obiadami, co z uwagi na moje łakomstwo, pewnie ostro ją biło po kieszeni. On dużo nagrywał z radia, i to dzięki niemu usłyszałem o takich zespołach, jak Led Zeppelin, Black Sabbath, że nigdy nie zapomnę pierwszego u niego przesłuchania świeżo co nagranej (i absolutnie wówczas nowiuśkiej) płyty "Highway To Hell", AC/DC. To dopiero były maty!
Obu nam, właśnie w tym czasie, bardzo podobała się także płyta "Dynasty", KISS'ów, którą udało mi się zdobyć na jednej z Wawrzynkowych giełd. Pomimo, iż album ten był ledwie kilkumiesięczną nowością, egzemplarz nabyty, był już mocno wysłużony. Poprzedni właściciel musiał tej płyty słuchać na okrągło, jeść wraz z nią, chodzić z nią do łóżka, itd... Oczywiście, z perspektywy lat, rozumiem go. Sam także nie mogłem uwolnić się od tej muzyki, i także zarżnąłem ten egzemplarz na maksa. Cóż, w tamtym czasie, posiadałem w domu tak fatalnej jakości gramofon, że wolę nawet o nim tutaj nie wspominać. Była to typowa orka. Igła z każdym przesłuchaniem, niczym dłuto, skrobała rowki w płycie. Nawet, gdy się o płytę dbało (jak ja), to i tak po kilkunastu przesłuchaniach, każdy wokalista miał głos bardziej zdarty od Roda Stewarta i Bonnie Tyler, razem wziętych.
Wracając do albumu "Dynasty". Zarówno Leszek, jak i ja, uwielbialiśmy wszystkich 9 kompozycji. Taką płytą dookoła chwaliłem się nie tylko ja sam,. ale także Leszek każdemu kumplowi imponował, że zna kogoś kto ma "Dynastię". A dodam tylko, że była ona marzeniem prawie każdego. Nawet sympatyków disco, gdyż numery typu "I Was Made For Lovin' You" czy "Charisma", najnormalniej w swiecie biegały po dyskotekach, i świetnie mieszały się z repertuarem Donny Summer, Bee Gees, Amandy Lear, Santy Esmeraldy czy Belle Epoque.
Pewnego dnia, Leszek zapytał mnie, czy nie chciałbym tej płyty sprzedać, bo trafił się właśnie napalony kupiec, tylko musimy do niego podjechać kilka przystanków tramwajem, ponieważ gość ten mieszka na osiedlu domków jednorodzinnych. A to oznaczało, że ma forsę i na pewno go stać! Kupcem miał niby okazać się starszy brat Leszka kolegi, z jego szkoły. Zajeżdżamy na miejsce, domofon brzęczy (wówczas domofon to było coś!), uchylamy furtkę, wchodzimy do środka. W domu tymże, przepych i bogactwo. Myślę, no, to zaraz mam forsę i na najbliższej giełdzie kupię sobie to, a może tamto... Ów klient podał nam coś do picia, pokazał kilka swoich płyt, po czym dodał: "musimy poczekać, bo po tych Kiss'ów zaraz przyjedzie mój znajomy, gdyż to on ma ją w sumie kupić, nie ja". Chwilę później dorzucił jeszcze zapytanie: "wiecie co, to może zanim on przyjedzie, to ja sobie szybko tę płytę jeszcze przegram?". Nie wyczuwając cwaniactwa i podstępu odrzekłem: "jasne, proszę". Chłopak szybko podłączył sprzęt, raz dwa płytę przegrał, po czym odczekał dla przyzwoitości pół godzinki,"zmartwił się", że ów klient po Kiss'ów nie przyjechał, przeprosił i powiedział, że musi teraz wyjść, no i w ogóle, trudno, stało się... Człowiek młody i durny, od razu nie zaskoczył, że z niego  szczwana bestia i dopiero w powrotnym tramwaju, doszliśmy z Leszkiem do wniosku, że była to dobrze ukartowana akcja, dzięki której gość nie ruszając dupska z domu, przegrał sobie najnowszą płytę Kiss'ów. Upłynęło wiele lat, a nasze drogi się skrzyżowały. Przedstawiłem mu się (temu dawnego przegrywaczowi) i przypomniałem. Z uśmiechem na twarzy przyznał, że przez mgłę pamięta ten dzień. W pewnej chwili powiedział nawet coś takiego: "no wiesz, trzeba było sobie jakoś radzić". Dzisiaj ten gość prowadzi potężne przedsiębiorstwo, zatrudnia ze stu ludzi i nadal słucha muzyki. Co ważne. Kupuje płyty i chodzi na koncerty. A czasem nawet je sponsoruje, dzięki czemu w ramach zadośćuczynienia, na niektórych z nich bywam. Ot, taka historyjka, której puentę pozostawię wam.
Dodam tylko na koniec, że do dzisiaj mam tamtego winyla "Dynasty", bowiem postanowiłem później , że nigdy już się go nie pozbędę. Jako, że nie jest już w najlepszym stanie, to na zdjęciu przedstawiam jego odpowiednika z CD. Chyba, że mnie mocno przydusicie, to wyciągnę tego analoga z szafy i zrobię fotkę.
P.S. Teraz rozumiecie zapewne, w jaki sposób rodzą się czasem ważne płyty w naszym życiu. Bo choć, niby lepsze są "Destroyer" czy "Love Gun", to dla mnie bezkonkurencyjna była i zawsze będzie "Dynastia". Koniec kropka!



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl