THE KOOKS - "Junk Of The Heart" - (VIRGIN RECORDS) -
To bardzo pogodna i lekka muzyka. Pomimo, iż w sumie rockowa. A nawet ponoć alternatywna. Przynajmniej do takiego worka wrzuca się Wyspiarzy z The Kooks. A według mnie, to po prostu kopalnia chwytliwych piosenek, pomysłowo i efektownie opracowanych. Z prostymi zwrotkami i refrenami idealnymi do stadionowego śpiewania. "Junk Of The Heart" jest trzecią płytą w ich szczupłej dyskografii, ale mają się ci młodzi dżentelmeni czym pochwalić, otóż za pierwszy "Inside In / Inside Out" sprzed 5 lat, zgarnęli multiplatynę, a za następny i także niezły "Konk" z 2008 roku, podwójne złoto. Jak los obdaruje dzieło najnowsze, wciąż pozostaje to jeszcze tajemnicą, aczkolwiek notowania na listach przebojów mocno ustępują wynikom dwóch poprzedniczek. Listy przebojów absolutnie nie są wskaźnikiem artystycznej wartości, bowiem gdyby się nimi sugerować, to na naszych półkach płytowych nie stałoby wiele arcydzieł. Nie twierdzę, że "Junk Of The Heart" jest dziełem jakimś szczególnie niezwykłym. Wręcz przeciwnie. Takich piosenek na Wyspach powstają tuziny każdego roku, lecz jednak tylko niektórzy wykonawcy tworzą je przekonująco. The Kooks to właśnie taki zespół. Zupełnie inny od Coldplay, Travis czy Keane, ale jednak z tej samej rodziny.
"Junk Of The Heart" jest płytą bardzo krótką. To zaledwie 36 minut muzyki na 12 kompozycji w niej zawartych. Średnią czasu łatwo obliczyć. Każda z nich zamyka się w maksymalnym antenowym czasie radiowym. I o to chyba Kooksom chodzi. Aby ich piosenki grało radio. Do tego nawet w całości. Przy okazji dodać należy, że ich piosenki są melodyjne aż do bólu, a nazywając je rockowymi, musimy uważać z kim rozmawiamy, gdyż po rozmowie z ortodoksyjnymi fanami prawdziwego rocka, potrzebna może być wizyta u stomatologa. Mimo to zaryzykuję twierdzeniem, że to dobra płyta, a nawet chwilami bardzo dobra. Najlżejsza i najsłodsza ze wszystkich dotychczasowych, ale głuchym musiałbym być, by nie dostrzec witalności i uroku takich melodii jak np. w "Junk Of The Heart (Happy)" (mój kandydat do przeboju roku), "Mr.Nice Guy" (mój drugi faworyt) czy ładniutkich "Rosie" oraz króciutkiej smyczkowej balladzie "Time Above The Earth". Siłą przebojowości jawią się tutaj jeszcze "Is It Me" oraz "Killing Me". Niestety nie zabrakło także i kilku koszmarków, jak oparty na nudnym akustyczno-gitarowym podkładzie "F**k The World Off" oraz jeszcze gorszy "Runaway", któremu do dub-reggae niewiele brakuje. No i ten okrobny bełkotliwy refren. Kto to wpuścił do studia? Jeśli te małe zgrzyty wytniemy z tej krótkiej płyty, to pozostanie nam już w ogóle krócizna, ale przynajmniej bardzo fajna.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00
nawiedzonestudio.boo.pl