poniedziałek, 19 września 2011

CHRIS DE BURGH - relacje z koncertów od naszego Słuchacza Kuby Sikorskiego

Nasz Słuchacz Kuba Sikorski miał okazje podziwiać występy Chrisa De Burgha. Otrzymałem od niego pokaźnego maila, w którym podzielił się ze mną swoimi odczuciami. Zapytałem Kubę, czy zezwoli mi na opublikowanie tegoż maila na "blogu nawiedzonego". Zgodę otrzymałem, tak więc w nieskazitelnej formie oto i on:


"Warszawa 13 września 2011 Sala Kongresowa. Za chwilę ma się zacząć
koncert dla mnie magiczny. Magiczny bo ostatnia płyta tego Artysty
wywarła na mnie tak wielkie wrażenie, że nie mogłem się od niej oderwać
 przez kilka miesięcy.
 Zawsze go lubiłem ale ta płyta jest dla mnie po prostu wyjątkowa.
 Jest w niej wszystko co powinna mieć tzw.: dobra płyta: a więc ładunek
 emocji (i to jaki!,klimaty wesołe przenikają się ze smutnymi, nostalgiczne
 ze skocznymi,prawie tanecznymi). Ale do rzeczy: Na początku wydawało mi
 się, że publiczność raczej nie w moim klimacie, ludzie w
marynarkach, kobiety w sukniach, średnia wieku chyba 50 lat,
 mega-fryzury, suknie jak na weselu - myślę sobie raczej średnio, no ale
 cóż - ja tu się przyjechałem pobawić. Bylem tez na Chrisie w marcu tego
 roku w Berlinie i tam Niemcy - hmm,no cóż bawią się ale jakoś tak
"grzecznie", - bez jaj. No ale zobaczymy.
 Światła zgasły ,"poszły" pierwsze dźwięki z Moonfleet z narracją - w
końcu zrobiło się magicznie.
Chris wyszedł na scenę i zaczęli grać... "Last night I saw It There,
 shining in the dark again..." Na początku pierwsze 2 piosenki z
Moonfleet,potem klasyki przeplatane z Moonfleet, którą to płytę zagrali
praktycznie w całości,może bez kilku utworów. No i nagle:
Space man came travelling, a zaraz potem Spanish Train !
 - ta kompozycja mnie po prostu hipnotyzuje...Dla mnie to coś niezwykłego.
 Później znów utwory z Moonfleet itd. Chris na scenie czuje się jak
 ryba w wodzie, rozdaje uśmiechy, żartuje, między utworami zawsze powie
coś fajnego na temat płyty i nie tylko.
Wystrój sceny nawiązywał oczywiście do Klimatów z Moonfleet:
 liny okrętowe, beczki,sieci rybackie, no i oczywiście zespół Chrisa ubrany
 był niczym średniowieczni marynarze. Wszystko komponowało się w jedną
oryginalną całość. Gdzieś w połowie zabrzmiały dźwięki Lady in Red ,a Chris
 "jak zwykle" (pisze tak bo widziałem kilka koncertów na DVD) wyszedł
między publiczność aby obściskać żeńską część publiki. No i tu muszę
powiedzieć ze cała sala - absolutnie cała stała, klaskała i
 świetnie się bawiła - znacznie lepiej niż w Berlinie. Jednak ta polska
 publiczność...
 Dalej poleciały Afrika, Say Goodbye To It All, Ferryman, no i oczywiście
 High on Emotion, przy których byliśmy już pod samą sceną! Chris pod koniec
 koncertu powiedział ze nigdzie nie było na tej trasie tyle kobiet ubranych
w czerwone suknie i ze energia jaką mu dała publiczność jest
niespotykana - widać było ze to również dla niego wyjątkowy koncert.
 I specjalnie - wyjątkowo dla polskiej publiczności zagrali ponownie
 Lady in Red. Jako prezent. A nie było tego w setliście bo widziałem
 ją jako ściągę basisty przyklejoną do podłogi.

I ponownie Chris wyszedł w tłum! Tym razem mojej żonie i naszej znajomej
 udało się go uściskać - ja niestety miałem mniej szczęścia bo obrócił
się do mnie tyłem :-( mogłem go więc "tylko" klepnąć po ramieniu.
Na koniec jeszcze Go Where Your Heart Believes i koniec.
Koncert rewelacyjny, Chris w świetnej formie, skacze, żartuje,
 zachowuje się tak jakby każdego z publiczności znał od lat, żadnej bufonady,
sztywności. Jako podsumowanie napiszę ze Chris ma wydać nowy album
Footsteps 2 - 14 października, a w 2012 ma być kolejna trasa!
(kiedy on wypoczywa?) Na pewno wybiorę się na koncert jeśli będzie
 gdzieś w okolicach. Z koncertu berlińskiego wróciłem z koszulką a
z W-wy ze specjalnym wydaniem CD Moonfleet z książką która zainspirowała
Chrisa do nagrania tego albumu.

28 marca 2011 - Berlin - Max Schmelling-Halle. Zaczęło się oczywiście
 od introdukcji do Moonfleet, o dziwo przy włączonych światłach i
opuszczonej kurtynie. Było to trochę dziwne, bo większość niemieckiej
publiki (niestety!) żarła jakieś chipsy, piła colę i gadała co
kompletnie nie pozwalało wczuć się w klimat. Ale na szczęście wkrótce
 światła zgasły i Mistrz i jego zespół, zaczął grać początkowe utwory
 z Moonfleet. Potem Chris się przywitał z publicznością i zapowiedział
następne utwory z Moonfleet oraz klasyki. Wkrótce usłyszeliśmy m.in.
Missing You. Chris raz na jakiś czas rozmawiał z publicznością,
 żartował, zachęcając do kupna jego nowej płyty, jeśli ktoś jeszcze
jej nie miał. Niestety klimat zepsuła trochę ok 20m przerwa w koncercie,
 ale zaraz po niej "posypał" się ciąg dalszy utworów z Moonfleet ,no i
entuzjastycznie przyjęte klasyki jak np.: Lady In Red. W trakcie tego
 utworu Chris pojawił się na środku sali wśród publiczności, przechodząc
między rzędami i ściskając większość płci pięknej obecnej na sali.
 Tego zaszczytu dostąpiła też nasza znajoma Kamila, która dosłownie
rzuciła mu się na szyję :)
Niestety krzesła na których trzeba było siedzieć psuły trochę
całą zabawę, ponieważ nogi same rwały się do tańca. No i niemiecka
 publiczność, mogłaby trochę żwawiej reagować na jego muzykę. Niemcy
 byli po prostu trochę mało spontaniczni,przez większość koncertu
na tyłkach, mimo jakże skocznych utworów Chrisa. Na szczęście, gdy koncert
 zbliżał się do kulminacyjnej części, a atmosfera stawała
się coraz bardziej gorąca, część publiczności łącznie oczywiście z nami,
 podbiegła pod scenę i zaczęła bawić się m.in. przy Don't Pay The Ferryman,
High on Emotion oraz Africa, a także przy nowszych utworach jak np.:
 Everywhere I Go. Pod sam koniec Chris przebiegł wzdłuż sceny ściskając
 ręce wszystkim stojącym pod sceną fankom i zniknął na zapleczu. Zespół
 dokończył dzieła i niestety wszystko się skończyło i zapaliły się białe
 światła. Był to z pewnością wyjątkowy koncert."

Pozdrawiam pop-rockowo tym razem
Kuba Sikorski.