środa, 8 czerwca 2016

KOD - czyli Kurski, Opole a Demokracja

Na Facebooku padło zapytanie: "czy lubiliście być w szkole prymusami?". No cóż.... nie wiem, nigdy nie byłem. Tylko mój Syn przynosił świadectwa z czerwonym paskiem. Na szczęście w porę się opamiętał. Dzisiaj jak na porządnego żaka przystało, ciągnie studyjny znój, nie tracąc przy tym życiowych uciech, ni przyjaciół. W moich młodzieńczych latach kujonem (lub jak kto woli; prymusem) bywało się jedynie, gdy byłeś nielubiany (za przykład niech posłuży sylwetka ministra Ziobro), bądź fatalnie grałeś w nogę (tutaj sylwetka się nie zmienia).
Kilka osób zapytało o moje wrażenia z Opola. Nie oglądałem, choć żałuję, bo ponoć było pikantnie. Kuba Sienkiewicz wydymał TV rządową i na przedfestiwalowej próbie wykonał piosenkę "Kiler" w tradycyjnej wersji, by w ostateczności wydłużyć dziełko o kompromitującą dla władzy zwrotkę. Jeszcze trochę, a Jacek Kurski zaprzestanie nadawania na żywo czegokolwiek. Bo nie wiadomo jeszcze co niebawem zasunie na Światowych Dniach Młodzieży bardzo przyzwoity papież Franciszek. Podobno niespecjalnie właśnie z tego powodu lubiany przez większość polskich koloratek. Ale o tym jestem przekonany, że dobrze już poinformowano pana Dudę - prezydenta wszystkich biskupów.
Wracając do festiwalu.... Dostało się Jackowi Kurskiemu od opolskiej widowni. "W wielu krajach aplauz wyraża się poprzez gwizdy" - zarzucił skompromitowany ze sceny. Sugerując, że na festiwalu polskiej piosenki musiało zasiąść sporo cudzoziemców, zachwycających się inaczej  Być może w takim razie są też kraje, w których rzuca się z widowni śmierdzącymi jajami. Jeśli tak, to szkoda, że tego dnia w opolskim amfiteatrze nie zasiedli przedstawiciele wszystkich możliwych nacji.



Andrzej Masłowski