poniedziałek, 27 czerwca 2016

everybody loves somebody

Nerwowo było w sobotę. Wciąż powracam do meczu. Jestem na starość przesądny. Nic nie mam przeciwko Dariuszowi Szpakowskiemu, naprawdę, ale.... W młodości uważałem go nawet za wzór komentatorski. Niestety w ostatnich latach jego głos kojarzył mi się z reguły tylko z nieszczęśliwymi meczami. Nic, tylko porażki, porażki, nic niedające remisy, itd.... I tutaj na chwilkę postawmy kropkę. Jak już Państwu wcześniej pisałem, wykupiłem pełen pakiet Polsatu Sport 2 i 3, tak by nie stracić niczego. A oprócz tego, ów pakiet zagwarantował miesiąc oglądania telewizji bez reklam. No i z głosami komentatorów kojarzących się z szansą na odniesienie sukcesu (Mateusz Borek, Tomasz Włodarczyk, Cezary Kowalski - vide Cezary z pazurem,....).
Sobotnia potyczka Polaków ze Szwajcarami miała trzy etapy. Podstawowy mecz obejrzeliśmy u Petera w Baranowie, skąd mieliśmy zaraz po jego zakończeniu wyruszyć na Davida Gilmoura do Wrocławia. Niestety dogrywka skomplikowała nieco, przez co pierwszą jej część wysłuchaliśmy w samochodowym radyjku na "Jedynce" - z komentarzem Andrzeja Janisza. Bo usunięty Tomasz Zimoch zagrzewa teraz do boju w TVN-owskiej "Strefie kibica". Na drugą zaś część dogrywki i późniejsze karne dotarliśmy już do Psemcia, który nie wiedzieć dlaczego oglądał mecz właśnie z komentarzem red.Szpakowskiego. Pomyślałem; przegramy. "Psemcio, gdzie masz pilota, zmieniamy na Polsat, bo przegramy" - rzekłem. Nikt nie zaprotestował. Chłopacy zaufali, a później skakaliśmy razem po sufit. Choć na to nie było zbyt wiele czasu, auto rozgrzane i słońcem nagrzane, nerwowo oczekiwało na wymarsz z niemałej Psemciowej posesji.
Przepraszam Panie Dariuszu, ale przesądny coś jestem na starość, a gdy Pan (choć naprawdę Pana lubię!) nie komentuje, to szczęśliwie wygrywamy. No i co z tego, że po wielkich bólach. Bo powiedzmy sobie szczerze: jakiejś elastyczności i wirtuozerii nie starcza naszym na długo. O ile z północnymi Irlandczykami było jako tako, to już z Niemcami szło jak wchodzenie z dwoma zgrzewkami Pepsi na czwarte piętro. Z Ukrainą wygraliśmy dzięki proporcjom: troszkę umiejętności + dużo szczęścia. Ze Szwajcarami szczęście sprzyjało jeszcze mocniej. Strach pomyśleć, co będzie jeśli w jeszcze dramatyczniejszych okolicznościach ogramy Portugalczyków. Wszak mamy skłonności do egzaltowania się narodem wybranym. Na szczęście dla równowagi ponoć teraz siatkarzom nie idzie.
Włodzimierz Lubański powiedział o Robercie Lewandowskim, że ten powinien wypocić niemoc. A mnie się u Roberta nie podoba jedynie symulanctwo, do którego nasz piłkarski futbolista miewa skłonności. Nie czepiałbym się, że nie strzela. Niech nie strzela, niech strzelają inni - byle do przodu. Kuba Błaszczykowski daje czadu. Brawo! Zawsze lubiłem tego piłkarza. To takie moje oczko w głowie. I Tomka Ziółkowskiego (mojego Szanownego konsoleciarza) także. Ten facet, nawet gdy nie jest formie, potrafi stanąć na wysokości zadania. Wracając do Lewego.... trochę wścieka mnie wymaganie od niego wszystkiego. Oglądam Bundesligę, a i doskonale znam nasze reprezentacyjne możliwości, zatem, gdyby Lewy nie musiał tyrać w pomocy za trzech, to miałby już tych goli ho ho ho. Niestety rolą Lewego w kadrze Nawałki jest stwarzanie sytuacji mniej poradnym kolegom, podczas gdy w Bayernie wszystkie piłki precyzyjnie serwuje się właśnie na niego. Gdzie rolą Roberta jest jedynie bycie egzekutorem, ponieważ na jego sukces w dużej części chapią inni. Tak więc, dajmy mu wreszcie spokój, a doceńmy wielką robotą, jaką wykonuje. Za każdym razem biorąc na swoje barki trzech/czterech przeciwników. To tak, jakbyśmy zawsze grali w liczebnej przewadze. Sądzę, że gdyby nie jego umiejętności, nie bylibyśmy w aktualnej fazie turnieju.
Piosenka na dziś: Dean Martin "Everybody Loves Somebody". Niesamowity głos miał ten
aktor/piosenkarz. Uwielbiam takie "gangsterskie" śpiewanie spod znaku Andy'ego Williamsa, Binga Crosby'ego, Matta Monroe czy Franka Sinatry. Dlatego pozwoliłem sobie na określenie "gangsterskie", ponieważ tego ostatniego pana uwielbiał nawet sam Al Capone, który to jak legenda głosi, miał się dobrze w porachunkach biznesowych z naszym śpiewającym bohaterem. Dean Martin, to jeden z "tych" niesamowitych głosów, a dla tamtejszych dziewczyn, dodatkowo jeszcze obiekt westchnień.
Wszyscy znają "Everybody Loves Somebody", i niemal tyluż samo tę piosenkę uwielbia. Należę i ja do tego grona. A, że nie pogram sobie takowej muzyczki w Nawiedzonym Studio, to przynajmniej tutaj...
Piosenka z 1964 roku. Nie było mnie na świecie, za to była już moja Siostrzyczka, lecz i ona była jeszcze berbeciowym gamoniem. Dean Martin śpiewa: każdy znajdzie swoją miłość, nie wiadomo tylko kiedy i gdzie, jednak to właśnie twoja miłość sprawiła, że warto było czekać. Niech to będą pokrzepiające słowa dla tych, którzy wciąż szukają, a bywa, że mocno powątpiewają.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"