Nerwowo było w sobotę. Wciąż powracam do meczu. Jestem na starość
przesądny. Nic nie mam przeciwko Dariuszowi Szpakowskiemu, naprawdę,
ale.... W młodości uważałem go nawet za wzór komentatorski. Niestety w
ostatnich latach jego głos kojarzył mi się z reguły tylko z
nieszczęśliwymi meczami. Nic, tylko porażki, porażki, nic niedające remisy, itd.... I tutaj na chwilkę postawmy kropkę. Jak
już Państwu wcześniej pisałem, wykupiłem pełen pakiet Polsatu Sport 2 i
3, tak by nie stracić niczego. A oprócz tego, ów pakiet zagwarantował
miesiąc oglądania telewizji bez reklam. No i z głosami komentatorów
kojarzących się z szansą na odniesienie sukcesu (Mateusz Borek, Tomasz
Włodarczyk, Cezary Kowalski - vide Cezary z pazurem,....).
Sobotnia
potyczka Polaków ze Szwajcarami miała trzy etapy. Podstawowy mecz
obejrzeliśmy u Petera w Baranowie, skąd mieliśmy zaraz po jego
zakończeniu wyruszyć na Davida Gilmoura do Wrocławia. Niestety dogrywka
skomplikowała nieco, przez co pierwszą jej część wysłuchaliśmy w
samochodowym radyjku na "Jedynce" - z komentarzem Andrzeja Janisza. Bo
usunięty Tomasz Zimoch zagrzewa teraz do boju w TVN-owskiej "Strefie
kibica". Na drugą zaś część dogrywki i późniejsze karne dotarliśmy już
do Psemcia, który nie wiedzieć dlaczego oglądał mecz właśnie z
komentarzem red.Szpakowskiego. Pomyślałem; przegramy. "Psemcio, gdzie
masz pilota, zmieniamy na Polsat, bo przegramy" - rzekłem. Nikt nie
zaprotestował. Chłopacy zaufali, a później skakaliśmy razem po sufit.
Choć na to nie było zbyt wiele czasu, auto rozgrzane i słońcem nagrzane,
nerwowo oczekiwało na wymarsz z niemałej Psemciowej posesji.
Przepraszam
Panie Dariuszu, ale przesądny coś jestem na starość, a gdy Pan (choć
naprawdę Pana lubię!) nie komentuje, to szczęśliwie wygrywamy. No i co z
tego, że po wielkich bólach. Bo powiedzmy sobie szczerze: jakiejś
elastyczności i wirtuozerii nie starcza naszym na długo. O ile z
północnymi Irlandczykami było jako tako, to już z Niemcami szło jak
wchodzenie z dwoma zgrzewkami Pepsi na czwarte piętro. Z Ukrainą
wygraliśmy dzięki proporcjom: troszkę umiejętności + dużo szczęścia. Ze
Szwajcarami szczęście sprzyjało jeszcze mocniej. Strach pomyśleć, co
będzie jeśli w jeszcze dramatyczniejszych okolicznościach ogramy
Portugalczyków. Wszak mamy skłonności do egzaltowania się narodem
wybranym. Na szczęście dla równowagi ponoć teraz siatkarzom nie idzie.
Włodzimierz
Lubański powiedział o Robercie Lewandowskim, że ten powinien wypocić
niemoc. A mnie się u Roberta nie podoba jedynie symulanctwo, do którego
nasz piłkarski futbolista miewa skłonności. Nie czepiałbym się, że nie
strzela. Niech nie strzela, niech strzelają inni - byle do przodu. Kuba
Błaszczykowski daje czadu. Brawo! Zawsze lubiłem tego piłkarza. To takie
moje oczko w głowie. I Tomka Ziółkowskiego (mojego Szanownego
konsoleciarza) także. Ten facet, nawet gdy nie jest formie, potrafi
stanąć na wysokości zadania. Wracając do Lewego.... trochę wścieka mnie
wymaganie od niego wszystkiego. Oglądam Bundesligę, a i doskonale znam
nasze reprezentacyjne możliwości, zatem, gdyby Lewy nie musiał tyrać w
pomocy za trzech, to miałby już tych goli ho ho ho. Niestety rolą Lewego
w kadrze Nawałki jest stwarzanie sytuacji mniej poradnym kolegom,
podczas gdy w Bayernie wszystkie piłki precyzyjnie serwuje się właśnie
na niego. Gdzie rolą Roberta jest jedynie bycie egzekutorem, ponieważ na
jego sukces w dużej części chapią inni. Tak więc, dajmy mu wreszcie
spokój, a doceńmy wielką robotą, jaką wykonuje. Za każdym razem biorąc
na swoje barki trzech/czterech przeciwników. To tak, jakbyśmy zawsze
grali w liczebnej przewadze. Sądzę, że gdyby nie jego umiejętności, nie
bylibyśmy w aktualnej fazie turnieju.
Piosenka na dziś: Dean Martin "Everybody Loves Somebody". Niesamowity głos miał ten
aktor/piosenkarz.
Uwielbiam takie "gangsterskie" śpiewanie spod znaku Andy'ego Williamsa,
Binga Crosby'ego, Matta Monroe czy Franka Sinatry. Dlatego pozwoliłem
sobie na określenie "gangsterskie", ponieważ tego ostatniego pana
uwielbiał nawet sam Al Capone, który to jak legenda głosi, miał się
dobrze w porachunkach biznesowych z naszym śpiewającym bohaterem. Dean
Martin, to jeden z "tych" niesamowitych głosów, a dla tamtejszych
dziewczyn, dodatkowo jeszcze obiekt westchnień.
Wszyscy znają
"Everybody Loves Somebody", i niemal tyluż samo tę piosenkę uwielbia.
Należę i ja do tego grona. A, że nie pogram sobie takowej muzyczki w
Nawiedzonym Studio, to przynajmniej tutaj...
Piosenka
z 1964 roku. Nie było mnie na świecie, za to była już moja
Siostrzyczka, lecz i ona była jeszcze berbeciowym gamoniem. Dean Martin śpiewa: każdy znajdzie swoją miłość, nie wiadomo tylko kiedy
i gdzie, jednak to właśnie twoja miłość sprawiła, że warto było czekać.
Niech to będą pokrzepiające słowa dla tych, którzy wciąż szukają, a
bywa, że mocno powątpiewają.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"