Ten sam Piotrek, który okazał się sprawcą dla wczorajszego wydania Nawiedzonego Studia ub.rocznego kompaktu grupy Charlie, przegrał mi także najnowsze dzieło mało znanej niemieckiej formacji Okta Logue. Płyta ukazała się w kwietniu, lecz w Polsce o niej jak dotąd ni widu, ni słychu. No jasne, bo po co się wysilać dystrybutorom, skoro można pójść na łatwiznę i handlować sprawdzonym towarem. Coraz trudniej w tym naszym pięknym kraju upolować ciekawe płyty wschodzących wykonawców. Dopiero, gdy się przebiją, dobrną do statusu gwiazd, to wówczas każdy wydawca przypisuje sobie wielkie zasługi w ich propagowaniu. Szkoda, bo płyta naprawdę piękna i chętnie posłuchałbym jej wspólnie z Państwem w jednym z naszych niedzielno-poniedziałkowych spotkań. Album zwie się "Diamonds And Despairs" i zdecydowanie chętnie go zakupię. Ów Piotrek obiecał go nawet w najbliższych dniach poszukać na niemieckich półkach sklepowych, tak więc kto wie....
Cały czas jestem pod wielkim wrażeniem odkrytego niedawno "komercyjnego" albumu grupy Charlie, pochodzącego z 1983 roku. Słucham go bez przerwy, a i jednym okiem poszukuję kompaktu, ponieważ już drżę, by zbyt szybko nie zamęczyć upolowanego winyla. Jak się okazuje; grupa w tamtym okresie proponowała moją ukochaną muzykę, a przez całe życie kojarzyłem ich z hard-prog-rockowej twórczości, często bliskiej stylistyce Wishbone Ash. Okazuje się, że całkiem niezły wokalista Terry Thomas (w tym gitarzysta i główny kompozytor grupy), gdy odsunął się na moment od mikrofonu i dał pośpiewać nowemu (chwilowemu niestety) nabytkowi Terremu Slesserowi (ex-Back Street Crawler - grupy Paula Kossofa), to wyszła z tego płyta jak z nut. Cóż za witalna atmosfera całości. Kapitalne melodie - zręczne zwrotki, szumne refreny.... Rewelacja! Gdy się coś takiego odkryje, to niewiele później innych dań smakuje. Dlatego słuchana od soboty ostatnia płyta tej grupy, pt. "Elysium", kompletnie nie robi wrażenia.
Tym bardziej, że powróciwszy do śpiewania Terry Thomas, słabo już dzisiaj ciągnie gardłem, a i samym piosenkom brakuje dawnego czaru. No i słychać, że album spleciono w mało profesjonalnych warunkach. Ach, te dzisiejsze domowo-komputerowe studia nagraniowe. Tanio, wygodnie, lecz niekoniecznie fajnie. Proszę porównać choćby produkcje z 1985 r. "Brothers In Arms" Dire Straitsów lub z tego samego roku solowego debiutu Stinga "The Dream Of The Blue Turtles", a jakąkolwiek współczesną płytę zmajstrowaną w domowym zaciszu i nadaną mailowo do zmiksowania na drugi kraniec świata - przepaść. W tamtych latach wyobrażałem sobie, że w XXI wieku muzyka będzie przeładowana produkcyjnie, a tymczasem w wielu przypadkach ta zajeżdża zwykłą amatorszczyzną. Choć można znaleźć i pozytywy, iż obecnie wszystko to, co chałupnicze, wydaje się bliższe natury. Hmmm....
Zmieniając temat.... Przed południem przechodziłem obok poznańskich Krzyży Czerwca 1956. Była tam jakaś patriotyczna akademia z kilku szkół podstawowych, gdzie w towarzystwie Pana Prezydenta Jaśkowiaka mówiono o krwi przelanej.... Za dwadzieścia dni 60-rocznica, więc domyślam się, iż to właśnie z tego powodu. Pomyślałem o patriotyzmie, albowiem wzruszają mnie często tego typu obchody, nawet jeśli niektórzy ich uczestnicy, tylko przymusowo odbębniają podczas nich pańszczyznę. Mam jednak nadzieję, że z tamtych młodych ludzi wyrosną rasowi patrioci, niemający niczego wspólnego z łysymi karkami w narodowościowych bluzach okrytych kapturem, a których to można czasem podejrzeć na przeróżnych zacnych obchodach, o których tamci łysi idioci i tak nie mają bladego pojęcia. Niestety w większości dla takowych prężnie rozwija się w ostatnim czasie narodowościowy handel. Jak grzyby po deszczu wyrastają w każdym mieście sklepy oferujące symbole narodowe - bluzy, buty, t-shirty, a nawet majty. Są z tego dobre pieniądze, jednak tworzące się dzięki temu ultraprawicowe grupy mają z prawdziwym patriotyzmem tyle wspólnego, co łyse dłubiące w nosie karczysko z jakimkolwiek wytwornym rautem. Sprzyjanie i przymykanie oka na to powszechne zjawisko, prędzej czy później zaowocuje niemałą ilością dramatów czy tragedii. Dzisiejsza władza puszcza oko do tego homofobiczno-ksenofobicznego elementu.
Piosenka na dziś: Blind Ego "Blackened". Wczoraj wspólnie jej posłuchaliśmy, tak więc nie muszę porać się ze szczegółowym opisywaniem. Przebojowy fragment dość ambitnej płyty "Liquid", która do sprzedaży trafi dopiero wczesną jesienią. Musi to być kawał dobrej muzyki, skoro mojemu Szanownemu realizatorowi Tomkowi, też się bardzo podobało. Jedyny zarzut jaki mam, to do samego wydawcy, który się nawet nie pofatygował, by na opakowaniu przedstawić muzyków. I co z tego, że sama muzyka najważniejsza, ja jednak lubię wiedzieć kto, i na czym, ....
Dowodzącym Blind Ego jest gitarzysta Karlheinz Wallner - znany szerszej widowni jako muzyk progresywnej i często mocno Pinkfloydującej grupy RPWL. Grupy, która nas lubi, przez co upatruję sporą szansę ujrzenia Blind Ego niebawem w Poznaniu. Trzymajmy kciuki.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"