piątek, 28 stycznia 2011

Po wizycie u fryzjera, o pardon!...fryzjerki

To miłe, gdy wchodzi się do saloniku fryzjerskiego, a Pani pamięta kiedy byłem po raz ostatni u niej na fotelu. Po grzecznościowym dzień dobry, otrzymuję z ust wszystkich 4 pracowników saloniku to samo, a na dodatek jeszcze od dwóch klientów, właśnie obsługiwanych. Siadam, a Pani po 5 miesiącach już wie, jak ja lubię. Że uszka odkryte, że bałaganik na głowie, byleby po umyciu po grzebień nie sięgać, itd... Ale Pani także wie, jakich to poprawek na własnej głowie dokonałem sam przez ten szmat czasu mego niebytu u niej: "aaaa! tutaj pan sobie podciął z lewej strony" , dodając po chwili: "i grzyweczkę nierówno pan sobie przyciął". Na nic moje tłumaczenia, że brak czasu, że to, że tamto. Koleżanka Pani mnie strzygącej już siorbie ze śmiechu. Po chwili śmiejemy się wszyscy, ale wewnątrz tego śmiechu jest mi głupio i wstyd. Bo jak taka zarośnięta małpa wyglądałem. Zaoszczędziłem może 14-16 zł, a śmiechu innych się na sobie dorobiłem. Ale co tam, przecież to w końcu, nie pierwszy raz!  Pewnie i nie ostatni. Zawsze idę, gdy już dłużej funkcjonować się nie da. Tak samo jest z lekarzem, z urzędem, czy z jakimkolwiek innym przymusem, nawet gdyby niechcący był on przymusem przyjemnym, bo akurat wizyta u fryzjerki do niemiłych przesz nie należy. Człowiek wszak przymusu nie lubi, i przeważnie pójdzie swoją drogą. Najczęściej inną. Za tzw. moich czasów ambicją było wykręcenie się z wojska i służenie dla socjalistycznej ojczyzny. Dzisiaj już dla ojczyzny wolnej, służenie w wojsku jak najbardziej tak, bo za pieniądze, ale beze mnie, zawsze i bez względu na okoliczności.  Niech służą tylko ci co chcą, ale niech nie płaczą matki i żony, gdy ich ukochany z Afganistanu nie powróci. Bo żona myślała, że mąż pojedzie, zarobi, duużo zarobi, a później kupi to, tamto i będą żyć lepiej od tego ,który do fabryki każdego ranka biega, za marne tysiąc pięćset. Nie ma nic za darmo. Może ci się uda i spełnisz sen o lepszym życiu. Lecz, jeśli się nie uda, nie płacz, nie miej pretensji, bo twoja pazerność wysłała chłopa na front zupełnie nam niepotrzebny. Ja wolę chodzić do fryzjera za 14 zł, ale jeśli damulka musi ugrzewać dupsko przy kawce u fryzjerki i napompować sobie włosy za złotych 200, to cóż..., bo niejeden  facet pantoflarz przecież zrobi wszystko, byleby go tylko damulka z małżeńskiego łoża nie wykopała. A damulce rozum do głowy wskoczy dopiero, gdy samej przyjdzie upaść na bruk i samej zarobić na bycie piękną, ale już nie za 200 zł, bo takiego poświęcenia sama na siebie nie zarzuci.

Powyższy tekst ma wymiar osobisty, choć bezpośrednio mnie i mojej rodziny nie dotyczy - na szczęście.
Wszelkie próby dopytywania się, o co chodzi..., spełzną na niczym - tak na marginesie.