Jak wielki i nieogarnięty jest świat muzyki, przekonałem się choćby w ubiegłą niedzielę, przychodząc do radia tradycyjnie ok. godz. 21.40. Moją uwagę odwracało wszystko co się da, tzn. Witek, z którym ucięliśmy sobie pogawędkę, a to słówko z Agnieszką, a to z Krzyśkiem Ranusem, nawet z Maćkiem Bobykiem, który akurat wykończony odpoczywał na kanapie w sąsiednim pomieszczeniu, ...Jednak muzyka ,dobiegająca z mocno przyciszonych głośników, nie dawała mi spokoju, ale nie pytałem Krzyśka, co to. Pomyślałem, zapewne jeden fajny utwór i tyle. I to jeszcze na zasadzie, że mi się wydaje. Lecz Krzysztof coś tam zagadał na antenie i nastawił kolejny fragment płyty. Nooo, to już nie przelewki! Wszedłem do studia i poprosiłem Krzyśka o okładkę tejże płyty, zapisując od razu na kartce jej wykonawcę i tytuł. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy. Kopnęło mnie i to mocno. Nie tylko mnie, także pewną damę, słuchaczkę programu "Blues Ranus", z którą w poniedziałkowe popołudnie wspólnie zachwycaliśmy się nad wynalazkiem Krzyśka. Zresztą sam autor programu powiedział mi, że ta płyta wpadła mu przed laty w ręce raczej przypadkowo, polubił ją i właśnie w tę minioną niedzielę przyszła mu ochota na jej zagranie na falach 98,6 FM.
Sprawcą tego całego zamieszania jest artysta TINSLEY ELLIS, biały rock-bluesman. Taki typowo amerykański i z polotem oraz radością grający muzyk, czyli to co uwielbiam, a co zawsze nie kojarzyło mi się z gustem Krzyśka, który przeważnie rozkoszuje się klasyką rocka (którą w pełni podzielam!) ,ale i także często czarnymi bluesmanami, którzy grają moim zdaniem schematycznie, kwadratowo i na jedno kopyto, choć mimo wszystko posiadają wielkie nazwiska, a i ich krytykowanie nie należy do najwłaściwszych rytuałów. To niedzielne wydarzenie zmienia w moich oczach obraz Krzyśka, który choć drogocenną postacią jest, to w moich uszach jego gust z rzadka przychylności zaznawał.
Zapiszcie sobie TINSLEY ELLIS "Storm Warning", to jest ta płyta, którą wielu z nas poznało (a raczej zasmakowało) dzięki największemu propagatorowi bluesa w naszym mieście, i nie tylko...
Nawiedzony nie czekał długo, poruszył niebo i ziemię i już dzięki Rafałowi z Rokietnicy, płyta jedzie do mnie z Wielkiej Brytanii. Ale to nie wszystko! Jedzie w innej paczce także inny tytuł Tinsleya Ellisa. Nie mogę się doczekać. Jeśli obie płyty będą tak dobre jak te dwa utwory zaprezentowane w ub. niedzielę w "Blues Ranus", to macie i u mnie takie granie w Nawiedzonym Studio. Także, Wam obiecuję, a Krzyśkowi składam dzięki za taaaką muzykę, natchnienie i inspirację w jednym!