środa, 6 kwietnia 2011

WHITESNAKE - "Forevermore" - (2011) -

 WHITESNAKE - "Forevermore" - (CYNJAS LLC / FRONTIERS) -



Często słyszę, że David Coverdale stracił głos, albo że nie potrafi już tak naciągać gardła jak dawniej. A kto potrafi w tym wieku? - od tego zacznijmy! Tak swoją drogą, facet ma 62 lata. Przeciętny Polak szykuje się do emerytury, a później działeczka, kościółek i zakupy w Castoramie. A David biega po scenie jak młodziak na WF-ie i śpiewa tylko nieco delikatniej, niż trzydzieści lat temu , jak na albumach "Ready An' Willing" (1980) czy "Come An' Get It" (1981). Owszem, na pewno nie jest wszystko idealnie. Dobrze wiemy, że na płycie dopieszczone jest brzmienie, głos Coverdale i co nie tylko. A i kompozycyjnie, choć nieźle, także nie jest tak wspaniale jak bywało to w przeszłości, czyli na wspomnianych powyżej albumach, czy na bestsellerowym "1987" (1987),  bądź jego udanym kontynuatorze "Slip Of The Tongue" (1989). Ale i tak nie jest źle.
Album "Forevermore" posiada wyważone proporcje pomiędzy kompozycjami czadowymi a balladami. Czyli zgodnie z zasadą dzieł wcześniejszych płyta musi rozpocząć się mocnym akcentem, i tak zresztą jest. Mocny i atakujący nas zewsząd gitarowymi bluesowo-metalowymi zagrywkami "Steal Your Heart Away", a do tego jeszcze rozkrzyczany Coverdale. Smakowicie. Po nim spada na nas gitarowa torpeda, z także drący się Coverdale, który uspokaja nastrój jedynie we wstawkach bluesujących ("All Out Of Luck"). Ale nie ma zmiłuj, trzeci numer "Love Will Set You Free" i ponownie czad! Z tym, że już taki bardziej przebojowy, z  melodyjniutkim refrenem. Pomimo iż to utwór singlowy, nie wyobrażam sobie, by rozgłośnie radiowe go promowały. Płeć piękna uraduje się dopiero przy czwartym nagraniu "Easier Said Than Done", bo to ładna ballada, zupełnie jakby wyjęta z płyt okresu lat 80-tych. Choć nie taka słodziutka jak "Is This Love". Kolejne dwa nagrania "Tell Me How" oraz "I Need You (Shine A Light)" należą do grupy hard-rockowych, ale nie wyróżniają się niczym specjalnym, tak samo jak zupełnie obojętnie otarła się o moje uszy nieco ogniskowo-harcerska ballada "One Of These Days". Takie rzeczy tysiąc razy lepiej grali Smokie w latach 70-tych. Serio. Za to po nim następuje chwytliwy "Love & Treat Me Right", posiadający znamiona hardrockowego hitu. Ale to jednak "Dogs In The Street" przywołuje szczery uśmiech na twarzy fana, swą dawną "białowężową" magią. Tym bardziej, że melodia i gitary przywołują na myśl kompozycję "Bad Boys", z kapitalnej płyty "1987". Dziesiąty "Fare Thee Well" to taka countrowo-metalowa ballada, w której David śpiewa zachrypniętym i nieco zmęczonym głosem, choć paradoksalnie fajnie to wychodzi. Kolejne dwa utwory "Whipping Boy Blues" oraz "My Evil Ways" powinny przypaść do gustu sympatykom Led Zeppelin. Niezłe, ale daleko im do Wielkiej Londyńskiej Czwórki. Za to ponad siedmio-minutowa ballada finałowa i zarazem tytułowa, to skarb tej wielkości co "Sailing Ships" czy "Looking For Love".
W sumie, dobra płyta, nawet chyba nieznacznie lepsza od poprzedniej "Good To Be Bad" (2008), ale daleka do doskonałości. Słuchając jej nie wolno stosować porównań do dalekiej przeszłości, gdyż ta przegra z nią na całej linii.
Dodam jeszcze na koniec, że personalnie nastąpiły pewne zmiany, otóż Uriaha Duffy'ego na basie zastąpił Michael Devin (ex-Lynch Mob), a za bębnami zasiadł Briian (tak, tak, przez dwa "i") Tichy, grający niegdyś z Billy'm Idolem, zastępując Chrisa Fraziera. Poza tym trzon grupy bez zmian - Coverdale, Aldrich i Beach.

Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl