poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Uciekająca konsoleta

Należy się kilka słów wyjaśnienia słuchaczom "Nawiedzonego Studia", w sprawie realizatora naszego programu. Trochę to dla mnie sytuacja niekomfortowa, bowiem uważam, a i tak też zostałem wychowany, iż należy przedstawiać z imienia i nazwiska osobę realizującą audycję. Nie wiem co się stało mojemu nadwornemu Maćkowi, że ostatnio nabrał takiego uczulenia co do swojej profesji, a raczej jej efektu. Źle się z tym czuję i nie wyobrażam sobie takiej sytuacji na dłuższy czas. Postawa mojego nadwornego konsoleciarza wskazuje na jedną rzecz wymownie, z którą to liczę się coraz bardziej. Prawdę powiedziawszy, jestem przekonany, że Maciek chce to wszystko rżnąć, tylko nie wie jak ma mi to powiedzieć. Wyczuwam to od jakiegoś krótkiego, ale męczącego mnie czasu i tylko "czekam" na ten dzień. Mój program na tym cierpi, co zapewne jest słyszalne w eterze. No, ale trudno o tym nie myśleć, nie przeżywać, człowiek się przywiązuje, a szczególnie ja, tak więc jako lubiący i ceniący sobie stabilizację, trochę wytworzył się w moim radiowym życiu chaos. Przed tygodniem Maćka nie było, z tego co wiem w najbliższą niedzielę jest to równie prawdopodobne. A i nie zdziwię się na kolejne tego typu niespodzianki w najbliższym czasie. Martwi mnie to, gdyż wszelakiego rodzaju zastępcy są w moich oczach niemile widziani. Są to zazwyczaj beznamiętni studenccy praktykanci lub kompletnie nie czujący fajnej muzyki ludzie, którzy ziewają podczas realizacji Nawiedzonego, co sprawia, że i mnie nie jest łatwo dotrwać do końca audycji, z takim jednym czy drugim typkiem. Najchętniej , gdyby mnie spotkała Maćkowa przykrość, zabrałbym się za didżejkę, tyle że w naszym Radio nie jest to możliwe z wielu powodów, ale nie o tym chciałem. "Nawiedzone Studio" jest programem oczywiście muzycznym, jednak swoją postawą pozwalam sobie na wiele wylewności i nie chcę by byle koleś mnie realizował. By kpił ze mnie i śmiał się z moich tekstów prosto w twarz. Do roli realizatorów znakomicie nadawali się niegdyś Włodek Wieczorek, Tomek Ziółkowski czy Bartek Maćkowiak, ale ich życia poukładały się tak, że czasu nie byli już w stanie mi tyle poświęcać.
 Czasem jako na zastępstwo, owszem tak, ale to już rzecz tylko okazjonalna. Miałem nadzieję (i mam nadal!), ze Maciek w tych ostatnich latach stał się tą właściwą osobą na właściwym miejscu, ale jak się okazuje, chyba tylko ja tak uważam, bo po nim widzę, że jest już inaczej. Obym nie miał nosa. Czas brnie do przodu, ludzie mają swoje życie, swoje problemy, rozumiem to. Każdy ma do tego prawo. Nie mam także prawa , ani zamiaru nikogo zmuszać, czy trzymać za rękę. Niestety trudno mi wyobrazić sobie współpracę z jakimś młodziakiem, który na moim programie będzie przysypiać, bo jego gust muzyczny oraz filozofia życiowa, dalekie będą od mojego pojmowania świata (większość dzisiejszych młodziako-drewniaków). Nie wiem jak się sprawy potoczą, ale na ten moment miło nie jest.
Wracając do Maćka, kompletnie nie pojmuję jego ostatniego przewrażliwienia na punkcie swojej roboty, którą wykonuje, nie tylko moim zresztą zdaniem,  bardzo dobrze !!!. Nie wiem co On chce osiągnąć w naszym radio, na tym starym sprzęcie, na kiepsko podkręconym nadajniku, itd... To, że kiepsko słychać nasze Radyjko, to na pewno nie jego wina. Te szumy, zgrzyty czy inne zakłócenia nie mają niczego wspólnego z jego pracą. Zatem wszyscy są beznadziejni. Bo podobno skrytykowali go jego znajomi. Przepraszam Maciek, mam w nosie twoich znajomych! Nie obchodzą mnie oni, nie obchodzi mnie ich zdanie. Nie obchodzi żadnego z naszych słuchaczy. Jestem tego pewien.  Nie są słuchaczami mojego programu, za to tylko mącą w twojej głowie. Niech się zajmą swoim życiem i brakiem pasji. Bo ludzie nie posiadający pasji tworzą najwięcej zła. Przykładem politycy. Dla mnie liczą się inne aspekty. Dla mnie ważne są kumpelstwo, wspólna pasja, przeżyte lata, ... To wiąże ludzi. Oczywiście, radio to nie najlepsze miejsce do imprezowania czy biwakowania. Radio to miejsce pracy, gdzie przygotowaną audycję trzeba !!! jak najlepiej sprzedać ludziom, bo dla nich się ją tworzy. Dlatego człowiek siedzi ze słuchawkami, słucha, gada do mikrofonu, i przetasowywuje płyty, by wszystko było perfekt!!! Nie ma czasu na pogawędki o tym czy tamtym, bo jest audycja, na którą czekam cały tydzień i na której kształcie i uczciwości zależy mi bardziej niż na większości rzeczy w moim życiu. I przez te cztery niedzielne godziny nie liczy się nic!!! Ale to nie znaczy, że poza tymi czterema godzinami nie liczy się już nic więcej.