Warta pokonała Dolcan Ząbki. Co prawda ostatnią drużynę tabeli I-szej ligi ,za to na wyjeździe. Trochę się piłkarze "Zielonych" zrehabilitowali za kiepską grę w Poznaniu z Pogonią Szczecin. I to jest piłkarska radosna informacja tego świątecznego łikendu, bo to co dzisiaj zaprezentował Lech, woła o pomstę do nieba. Ktoś zapyta: byłeś? Tak, byłem. Niestety byłem. A raczej byliśmy. Na mecz zaprosił mnie Tomek Ziółkowski, były nadworny realizator "Nawiedzonego Studia". No, nie do końca były. Wlatuje przecież ze dwa-trzy razy do roku, by pokręcić suwakami przy konsolecie, w razie zastępstwa. Pożyczyłem od mojego synusia szalik Kolejorza. Mój młodziak założył koszulkę klubową, a że na moją "smukłą" sylwetkę 5 lub 6 XL nie produkują, to na otarcie łez pozostał mi choć wyżebrany szalik. A i tak źle się czułem. Nie w sensie, że ja bardziej Warciarz niż Kolejorz, bowiem gdyby nie przywiązanie do Warty od laty szczenięcych, to oba kluby mi bliskie prawie na równi. No, może pół punkcika wyżej Warta, ale to już tłumaczyłem niedawno i ponownie nie muszę. Zresztą, za co Kain zabił Abla? Ponoć za opowiadanie starych dowcipów. Po prostu przeszkadzał mi szalik, gdyż ten oficjalny, ze sklepiku klubowego, to wyrób jesienno-zimowy. Dziwię się, że nie wymyślono wersji wiosenno-letniej. Męka Chrystusowa. Idealna na ten czas, by poczuć klimat zmartwychwstania, po jego zdjęciu. Grzało w szyję, że hej! , a dzień był piękny, więc raczej zdjąć się to czy owo chciało.
O ile mecze Warty przypominają rodzinne piknikowanie, o tyle na Kolejorzu, trzeba przyznać, atmosferka jest. Jest fajnie. Ludziska klaszczą do rytmu, śpiewają nie szczędząc płuc. Dawno na Lechu nie byłem, to i podobało mi się. Jedynie me usta milczały, gdy stadion śpiewał: "Lech, moja jedyna miłość". Tego nie mogłem. Byłbym zdrajcą. Gdybym mógł zaśpiewać: "Lech, moja jedna z dwóch miłości" - to tak!
A co do meczu, no cóż, Lech grał tak, jakby nie chciał wygrać. Przez 2/3 spotkania można było odnieść wrażenie, że Kolejorze widzą bramki po przekątnej. Do tego miotali się ze sobą, piłka wiązała im nogi. Publiczność była czasem tym zirytowana, a czasem nieźle wkurzona na swoich pupili.
Jak można odpuścić sobie taki mecz? Z tak słabiutkim Bełchatowem. Drużyną, która prezentowała momentami żałośnie niski poziom. No, z tego wynika, że Lech niewiele wyższy, skoro strzelenie gola okazało się niemożliwe. Wiedzieli Kolejorze, że Śląsk pokonał Wisłę i w razie własnego niepowodzenia , wyprzedzi nas w tabeli. Do tego, Lechia ograła w pięknym stylu Legię. A Lech zagrał tak , jakby to nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Jakby dobrze im było wąchać korki od spodu Pomorzan i Dolno-Ślązaków. A może Lechici tak są pewni wygranej z Legią w Bydgoszczy w finale Pucharu Polski, że odpuszczają już sobie ligę? Fakt, Legia jest wyjątkowo kiepska na tę chwilę, ale historia pokazała już nie raz, że te łajzy z Łazienkowskiej mogą być bez formy, ale na mecze z Lechem jakoś się wyjątkowo motywują i mobilizują. Tak więc, nie liczyłbym na łatwą przeprawę. Porażką będzie dopiero, gdy Lech nie zagra w Lidze Europejskiej. Posiadać taki stadion, takich kibiców, a do tego udany sezon w pucharach, no i na koncie Mistrzostwo Polski !!! A tu przed nami średnia Wisła (chociaż niestety uczciwie, najlepsza na ten moment), ambitna, ale daleka od poziomu pucharowego Jagiellonia, słabiutka Lechia (choć dzisiaj zagrała dobrze) i drewniany Śląsk. Takie drużyny mogą zabrać miejsce na wierzchołku tabeli Lechowi, który posiada skład na poziomie pucharowym, a w pucharach (na tę chwilę) bliski jest niewystąpienia. Warto Panowie Lechici o tym pomyśleć. Warto dać z siebie wszystko już teraz, bowiem za chwilę zabraknie czasu na odrabianie strat punktowych w tabeli.
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00