czwartek, 7 kwietnia 2011

ALBERT KING with STEVIE RAY VAUGHAN - "In Session" - (2010) -

 ALBERT KING with STEVIE RAY VAUGHAN - "In Session ..." - (STAX RECORDS / UNIVERSAL) -



Nie ukrywam swojej wielkiej sympatii dla talentu nieodżałowanego S.R.Vaughana, jednego z wielu białych bluesmanów, ale jednego z zaledwie kilku mogących stawić czoła najlepszym. Ten przedwcześnie zmarły artysta potrafił zagrać wszystko, jeśli chodzi o bluesowe podwórko. Jego krótka kariera, jak się okazuje, była o wiele bogatsza, niż dorobek płytowy pozostawiony za życia. I choć wydawać się mogło jeszcze nie tak dawno temu, że wytwórnie płytowe, wydały wszystko co się da, to jednak i to najnowsze wydawnictwo zapewne wciąż nie postawi ostatecznej kropki nad "i". No tak, ale przecież to nie jest tylko dzieło S.R.Vaughana, bo przede wszystkim Alberta Kinga. Jednego z kilku królewskich czarnych bluesmanów. Inspiratorów nie tylko dla S.R.Vaughna, ale i także choćby dla niedawno zmarłego Gary'ego Moore'a , Rolling Stonesów, i  wielu innych.
"In Session..." to tytuł dwojaki, z jednej strony nietuzinkowa sesja dwóch wielkich bluesowych wymiataczy, z drugiej zaś owe "In Session" to tytuł dawnego telewizyjnego programu, w którym obaj artyści wystąpili, i z którego pochodzi to wydawnictwo, a które to dzienne światło ujrzało właśnie teraz, po blisko trzydziestu latach. Sesja ta pochodzi bowiem dokładnie z 6 grudnia 1983 r., z CHCH Studios, Hamilton w Ontario, w Kanadzie. W tym czasie S.R.Vaughan był, powiedzmy, początkującym artystą, który był ledwie po wydaniu debiutanckiego, fenomenalnego zresztą albumu "Texas Flood" (1983), a Albert King już rządził w takim graniu od ponad 30 lat. Mimo to zainteresował się młodziutkim, niespełna 30-letnim teksańczykiem i widząc jego talent oraz nieprzeciętne umiejętności, zasiadł z nim do gry. Jak dwaj pokerzyści. Na przeciwko siebie, na drewnianych stołkach. Każdy z nich ze swoim ulubionym sześciostrunowcem i kilkoma mikrofonami. I zaczęli! To co zagrali, a właściwie jak zagrali, to istny miód dla uszu. Praktycznie wszystkie partie wokalne wykonuje Albert King.  Stevie Ray Vaughan śpiewa tylko (szkoda!) swoją kompozycję "Pride And Joy". Istotną zresztą, bowiem od tego utworu Stevie rozpoczął swoją fonograficzną przygodę. Panowie rozmawiają ze sobą gitarowym językiem, tak, jakby wypili wspólnie niejedną butelczynę i zagrali tyle koncertów, ile Stevie miał włosów na głowie. Poza wspomnianym "Pride And Joy", otrzymujemy trzy utwory autorstwa Alberta Kinga oraz po jednym Aarona Walkera, B.B.Kinga oraz Hudsona Whittakera. Całość jest zgrabnie ze sobą połączona i przepleciona komentarzami i humorystycznym nastrojem pomiędzy muzykami. Słucha się tego rewelacyjnie. Szczególnie jednak polecam utwory Alberta Kinga, tj. "Overall Junction" oraz 15-minutowy "Blues At Sunrise". Jest w nich najwięcej szaleństwa i zarazem wysmakowanej gry. Równie fajne wrażenie robi skoczny blues "Match Box Blues". Nie ujmując nic finałowemu "Don't Lie To Me', któremu wręcz bosko towarzyszy gra Tony'ego Llorensa na organach. Zresztą ten Pan także dzielnie walczy na całej płycie z organami oraz pianinem. Pozostała sekcja basowo-perkusyjna także może wystąpić na apelu do pochwały. To musiała być świetna zabawa dla wszystkich. Zabawa połączona z tworzeniem wielkiej sztuki.

P.S. Wydawnictwo to zostało wzbogacone płytą DVD z tejże sesji, a także ukazało się w formie oddzielnego DVD.

Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl