Jedną z najważniejszych pamiątek gabloty mej dawnej pamięci, wariactwo podczas poznańskiej Rock Areny '81, gdzie Perfect porozstawiali konkurencję po kątach. Do dzisiaj nie zapomnę pogo przy "Ale Wkoło Jest Wesoło". To były spontaniczne narodziny polskiego rocka (nie licząc kilku odosobnionych, pięknych, lecz dość odległych chwil z Budką, Breakoutami, Testem czy SBB. Jednak wobec Muzyki Młodej Generacji był to mezozoik), jednocześnie kąśliwego Perfectu, który po paru latach takiego estetycznego granka (nawet z Basią Trzetrzelewską), wraz z nadejściem nowej dekady wreszcie pojął swą misję. I teraz właśnie wspominam takich Perfect, z kapitalnego "Live". Już bez trzasków, z kompaktu - takiego z bonusami, acz dla jasności, zabytkowy winyl wciąż na półce. Tak tak, tamten prehistoryczny egzemplarz, za który w epoce wybuliłem kupę szmalu. Ale cóż, skoro nie załapałem się na dzień, kiedy sprzedawano album w księgarni, przyszło mi nieźle nadpłacić na jednej z Wawrzynkowych giełd. Oj, co niedzielę pojawiały się na niej takie spekulanckie asiory, nieźle żyjące z wykupywania pożądanych tytułów, a później tworzących różnice na linii: cena urzędowa detaliczna a czarna strefa. Ale dzięki tym nadpłaconym albumom dźwigam do niejednej muzyki jakby większy szacunek. Nie od dziś wiadomo, iż wyrzeczenia na rzecz sztuki, umacniają nas w niej.
Dzięki Piotrze Szkudelski, Nawiedzone Studio śle Tobie za cały twój trud oraz pasję ukłony!
a.m.